poniedziałek, 6 stycznia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #66 [30.12.2013 - 05.01.2014]

Niepisana tradycja mówi, że na zakończenie każdego roku powinno się zrobić podsumowanie zeszłego. Co się podobało, co nie i plany na przyszłość. Mam to w nosie. Napiszę tylko, że jestem umiarkowanie zadowolony z tego co działo się na blogu. Mogło być lepiej, ale też dużo gorzej. Początki są najgorsze, teraz już będzie się rozwiał siłą rozpędu. Wciąż mam kilka zaczętych tekstów, które w najbliższym czasie powinny się pojawić. Chciałbym też dojść do poziomu dwóch wpisów w tygodniu i zrobić z tego standard. Materiału jest pod dostatkiem więc trzymajcie kciuki by chęci starczyło. Przydałby się też nowy layout bo ten jest okropny. Boję się jednak grzebać pod maską bloga bo jestem pod tym względem strasznym antytalenciem i prędzej coś popsuję. Jednak będzie trzeba to zmienić. Wydaje mi się, że blog wyszedł już z fazy niemowlęcia i czas go trochę ulepszyć. 

Na rynku serialowym działo się dużo dobrego przez ostanie 12 miesięcy. Mniej znane lub nowe stację zaprezentowały swoje autorskie produkcję, których poziom jest zachwycający. Vikings, Orphan Black, House of Cards. Wydaje mi się, że o tych serialach będzie się długo mówić przez najbliższe lata. Tak jak o zakończonym Fringe, Spartakusie i Breaking Bad. Nikita nie uzyska takiego rozgłosu, a jest tego warta. Może i serial wydaje się naiwny, ale ma sympatycznych bohaterów i nie raz potrafi zaskoczyć. Oglądajcie bo warto, tym bardziej, że doczekał się godnego zakończenie co w dzisiejszych czasach nie jest oczywistością. 

W tym tygodniu było mało czasu na seriale. Prywatne życie czasem potrafi być zaskakujące. Jednak ponownego spotkania z Sherlockem nie mogłem sobie odmówić. Odcinek kontrowersyjny dla mnie okazał się spełnieniem życzeń. W końcu wrócił najlepszy detektyw naszych czasów i udowodnia, że jest nieprzystosowany do życia w społeczeństwie. Udało mi się też ponadrabiać Masters of Sex. Dwa odcinki do końca i jestem pewien, że wrócę na kolejną serię. Mimo, że poziom serialu jest zachwycający od samego początku to nie byłem zdecydowany czy to serial dla mnie. Teraz jestem pewien i chcę osobiście przeżyć rewolucję seksualną w Stanach. Boję się tylko, że po paru sezonach poziom drastycznie poleci w dół. Nie mam zaufania do Showtime, które systematycznie zarzyna swoje seriale. Weeds, Dexter, Californication, Homland zaczynały z dużego A, a im dalej tym gorzej. Gdybym się nie znał powiedziałbym, że stacja uczy się na błędach i będzie lepiej. 

SPOILERY

Masters of Sex S01E07 All Together Now
- odcinek o romansach. Tak w dużym uproszczeniu. Sytuacja się pokomplikowała, a bohaterowie mają pozorne szczęście, ale tak na prawdę nie wiedzą czego oczekują od życia. Virginia nie wie co jest między nią, a Mastersem, a wspólny orgazm tylko wszystko komplikuje. Tak jak jej przyjaźń z Libby. Billa natomiast dalej nie rozumiem i dlatego tak bardzo podoba mi się jego postać. Chciałbym wiedzieć o czym sobie myśli wracając od kochanki do żony. Widać, że czerpie radość z wspólnych sesji z Virginią, ale cały czas tłumaczy to naukowym podejściem. Niedługo będzie musiał skonfrontować się z rzeczywistością. Jeszcze ciekawiej się robi jeśli doda się do tego zazdrosnego Ethana, który wmawia sobie, że jest szczęśliwy z Vivian oraz Libby, która próbuje znowu zajść w ciążę. Wybuchowa mieszanka.
- równie dobrze wypada Austin z jego kompleksem Edypa. Romans z Margaret, rozmowy na kozetce, reakcja Scullego oraz jego homoseksualny romans. Tutaj może eksplozja nie nastąpi, ale małe trzęsienie ziemi jest całkiem możliwe jeśli niektóre sprawy wyjdą na jaw.
- powrót Jean mnie cieszy. Może i postać z tła, ale daje dużo humoru serialowi.

OCENA 4.5/6

Masters of Sex S01E08 Love And Marriage 
- mniej romansów i oglądało mi się lepiej. Może już mam trochę przesyt tych przeróżnych konfiguracji albo po prostu lubię codzienne życie bohaterów. Szczególnie to w szpitalu. Ambitna Virgiania, chora DePaul, Jane jako sekretarka Willa i kolejny problem z badaniami - jak przedstawić wyniki w naukowy sposób. Do tego trochę humoru z kręceniem orgazmu od środka i kilka  trafnych spostrzeżeń na temat ludzkiej seksualności.
- w wątku Scullych trzęsienie ziemi nastąpiło szybciej niż myślałem. Margaret chcę rozwodu, a Barton jest gotów by podjąć drastyczne działania w celu zatrzymania żony. Podoba mi się jak została pokazana miłość tych dwojga - szczera, ale też przez cały czas nieumyślnie się krzywdzili. Ciekaw jestem jak dalej zostanie potraktowany wątek homoseksualizmu w latach '50 bo to bardzo trudny temat.
- Libby w ciąży. Zaskoczenie, że tak szybko, ale to może oznaczać kolejną zbliżającą się tragedię. Ja jestem ciekaw czy Walter się jeszcze pojawi bo problematyka czarnoskórych w epoce nie była jeszcze poruszana poza kilkoma małymi wyjątkami.
- jest jeszcze Ethan oświadczający się Vivian. Już. Wątek ten pędzi jak lokomotywa i już niedługo czeka ją wykolejenie. Bo chyba nikt nie spodziewa się tutaj happy endu.

OCENA 5/6

Masters of Sex S01E09 Involuntary
- trochę słabszy odcinek, miał dłuższe i nudniejsze momenty, ale dalej się go wspaniale oglądało dzięki różnorodności wątków i pewnym ciekawym zmianom u bohaterów. Czyżby Bill w końcu zdał sobie sprawę, że to coś między nim i Virginią to romans i wyrzuty sumienia kazały mu jej zapłacić? Jak zmienią się ich relację? Najciekawsze w tym jest to, że powodem zmiany była informacja o ciąży Libby oraz rozmowa z matką, która przypomniała mu przeszłość. Bill nieumyślnie powiela błędy swojego ojca.
- u Ethana kryzys wiary. Czy może raczej kryzys osobowości. Jak to było widać w poprzednich odcinkach cały czas płynął z prądem, nie zastanawiał się nad życiem tylko przyjmował je takie jakie jest. O nic nie walczył tylko dostosowywał się. Zmiana wiary i przypadkowa rozmowa o niej była tylko zapalnikiem by w końcu zdał sobie sprawę, że jest biernym obserwatorem. Doprowadził kobietę do łez, ale przynajmniej powiedział jej prawdę. Mam jednak nadzieje, że to nie koniec występów Vivian.
- Lester przy obiedzie przyznający, że się masturbuje był najzabawniejszym fragmentem odcinka, który tak bardzo kontrastował z matką Billa, która powoli zaczynała się domyślać, że jej syn ma romans z Virginią.

OCENA 4.5/6

Masters of Sex S01E10 Fallout
- zacznę od końca - Mushroom Cloud od Sammyego Salvo jest cudowne i idealnie wpasowało się w odcinek. Zachęcam do przesłuchania.
- sam odcinek bardzo dobry. Ciesze się, że w końcu w takim stopniu wykorzystano prawdziwe wydarzenia historyczne przez co serial stał się taki realny i nierealny zarazem. Próba obrony cywilnej, ochrona przed atakiem nuklearnym, chowanie się pod ławki i udawane operację oraz radiowe doniesienia o kolejnych "zniszczeniach" - wszystko to tworzyły niesamowity klimat. I te gorzkie słowa Jane na koniec, że przygotowanie są daremno bo i tak zginą. Ułuda władz była wtedy porażająca.
- Ethan starł się z Billem - świetna scena, pięknie zainscenizowana. Świetne ujęcie dwóch lekarzy na przeciwko siebie i potem cios nokautujący. Wybuch Billa niesamowity oraz zarzuty do Ethana. Kapitalnie to wyszło. Tak jak potem reakcja Virginii. Każda akcja ma swoją reakcję. Niby nieznaczący szczegół jak wyznanie Ethana o ciąży Libby staje się zapalnikiem istotnych wydarzeń. Virginia zdaje sobie sprawę, że miała romans z Billem i udaje się jej zgłębić jego zachowanie. Tymczasowo rezygnuje z badań co powinno wprowadzić trochę nowej dynamiki do serialu.
- ciesze się, że DePaul dostała więcej czasu niż zwykle bo od paru odcinków zachwycam się Julianne Nicholson. Wspaniała aktorka portretująca niezwykle ciekawą postać. Kobietę sukcesu w świecie zdominowanym przez mężczyzn, która porusza się w nim po omacku. Teraz z Giny powinny dać czadu i czekam na zaciskanie więzi między nimi.
- pocałunek Jane i Lestera był zaskakujący, jak z taniego filmu romantycznego, ale miał w sobie coś uroczego. 
- sceny z Margaret takie jak cały odcinek - są zwiastunem potężnej eksplozji. Ona już wie o homoseksualizmie Burtona, a to znaczy że ktoś jeszcze się dowie. Świetna była rozmowa z prostytutką, ale bardziej podobał mi się metaforyczny dialog z Austinem o satelitach i pozornym unoszeniu się. Zbliża się bolesny upadek.

OCENA 5.5/6

Nikita S04E06 Canceled 
- to jest już koniec i tak bardzo przykro. Widać pośpiech w tym odcinku - tyle ważnych rzeczy się działo i szybko kończono wątki, które można by rozciągnąć na wiele epizodów. Nie ma w tym nic złego bo serial nie stracił na jakości. Tylko, że mógłby być emitowany jeszcze kilka miesięcy! Będę tęsknił za Nikitą bo jest to jedno z najbardziej niesłusznych anulowań od kilku lat, ale też to serial który nigdy nie miał głośnej prasy. Mówiło się o nim przeważnie dobrze, ale cicho. Nie zdobył uznania na jaki zasługuje, a powinno się go stawiać na równi z Person of Interest bo to mniej więcej ten sam poziom. No nic będę tęsknił! W głębi ducha wierzę też w niemożliwe czyli wskrzeszenie na Netflixie. Szansę są bliskie zera, ale racjonalizm jest dla głupców, ja się uczepie myśli, że serial może powrócić bo tylko to mi zostaje. Samo zakończenie jest otwarto - zamknięte. Satysfakcjonujące dla bohaterów i widzów, ale dające masę możliwości rozwoju. Nie zdziwiłbym się jakby i w tym wypadku powstała komiksowa kontynuacja
- odcinek był na wysokim poziomie. Może nie był niesamowicie emocjonalny czy wybuchowy, ale został skonstruowany tak by zaskoczyć. Twist fabularny był spodziewany bo w tym serialu są one często spotykane. Nie sądziłem jednak, że tego kalibru. Wszystko to zmyłka, misternie zaplanowany plan. Ale dzięki temu była masa świetnych scen choćby walka Alex z Nikitą - wow, brakowało mi takich rzeczy. Albo eliminacja kolejnych bossów. Milusio się to oglądało. Trochę rozczarowała ostateczna konfrontacja z Amandą, ale z drugiej strony podoba mi się ten koniec. Bez strzelania i klepania po pyskach. Wygrał spryt i inteligencja. A ostatnie słowa Nikity do Amandy genialne.

OCENA 5/6

Sherlock S03E01 The Empty Hearse
- nareszcie jest! Dwa lata oczekiwania i w końcu pojawił się nowy odcinek, czy może raczej film, Sherlocka. I nie zawodzi bo nie miał prawa. Jako wyposzczony fan pewnie przyjąłbym wszystko z pocałowaniem rąk, ale obiektywnie patrząc, jeśli to w ogóle możliwe, było to wspaniałe 1,5 godziny telewizji. Pod każdym względem. W sumie na siłę można przyczepić się do wątku terrorystycznego i małego nacisku na sprawę, ale to tylko zależy od oczekiwań. Ja na serial czekałem głównie ze względu na bohaterów i formę, a nie kolejne zagadki kryminalne, które przecież są tylko tłem do interakcji bohaterów
- cieszyłem się jak dziecko ponownie oglądając tego aroganckiego Sherlocka. Czarujący i odpychający zarazem. Podręcznikowy przykład socjopaty. I to w nim takie piękne. Reunion z Johnem bardzo udany. Musiały być kłopoty i okres przejściowy, ale świetnie to poprowadzone. Tak jak inne spotkania - z Lastradem, Molly i panią Hudson. Cudownie się to oglądało. Tak jak kolejne błyskotliwe sprawy i coraz to bardziej wymyślne dialogi i potyczki słowne. Jaka szkoda, że jeszcze tylko 3h i kolejna długa przerwa...
- strasznie mi się podobał scenariusz bo był zakręcony, ale urzekła mnie reżyseria. Zabawy perspektywą i kolorowymi światłami, sporo efektownych zdjęć i efektów specjalnych, w które włożono sporo pracy. No i jak się nie cieszyć na widok eksplozji pałacu Buckingham czy wycieczek do umysłu Sherlocka?
- po takim cudownym odcinku brak rozwiązania zagadki sfingowania swojej śmierci nie jest rozczarowaniem. Moffat jak to ma w zwyczaju droczy się z widzami, podsuwa kolejne tropy by w końcu udowodnić, że to co widzimy to tylko kolejne kłamstwo i zasłona dymna. Kolejne odcinki to kolejne możliwości? Jestem za. Tym bardziej jeśli będzie więcej takich fantazji jak ta gdy Sherlock i Moriaty mieli się bardzo ku sobie.
- ciekawszym pytaniem jest kto będzie nowym wrogiem Sherlocka. Czy to ten tajemniczy mężczyzna z ostatnich minut jest odpowiedzialny za porwanie Johna? Czy chce się zmierzyć na intelekt z Sherlockem czy może ma jakiś inny plan? Na pewno szykuje się kolejny wielki pojedynek znakomitych umysłów. A w przyszłości z chęcią zobaczyłbym starcie z Maycrofem. W tym odcinku był tego przedsmak i liczę na dużo więcej.
- Molly jest urocza. Cudownie wyglądała jako asystentka Sherlocka. Zupełnie nie na miejscu, ale miło się na nią patrzyło. I też współczuło jej. Tak jak po ostatniej scenie. Niby ma chłopaka i jest zaręczona, ale wypisz wymaluj klon Sherlocka. Biedna dziewczyna.
- Mary wypadła nieźle. I Sherlock ją akceptuje. Chciałbym żeby odegrała dużą rolę w jakimś odcinku i liczę na kilka poważniejszych starć z Sherlockem. Pewnie i na to przyjdzie czas.   

OCENA 5/6 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz