poniedziałek, 16 września 2013

Serialowe podsumowanie tygodnia #50 [09.09.2013 - 15.09.2013]

50 odsłona podsumowania tygodnia. Ładny okrągły jubileusz. Powinienem zrobić jakieś podsumowanie czy coś, ale nie mam pojęcia o czym w nim pisać. Ilość odcinków? Nie chcę mi się liczyć (wrodzone lenistwo), za dużo tego, ale szacunkowo mogę powiedzieć, że coś około 500 - 700. Nie jest tego dużo, nawet mniej niż 3 odcinki dziennie. Już nie oglądam tyle telewizji co jeszcze 3 lub 4 lata temu. Jednak dalej potrafię się wciągnąć w dobrą produkcję. Wystarczy spojrzeć na ten tydzień gdzie spontanicznie obejrzałem cały czwarty sezon Friday Night Lights. Było warto. Teraz jednak trzeba przypałuzować by za szybko się nie skończyło. Bo to jest lepsza taktyka niż obejrzeć całość ciurkiem. Niektórymi smakołykami trzeba się delektować i wydłużać przyjemność. Nie jest to łatwe bo najczęściej po finale prosi się o następny odcinek, ale przez te kilka lat udało mi się opanować tą trudną sztukę. Opanowałem też obowiązkowość, że się skromnie pochwalę. Niemal rok ukazywania się serialowego podsumowania tygodnia (co za mało pomysłowa nazwa!), ale obyło się bez opóźnień. Tylko raz notka pojawiła się w poniedziałek popołudniu, ale to wszystko wina Person of Interest, które prosiło się o skończenie sezonu więc nie było czasu na takie pierdoły jak blog. Aj, jednak nie do końca wyrobiłem sobie ten odruch dawkowania...

Muszę koniecznie napisać, że jestem zadowolony z obecnej formuły. Takie pomieszanie recenzji z wrażeniami, pisanymi na szybko po zakończeniu oglądania. Niezbyt przemyślane, ale oddające po części moje emocję i opinię. Jeśli jednak ktoś ma jakieś sugestię to zapraszam do komentowania. Na pewno je rozpatrzę, a i milej na serduchu się zrobi jak okaże się, że ktoś to czyta. A jak nie to trudno, dalej będę robił swoje.


SPOIL, SPOILER, SPOILER
Breaking Bad S05E13 To'hajiilee
- no to jakiś żart! Jak można skończyć odcinek w takim momencie?! Przecież to czysta złośliwość i psychiczne znęcanie się nad widzem. W środku strzelaniny, z uwięzionym Heisenbergem i życiem Hanka i Gommiego pod znakiem zapytania. I jeszcze tyle niesamowitych rzeczy do tego prowadziło - dynamiczna pogoń za kasą, odkrycie prawdy i aresztowanie. Tyle dobrego, a mogło być przecież więcej! Plus jest taki, że przyszły odcinek od samego początku będzie trzymał w napięciu chyba, że zafundują przeskok w czasie. Oby nie bo jestem ogromnie ciekaw co się stanie. Ktoś zginie na pewno bo najwyższy na to czas. Tylko kto? Ktoś od Todda? A może Hank lub Gomez? Na Jessego jeszcze za wcześnie.
- reszta odcinka była bardzo dobra, ale miałem wrażenie, że ciągnie się. Jasne przekręt z Hullem i cała ta mistyfikacja z zdjęciami były niezłe, ale wolno się to działo i brakowało w tym napięcia. Tak do momentu zobaczenia beczki na ekranie telefonu przez Walta byłem zdania, że to jeden z najsłabszych epizodów tego sezonu. Miał mocne sceny, ale jako całość zawodził. Póki nie gruchnęło.

OCENA 5/6

Dead Like Me S02E06 In Escrow 
- podoba mi się ten sezon, chyba bardziej od poprzedniego. Najbardziej istotna rzecz do jakiej mogę się doczepić w tym odcinku to głupi żart z pierdzeniem. Już dawno przestały mnie śmieszyć takie rzeczy, dobrze że miało to jakąś większą otoczkę i prowadziło do innego humorystycznego elementu (nie pozwę was), ale lekki niesmak i tak pozostał
- narracja George jak zwykle dość błaha, o trudach życia itp. ale dobrze się jej słucha bo ja no właśnie taka życiowe. Mówi o życiu szaraka, każdego z nas razem i z osobna. Do tego jeszcze zaakcentowano wątek odpowiedzialności, tego że nasze decyzję mają konsekwencję.
- u Lassów nic się nie zmieniło. Mogło, ale do tego nie doszło. Jednak przypadkowe wydarzenie może trochę namieszać w przyszłości.
- ciesze się, że dużą rolę w tej serii dostają inni Żniwiarze. Roxy musi się skonfrontować ze swoimi uczuciami, to tylko pokazuje, że nie jest to taka płaska postać jak można się było na początku spodziewać. I jeszcze sporo humoru podczas spowiedzi jak prosi o zdrowaśki na pokutę. Mason za to konfrontuje się ze swoim dawnym idolem. Humor i zarazem smutek biją z tych scen. Jeszcze okazuje się, że wspomnienia są piękniejsze od rzeczywistości
- sceny śmierci jak zwykle absurdalne. Szczególnie ta na lodowisku. Strzelanina też przemyślanie pokazana. Sam dźwięk przez co zamiast wypaść tragicznie była śmieszna. 

OCENA 4.5/6

Friday Night Lights S04E01 East of Dillon 
- po długiej przerwie wróciłem do Dillon i czuje się jak w domu. Wprawdzie mnóstwo zawirowań i bohaterowie w nowych sytuacjach, ale to to samo miasteczko które opuściłem. Już początek mi to uświadomił gdzie podróżujemy wzdłuż ulicy i słuchamy radia zapowiadającego nowy sezon. Sezon, który będzie inny od poprzednich - nowa szkoła, nowa drużyna, nowi ludzie i kolejne konflikty. Już nie mogę się doczekać by lepiej poznać nowych i zobaczyć jak Lwy zaczną grać football. Ciekawe też co u Panter, jak sobie radzą z nowym trenerem bo nie pokazali wyniku meczu.
- sceny z trenerem jak zwykle niesamowite. Kyle Chandler jest niezwykle charyzmatyczny jak musi się wydzierać i ustawiać swoich do pionu lub zagrzewać ich do walki. Piękny i smutny widok na końcu jak poddaje mecz, a jego drużyna ledwo co trzyma się na nogach.
- a co u starych bohaterów? Tim zachowuje się jak zwykle, brakuje mu odpowiedzialności, JD przerodził się w prawdziwego dupka, a Matt został w mieście  i marnuje się. Smutno ogląda się ich dramaty wiedząc co już przeszli

OCENA 4.5/6

Friday Night Lights S04E02 After the Fall
- bohaterką tego odcinka jest Tammi. Pierw szantażowana, nie daje się przekonać, wykłóca się z mężem o kłamstwa z przeszłości i potem rozprawia się z McCoyem. Pieknie to wyglądało jak upokorzyła go przy radzie. Szkoda, że w szkole nie najlepiej, ale z drugiej strony to dobrze bo szykują się z nią ciekawe wątki i może mieć problem z utrzymaniem się w pracy
- wschodnie Dillon jest straszne. Nie dziwie się, że ludzie nie chcą tam posyłać swoich dzieci. Gangi i obskurne wnętrza. Szkoda mi Julie, nawet nie wie w co się wpakowała
- trener musiał po raz kolejny zmierzyć się z hejtem miasteczka. Poddanie meczu została źle odebrane przez widzów jak i drużynę. Ciężko było ją poskładać, ale jest nadzieja na lepsze jutro. Riggins wiele pewnie nie pomoże bo będzie się pakował w swoje kłopoty, ale coś z tego będzie. Nie w tym sezonie, ale w następnym mistrzostwo będzie. I tylko pragnę widzieć więcej meczy bo są niesamowicie emocjonujące

OCENA 4/6

Friday Night Lights S04E03 In the Skin of a Lion
- jest pierwsze przyłożenie drużyny i pierwsze punkty! Niby kolejna klęska, ale dająca nadzieje na przyszłość, nadzieje która jest potrzebna drużynie gdzie już rysują się wewnętrzne konflikty i nawet spory na tle rasowym. To będzie dobry sezon pod tym względem
- Taylor jak zwykle poświęca się dla drużyny i płaci za stroje z własnej kieszeni. Do tego jeszcze nikt w niego nie wierzy, dyrektor grozi końcem zespołu, a sponsorów nie widać. Zupełnie inaczej niż w Panterach. Jednak tamci mają zupełnie inne problemy i Buddy zaczął o nich głośno mówić. Teraz czekać aż zmieni niebieskie barwy na czerwone
- u Matta i Julie źle się dzieje i boję się że nadejdzie dla nich koniec. Nie chcę tego bo to jedna z najbardziej uroczych serialowych par, ale zerwanie byłoby czymś normalnym. Prozą życia, a o tym jest ten serial. Smutno tez patrzy się na Rigginsa, który dalej nie może odnaleźć sensu życia i zaczęła z nim flirtować jakaś podlotka

OCENA 4/6

Friday Night Lights S04E04 A Sort of Homecoming
- ten serial funduje mieszankę emocji - raz daje olbrzymią frajdę z oglądania, a zaraz potem przyprawia o smutek. Tak się właśnie skończył ten odcinek. Zresztą, taki był wątek Matta. Zrezygnował z edukacji na rzecz dziewczyny i teraz to go trapi. Na końcu natomiast dowiaduje się, że stracił ojca. Wiele przeszedł i cały czas ma pod górkę.
- konflikt między Lukiem i Howardem zażegnany? Dość szybko, ale pewnie niedługo się znowu zacznie. Ciekaw jestem jak będą się spisywać razem na boisku.
- tym razem w roli głównej byli dawni mistrzowie, a nie młode lwy. Jak widać nie każdy ma wesołe wspomnienia związane z footballem.
- biedna Tammi. Jak zwykle postąpiła dobrze, ale jest przez to nienawidzona. Connie Britton gra perfekcyjnie i ciesze się, że tak dużo czasu jest poświęcane jej bohaterce

OCENA 4.5/6

Friday Night Lights S04E05 The Son
- co za odcinek! Niemal w całości poświęcony żałobie i przeżyciach Matta po śmierci ojca. Smutna atmosfera emanowała z ekranu i odczuwanie współczucia było czymś naturalnym. Niesamowicie zagrał Zach Gilford w tym odcinku - momentami niezwykle stoicki, potem zdenerwowany czy zdezorientowany, wkurzony i pogrążony w rozpaczy. Wiele świetnych scen było, ale najlepsza chyba na samym końcu jak sam zasypuje trumnę.
- co dziwne w odcinku pojawiła się Layla. Nie żebym się za nią specjalnie stęsknił, ale jej powrót był czymś normalnym. I chciałbym tak zobaczyć więcej starych twarzy i sprawdzić co u nich.
- co do Lwów - w końcu jakieś sukcesy. Niby nic jeszcze nie wygrali, ale widać postęp. Howard został graczem miesiąca, ale widać, że nie radzi sobie w nowej roli. Ma też mnóstwo innych kłopotów - z matką i pieniędzmi którym brakuje. Czyżby kolejny konflikt z prawem? Uwielbiam jak są skonstruowane postacie w tym serialu. Nie jednoznaczne i obciążone swoją przeszłością

OCENA 5/6

Friday Night Lights S04E06 Stay
- niesamowicie depresyjny ten sezon. Nikomu nic ię nie udaje, co rusz jakieś pechowe wydarzenia i nikt nie jest prawdziwie szczęśliwy. Radosne chwilę występują, ale są niezwykle ulotne. Nawet drużyna jeszcze nie wygrała, a to przecież połowa sezonu. Iskierka nadziei istnieje, ale trzeba czasu by buchnęło ogniem. Nie mogę się doczekać emocji związanych z kolejnymi meczami
- Layla dostała więcej czasu i nie powiem żeby było specjalnie szczęśliwa. Tęskni za Rigginsem, a on za nią, ale nie mogą być razem. Snują marzenia, które nie mają szans się spełnić. I jeszcze Becky opowiada historię o bratni duszach, która oczywiście nie ma szczęśliwego zakończenia
- również Mattowi i Julie się nie układa. Widać, że wciąż się kochają, ale coś niedobrego się między nimi dzieje. Co by się jednak nie stało to i tak będzie jedna z moich ulubionych serialowych par i basta

OCENA 4.5/6

Friday Night Lights S04E07 In the Bag
-jakoś mnie nie zdziwiło to, że nie działo się prawie nic pozytywnego. Ten sezon jest strasznie smutny...
- Julie mocno przeżywa rozstanie, stara się trzymać, ale niezbyt jej to wychodzi. Matt za to okazał się dupkiem i tchórzem. Nie spodziewałem się tego po nim. Czekam aż się odezwie, ale boję się jak to będzie wyglądało
- Howard jednak miał broń. Trenerowi bardzo trudno uzyskać zaufanie tej drużyny. Zdziwił mnie też wątek naprawianie płotu. Obstawiałem, że drużyna się pojawi i pomoże, potem Tank się zaoferował, że ich przyślę, a okazało się że tylko on przyszedł. I jeszcze tragiczna końcówka z kontuzją Luke'a. Nikomu nic się nie układa...
- u Becky to samo. Rozczarowana ojcem i prawdą. Bill ma kłopoty z żoną i wpadnie w kolejne tylko teraz z gangami. Już mu współczuję. Nawet Landry ma pecha. U Tammi nie lepie. Niech w końcu uśmiechnie się do nich szczęście!

OCENA 4.5/6

Friday Night Lights S04E08 The Toilet Bowl
- niby jest, promyk nadziei, Lwy w końcu wygrały swój pierwszy mecz, ale nie znaczy to że układa się bohaterom. Raczej są to wstępy do poważnych dramatów
- najszczęśliwsza powinna być Julie bo jest bliska dostania się na studia, ale wiąże się to z wyjazdem z rodzinnego miasta. Również Becky nie może mówić o prawdziwym szczęściu - pocałunek z Timem przysporzy jej więcej powodów do smutku niż radości. Sam Tim i Billy znaleźli dopływ gotówki, ale pewnie przyjdzie im za to poważnie zapłacić. Strasznie smutno się to ogląda...
- pozostałe postacie też mają pecha - romans Landryego będzie miał tragiczny koniec, a Luke będzie miał problem z lekami. I ja wcale na to nie narzekam. Wszystko to jest strasznie naturalne, bez zbytniego udziwniania, a zwykle sploty wydarzeń które mogą się przydarzyć. Takie Friday Night Lights chcę oglądać tylko mogłoby się coś w końcu przydarzyć dobrego

OCENA 4/6

Friday Night Lights S04E09 The Lights of Carrol Park
-  Taylorowie to najlepsze serialowe małżeństwo i basta! Bezgranicznie sobie ufają i nie zachowują się głupio i irracjonalnie. Miłość bije od każdej sceny z ich udziałem. Najlepszym przykładem jest ten nieszczęsny Glenn. W jakimś innym serialu mąż by się wkurzył i zaczął pienić i doszłoby do kłótni. Tutaj widać tylko delikatną zazdrość i obrócenie sprawy w żart. Pięknie to wyglądało
- głównym wątkiem odcinka był mecz inny od poprzednich - w parku z amatorami. I wyszło równie dobrze co zwykle. Uwielbiam oglądać tutaj footballowe starcia. Ciekawe czy ten młody co go Taylor wyłapał pojawi się w przyszłym sezonie. Ciekawe też czy rzeczywiście się coś zmieni czy po paru tygodniach park będzie wyglądał jak dawniej.
- u Becky dramat - dziewczyna jest w ciąży z Lukem. Nie powiem żeby mi się specjalnie ten wątek podobał, ale jestem ciekaw jak sobie poradzą bo już darze sympatią te nowe postacie.
- Howard znalazł robotę u ojca Jess. Jego wątek też bardzo mi się podoba bo widać jak ta postać przez sezon się zmieniła i dąży do czegoś. Świetnie wypadła scena z Landrym jak nic mu nie powiedział co sądzi o jego związku z Jess
- nowy chłopak Julie nic, a nic mnie nie interesuje. Niech lepiej Matt wraca

OCENA 4/6

Friday Night Lights S04E10 I Can't
- odcinek o aborcji, ale poprowadzony z niesamowitym wyczuciem. Bez zbytniego moralizatorstwa tylko spojrzenie oczami osób najbardziej tym zainteresowanych. Uwielbiam Friday Night Lights, że jest to serial tak nastawiony na bohaterów, ich wybory i przeżycia. Nie musi się wiele dziać wyszukanych rzeczy, tutaj najprostsze historię są najlepsze przez co tak łatwo się sympatyzuje z bohaterami
- u Howarda też nie za dobrze. O ile na boisku jest lepiej, tak już życie go nie rozpieszcza. Ustatkował się, ale musiał podjąć drastyczną decyzję i wrócił do gangsterki. To się na nim mocno odbiję. Chyba, że znowu dokona trudnych wyborów. A może jego losy splotą się z Rigginsami? Niby chcą zrezygnować z prowadzenia dziupli, ale to nigdy nie jest takie łatwe
- Connie Britton jest cudowna, nic dziwnego że Tim wysyła Becky do Tami. Jak zwykle przejmuje się każdym z dzieciaków bo stawia ich w miejsce swojej córki i zachowuje się jak matka.

OCENA 4.5/6

Friday Night Lights S04E11 Injury List
- dalej jest niesamowicie smutno, nic nikomu się nie układa. Brawa dla scenarzystów za konsekwencję w kreowaniu tak spójnego sezonu
- najsmutniej wypadł chyba wątek Tami. Jak zwykle zrobiła dobrze, a teraz zupełnie niesłusznie obrywa za to po tyłku.Szykuje się skandal i sprawa w gazecie. Najbardziej szkoda w tym wszyskim Becky i Luke'a bo to się szczególnie na nich odbiję
- Matt to dupek ostatnio, ale jestem w stanie zrozumieć jego zagubienie. I tutaj znowu robi się przykro Julie bo to ona ma najciężej.
- Tim w tym sezonie wpadł między dwie kobiety. Obydwie zastawiały na niego sidła, a on powstrzymywał się. I jak skończył? Na kanapie w Riggins Rigs bo jego intencję zostały źle odczytane. Chciał dobrze, a wyszło...
- u Howarda też dramat - pojechał na akcję zginął jego kumpel. Czy to odmieni jakoś jego życie? Opuści gangi czy bardziej wsiąknie?
- jeśli chodzi o drużynę to też nie najlepiej. Przegrała. Znowu. A teraz zbliża się pojedynek z Panterami. Może na zakończenie sezonu jakiś pozytyw? Będzie ciężko bo Luke na ławce, a Howard może nie zagrać, ale ja wierzę w Lwy. 

OCENA 4.5/6

Friday Night Lights S04E12 Laboring
- ale ja głupi jestem, na prawdę myślałem że zaczyna się w końcu układać bohaterom. Poród dziecka Billego byłby idealnym wstępem do dalszego ciągu dobrych wydarzeń. Tak jak te wykałaczki na boisku, zadziałały strasznie rozluźniająco. A potem wszystko zaczęło się walić... prawie wszystko bo przynajmniej Howard się opamiętał, ale to i tak będzie miało konsekwencję w postaci końca związku Jess i Landryego
- najbardziej szkoda wszystkich Lwów i Taylorów. Mecz zostanie rozegrany na obcym boisku przy publiczności która ich nienawidzi i lekceważy. Jednak liczę na zwycięstwo. Bardzo bym tego chciał żeby coś się w końcu udało zrobić z tą drużyną. Należy się im. Eric i Tami również powinni dostać coś od życie. Ostatnio tylko pod górkę. Oby Tam ładnie rozegrała sprawę tego pozwu, ona ma talent do takich rzeczy
- Tim w więzieniu? To jest smutna wiadomość, ale zupełnie zrozumiała w kontekście całej serii.

OCENA 4.5/6

Friday Night Lights S04E13 Thanksgiving 
- mecze w Friday Night Lights niejednokrotnie dostarczają więcej sportowych emocji niż realne rozgrywki. Pewnie dlatego, że człowiek jest bardziej przywiązany do tych bohaterów niż prawdziwych sportowców, obserwuje ich codzienne życie i trzyma kciuki by wiodło się im jak najlepiej. Dlatego tak cudowny był to mecz. Dwie drużyny z Dillon stają na przeciw siebie i po niesamowitej walce wygrywają Lwy. Każdy dał z siebie wszystko. Nawet Tinker zapunktował! Radość udzieliła się i mi jak schodzili do szatni ciesząc się ze swojej gry. Euforia przyszła na końcu jak Luke przezwycięża swój ból i trenera mu postanawia zaufać, a potem Landry zdobywa zwycięskie punkty. To było coś niesamowitego. Nie zdziwiłbym się gdyby nie trafił bo przez cały sezon było wszystkim pod górkę, ale udało się wygrać. Z niczego Eryck stworzył drużynę, która ma szansę powalczyć o mistrzostwo w przyszłym roku. Cudownie by było jakby znowu zagrali z West Dillon i ponownie wygrali.
- jednak nie dla wszystkich ten sezon dobrze się skończył. Nie zabrakło emocji i wylewały się one z ekranu. Zwłaszcza mowa Billego na kolacji u Taylorów. Potem jeszcze poświęcenie się Tima, zerwanie Julie i Matta, Landry wylatujący do Chicago i wcześniej zrywający z Jess. Zwolniona Tami i zmieniająca pracę. A przecież to dopiero początek bo w premierze przyszłego sezonu pożegnają się ze szkołą kolejne osoby.

OCENA 5/6

Sons of Anarchy S06E01 Straw
- Sons of Anarchy wróciło z nowym sezonie i szczerze mówiąc jakoś niespecjalnie ciągnęło mnie do oglądania. Czekałem na nowy sezon, ale miałem opory przed jego włączeniem. To chyba wynika z zmęczenia materiałem. 5 lat śledzenia jakiegoś serialu to szmat czasu i nawet najlepsze produkcje mogą zniechęcić. Tylko, że o tym wszystkim zapomina się tuż po włączeniu odcinka bo serial jest tak dobry jak zawsze
- jak na premierę epizod był całkiem spokojny. Trochę się działo, trochę przestoi i trochę brutalnie. Spodziewałem się więcej, ale nie ma się zbytnio do czego przyczepić. A te całe kontrowersje związane z odcinkiem? Śmieszne. Serial ma określony rating wiekowy więc dzieciaki nie powinny go oglądać, a dorośli niech sobie sami wyciągną wnioski skąd się biorą takie rzeczy. Sama scena pokazana z wyczuciem, a przez cały odcinek postać chłopaka budziła zainteresowanie. Ciekawe tylko jakie będzie to miało konsekwencję dla fabuły. Koniec handlu bronią? Nagonka na klub?
- u bohaterów dzieje się. Tig impulsywnie popełnia morderstwo topiąc gościa w szczynach - jak zwykle czarny humor obecny w serialu. Chibs daje upust złości na Juiceie, a potem bratersko go zszywa. Bobby myśli nad zostaniem Nomadem. Jax rozwija działalność i poznaje ciekawą burdelmamę i jeszcze ciekawszego nowego gangstera z Stockton. Hap i Unser dalej robią za opiekunki do dziecka. Jest dobrze.
- najciekawiej wypada wątek więzienny. Tara szybko nie wyjdzie, ale już zyskuje pozycję w więziennej hierarchii. Wie, że musi pokazać że trzeba się z nią liczyć. Tylko bez sensu, że nie chcę się spotkać z Jaxem. Natomiast Clay zacznie donosić. Albo i nie bo z nim nigdy nic nie wiadomo. Pewnie będzie chciał jak najwięcej ugrać dla siebie, a zemsta będzie na drugim planie. Ten Marshall co ma go w garści jest dziwny, również ma swoje problemy. I jest sadystyczny. Tortury nad Otto trwają dalej. Śmierć byłaby dla niego wybawieniem, ale na to nie ma raczej co liczyć 

OCENA 4.5/6


Suburgatory S01E21 The Great Compromise
- słabo. Znowu. Dobrze, że tylko jeden odcinek do końca sezonu bo tylko mnie ten serial irytuje. Śmieje się może z 2 razy na odcinek i tyle. Chyba tylko Dallia i Shelia poprawiają mi humor, reszta jest strasznie wymuszona. Może i kilka ciekawych wątków fabularnych było, ale co z tego skoro historia Eden jest przeraźliwie słaba i nie śmieszna. Jedna scena z Lisą i Malikem wyszła dobrze, ale reszta nudna. Szkoda bo tak fajnie się zapowiadało. Dawniej była to parodia amerykańskich przemieści, a teraz komedia o związkach...

OCENA 2/6

The Shield S03E07 Safe
- i udało się uzyskać listę z sejfu. Szkoda, liczyłem na jakieś kłopoty z tym związane, za łatwo poszło. Szkoda, że Ronnie nie pokazał swojej magii bo lubię jak on albo Lem dostają więcej czasu antenowego. Aż szkoda, że serial skupia się w większości na Vicku bo w tle przewija się tyle fascynujących postaci
- najmocniejsza była ostatnia scena. Aceveda dzieli się swoim sekretem z kimś z rodziny (bratem), a ten mu mówi że na jego miejscu by zabił gwałcicieli. A co zrobi David? Nie zdziwiłbym się jakby tego dokonał by doznać spokoju. Widać jak go to męczy i jak puszczają mu nerwy więc jakoś trzeba rozwinąć ten wątek
- co za pomysł z narcocorridos - przestępcy nagrywający swoje dokonania. Dobrze poprowadzony wątek, przeplatające się w paru miejscach różne sprawy, pędzenie mety i smutne zakończenie. A właśnie skoro mowa o mecie - takie same nagranie było w Breaking Bad - Heisenberg Song
- Julien i Dany siedzą w magazynie - słabo, liczę że niedługo dostaną jakiś ciekawszy wątek. Trochę zabawnych scen z Dutchem to za mało
- jedna z moich ulubionych scen tego odcinka to ta z początku jak pies szuka zwłok i w pewnym momencie zaczyna brakować chorągiewek do oznaczania ciał. Niby nic wielkiego, ale udało się stworzyć w niej świetny nastrój. I jeszcze gościnnie wystąpiła Natalie Zea 

OCENA 4.5/6

The Shield S03E08 Cracking Ice
- sprawa ukradzionych pieniędzy powoli się rozkręca. Ostatnio udało się zidentyfikować poszukiwane nominały, teraz zabawa w to kto podwędził 7 tysięcy. Szkoda, że taki zapychacz. I tak wszyscy wiedzą, że to Shane i trochę niepotrzebne. Przecież za swoje pieniądze nie kupiłby Marze lexusa. W końcu nawet na pierścionek mu było szkoda. Zabawne sceny z paserem i urocza z dziewczyną. Tylko mam wrażenie, że to się dobrze nie skończy. Na początku myślałem, że Mara z biegiem sezonów trafi do ekipy Vicka i będzie pomagała prać pieniądze, ale raczej nie ma co na to liczyć. Jest za bardzo roztrzęsiona i za mało konkretna na takie coś
- sprawa odcinka toczyła się w okół na wpół zdekonspirowanego Decoy Squad. I trzeba przyznać, że wyszło nieźle. Wyścig z czasem, Trish robiąca wszystko by nie wypaść z roli i Vick działający po swojemu z gangami. Nie mogę tylko uwierzyć w to przeoczenie Wyms. Zupełnie jak nie ona.
- spotkanie z chłopakiem nowej kobitki Vicka było dziwne. Chyba ma tutaj miejsce niezdrowy związek, który sporo może jeszcze namieszać.
- sporo było scen z policjantami na posterunku - smutny koniec wątku Tommyego, Danny twierdząca że wybrał tchórzowskie wyjście i Julien znowu nie radzący się ze swoją seksualnością. Chciałbym, żeby było więcej takich scen.

OCENA 4.5/6


The Shield S03E09 Slipknot
- Vick wraca do starych metod, Decoy Squad odchodzi, Aceveda zdaje sobie sprawę, że Vick nie będzie grał czysto czyli wracamy do punktu wyjścia. I mi to zupełnie nie przeszkadza.
- sprawa linczu i morderstwa księdza mocna. Wojna wisząca w powietrzu i Vick zapowiadający swój powrót. Takie rzeczy dobrze się tutaj ogląda
- pobicie Corrine zaskakujące. Aż dziwne, że Vick nie zmasakrował tego azjaty, dobrze że przynajmniej Julien go trochę poturbował. Ma za swoje
- wybuch Dutcha zaskakujący, ale powiedział prawdę. Szkoda, że nic z tego nie wyniknie. Ciekawe czy w 4 sezonie coś się zmieni i czy Wyms awansuje czy zostanie detektywem bo przez te odcinki, które zostały do końca sezonu może się jej przydarzyć wiele złego
- niestety ale było parę elementów, które mi się nie podobały - związek Corrine z Owenem został potwierdzony - fatalny wątek, strasznie sztampowy, od tego serialu oczekiwałem więcej. Nie kupuję też Mary okradające Shane. Może to ciekawie wyewoluować, ale jest strasznie nie przekonujące 

OCENA 4.5/6

White Collar S04E11 Family Business
- biorę się za nadrabianie kolejnego porzuconego serialu i muszę przyznać, że długa przerwa przy White Collar przysłużyła się serialowi. Współpraca Neala i Mozziego jak zwykle bawiła, kila niezłych scen z tą dwójką podczas fałszerstw oraz poważne rozmowy. Ten aspekt wypadł dobrze
- sprawa odcinka niczym wielkim nie zaskoczyła, łatwo poszło i baz większego napięcia. Poniżej średniej serialu bo zabrakło błyskotliwych scen, ale nie ma się zbytnio do czego przyczepić
- najgorzej jednak wypadają sceny z James. Jakie to wszystko typowe! Już kij z tym, że przewidywalne, z tym mógłbym się pogodzić, ale najgorsze jest, że wyszło bez polotu. Do tego jeszcze ta historia z jego przeszłości taka sztuczna i naiwna - serio pierwsze co robi policjant bo znalezieniu trupa to bierze do ręki znalezioną broń? Albo nie pomyśli żeby się rozejrzeć przed kradzieżą kasy? Trochę instynktu samozachowawczego!
- nie podoba mi się też w jakim kierunku idzie serial - wielka intryga na policyjnych szczeblach. O wiele bardziej wolałem jak to była lekka przygoda ze skarbami...

OCENA 3.5/6

Najlepszy odcinek - Friday Night Lights 4x5
Najgorszy odcinek -Suburgatory 1x21

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz