niedziela, 26 stycznia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #69 [20.01.2014 - 26.01.2014]

SPOILERY

Arrow S02E11 Blind Spot
- tradycyjnie dla tego serialu odcinek był momentami idiotyczny by zaraz pojawiła się jakaś zajebista scena. Jednak i tak jest lepiej niż rok temu. W tym odcinku nawet Lauriel zbytnio nie przeszkadzała chociaż dalej uważam, że jej wątek uzależnienia jest fatalny i będzie beznadziejnym Kanarkiem. Brak jej osobowości, a scenarzyści na siłę próbują nadać jej głębi co średnio wychodzi. To już o wiele bardziej była przekonująca historia opowiedziana przez Sarę jak to się w Oliverze podkochiwała.
- zdobywanie materiałów z archiwum i polowanie na Blooda słabe. Brawo dla Felicity za to, że skomentowała jego nazwisko. Trochę szkoda, że to jednak nie on nosił maskę i jeszcze jego wątek będzie ciągnięty. Wolałbym żeby Slade w końcu spotkał się z Ollim. To będzie coś! W tym odcinku pokazano jego kostium i jest świetny. Szykuje się kapitalne starcie. Ciekawe jednak czy jego wątek zostanie rozciągnięty do końca sezony, a dopiero następny skupi się na Lidze Zabójców czy może w dalszym etapie sezonu wątki te będą się przeplatały.
- Roy zaczyna odkrywać zalety jak i wady swoich nowych mocy. Bez sensu jest to, że nie mówi o tym Thei, a znając życie potem zrobi się z tego wielka drama. Jednak podobało mi się jego załamanie po tym jak wysłał faceta do szpitala. I w następnym odcinku zaczynie się jego trening. Długo trzeba było na to czekać. A stąd tylko krok od poznania tożsamości Arrowa.

OCENA 4/6

Banshee S02E02 The Thunder Man
- dużo lepiej niż ostatnio. Sporo akcji, dobrej muzyki i trochę estetycznie podanej erotyki. Podobała mi się też reżyseria i montaż odcinka. Dużo cięć i przeplatanie różnych scen, pokazanie podobieństw i różnic między Siobhan, a Carrie oraz kilka nieźle wplecionych flashbecków z poprzednich odcinków czy wydarzeń przed serialem. Dobra robota. Tak jak się spodziewałem pierwszy odcinek to tylko ekspozycja i zabawa zaczęła się teraz.
- podobało mi się jak fajnie zagrano na motywie damsel in distress. Pierw porwana Rebecca, którą trzeba odbić i przy okazji pierwsze prawdziwe spotkanie Lucasa z Nolą. Potem natomiast mamy terroryzowaną Siobhan i zrezygnowaną Carrie idącą do więzienia. I tutaj kobiety pokazują siłę. Pierwsze masakruje byłego męża, który się nad nią znęcał, a druga współwięźniarkę Efektowne sceny pokazujące, że kobiety mają sporo do powiedzenia w tym serialu. Tylko ten pocałunek Siobhan z Hoodem niepotrzebny...
- ciekawie wygląda wojenka między Proctorem, a Longshadowem gdzie obrabowanie ciężarówki z forsą przez Lucasa wyzwoliło reakcję łańcuchową nad którą będzie teraz trudno zapanować. Szykuje się kolejny odwet bo Indianin nie popuści tego co zrobił Kai. Swoją drogą obrzydliwa scena czyli tak jak twórcy tego odcinka planowali.

OCENA 4.5/6

Banshee S02E03 The Warrior Class
- kolejna mieszkanka Banshee zaliczona. Hood przespał się już chyba z każdą postacią kobiecą, która przewija się przez ten serial. Nie podoba mi się to zbytnio. Sceny erotyczne są fajne, ale potem słabe napięcia z tego wynikają. Już wolałbym żeby to były jakieś przejezdne nie mające związku z fabułą serialu. Niepotrzebne komplikację z tego wynikną. Ja chcę od Banshee czystej rozrywki, a nie dramatów i miłosnych rozterek. Ten odcinek wyjątkowo mi się dłużył. Sprawa morderstwa to taki zapychacz, ale wyrosło z niego fajne napięcie między społecznościami amiszów i indian. To już nie tylko Kai i Longshadow, a grupy ludzi. To może być fajne. Jeśli nie będzie w tym zbyt dużo Hooda i sam wątek będzie drugoplanowy. Kai może udźwignąć tą historię, udowodnia to tylko scena jak rozprawił się z najazdem na wioskę. Takie walki są fajne, a nie wieczne chaotyczne bijatyki Lucasa. W tym odcinku to samo - nic nie przemyślał przez co oberwał. Nudzi już to.
- gdzieś na uboczu Carrie siedzi w więzieniu. Może tym razem bez potyczki, ale widać że wyrobiła sobie respekt. Do tego jest załamana i porzucona przez wszystkich. Kobieta, która nie ma nic do stracenia. Ciekawe kiedy wyjdzie na wolność.
- pojawił się Jason Hood i małe rozczarowanie. Obyło się bez zagrożeń i dramatów, a wszystko ładnie zostało rozstrzygnięte. Tylko czy aby na pewno? Podejrzewam, że będą z tego jakieś konsekwencję. Może zbiry jak nie znajdą Jasona będą chciały się zemścić na ojczulku? I co takiego ukradł?
- mam nadzieje, że następny odcinek będzie lepszy bo w tym zainteresowały pojedyncze sceny, a całość wypadła ubogo. I chyba pierwszy raz nie przypadła mi do gustu dynamiczna sekwencja - ucieczka Rebeccy przez las. Kamera tak się trzęsła, że miałem już tego dość.

OCENA 3.5/6

Black Sails S01E01 I.
- podobało mi się. Ostatnio było dużo więcej zachwycających pilotów, a ten mi się zaledwie podobał. Co dobrze wróży produkcji. Zresztą ufam stacji. Pierwszy odcinek Spartacusa również nie powalał. Tutaj jednak jest lepiej. Świat zostaje odpowiednio zarysowany, postacie zostają przedstawione, a i powiązania między nimi są ciekawe co będzie sprzyjało knuciu spisków. Już mamy wojnę na horyzoncie, konflikty między piratami i jeden zażegnany wewnętrzny, ale dojdzie pewnie do następnego. Są ważni i pomniejsi piraci, dziwki i burdelmamy, kupcy i kapitanowie angielscy. Oj będzie się działo i czekam by zobaczyć jak rozwinie się ten świat. Do bohaterów na razie nie pałam zbytnią sympatią, ale chcę wiedzieć się się z nimi stanie. Jak Flint będzie się staczał w poszukiwaniu władzy, jak rozwinie się piracka assassynka i co stanie się z właścicielką burdelu po zniknięciu jej ojca. Będzie ciekawie, a przecież to dopiero pierwszy epizod.
- kiedyś główną przeszkodą w powstaniu serialu o piratach był budżet. Tutaj widać, że stacja Starz sypnęła groszem. Okręty jak prawdziwe pięknie się chwieją na wodzie, miasta kwitną życiem, a i walki mają rozmach. Dużo jest też scen w otwartych przestrzeniach z dużą ilością ludzi. I te kostiumy! Czekam aż ekipa produkcyjna się rozkręci i zaprezentuje coś spektakularnego.
- jak na razie najsłabiej wypada Silver czyli teoretycznie jeden z dwóch głównych bohaterów. Nie ma wiele do zaprezentowania, jego uśmieszki i pseudo awanturniczy charakter irytują. Nie podoba mi się, że poznajemy świat piratów wraz z nim bo i on jest świeżym rekrutem. Wolałbym zostać rzucony na głęboką wodę i sam odkrywać kolejne informację, a nie żeby mi o nich mówiono. Dobrze, że z drugiej strony jest Flint, który pragnie zostać pirackim królem i nie cofnie się przed niczym, nawet do okłamywanie swojej załogi gdy mówi o zaufaniu.

OCENA 4.5/6

Brooklyn Nine-Nine S01E13 The Bet
- niepodziewanie szybko doszło do rozstrzygnięcia zakładu Amy i Jake'a. Trochę szkoda, że nie wykorzystano lepiej tego motywu i nie wracał on częściej w poprzednich odcinkach. Teraz był całkiem fajny początek jak walczyli o sprawy i kilka absurdalnych rzeczy na samej randce (taniec z Titanica i sukienka Amy!), ale miałem nadzieje, że dużo lepiej to wyjdzie. Najbardziej mnie rozczarowało to naiwne objawienie, że Jake czuje coś więcej do Amy jak z taniej komedii romantycznej.
- Boyles mówiący prawdę był świetny, a to udawanie sygnału smsa genialne było w jego jak i Holta wykonaniu. I jeszcze cudowna Gina chroniąca Boyla i Rosę. Uwielbiam całą obsadę tego serialu i ich zdrowo zakręconych bohaterów nawet jak nie mają jakiś błyskotliwych tekstów czy zabawnych scen, po prostu dobrze jest ich z tygodnia na tydzień oglądać.

OCENA 4/6

Community S05E03 Basic Intergluteal Numismatics
- Community znowu się bawi w parodię, a me serce fana po raz wtóry się raduje. Wprawdzie był już odcinek kryminalny, ale skupiał się on na serialach proceduralnych, teraz przyszedł czas na mroczne kryminały. I to czuć! Stylistykę wygląda jak tworzona przez Finchera - przyciemniający filtr, wiecznie padający deszcz i niepokojące obraz z czołówką włącznie. I ten mroczny motyw głównego złoczyńcy czyli Ass Crack Bandita. Annie i Jeff to najlepsza para detektywów w telewizji! I co najważniejsze - odcinek kiedyś doczeka się kontynuacji bo sprawa nie została wyjaśniona. Kto jest tajemniczym ACB? Britta? Abed? Sekretarka Dziekana? Kapitalny końcowy montaż bawiący się z widzem. W samym odcinku było też mnóstwo odniesień do filmów i sparodiowanych scen jak choćby spojrzenie przez żaluzje, rozmowa przy automacie, wątpliwości po rozwiązanej sprawie czy ofiara stawiająca czoło swojemu prześladowcy. Geniusz Harmona znowu dał o sobie znać. Jednak osobiście bardziej mi się podobała spraw z rozwiązywaniem śmierci ziemniaka.
- Starburns powrócił! I znalazł się w stajni. Stajni! Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu gdy wyobrażałem sobie typową amerykańską uczelnie publiczną z stajniami. A potem zobaczyłem pojazd napędzany kotami i filmik promocyjny na Kickstartera. Kocham ten serial. Ciekawe czy Harmon wykorzysta to w akcji promocyjnej gdy będzie chciał tworzyć film.
- w odcinku nie mogło zabraknąć odniesień do innych seriali. Abed parodiujący Willa Grahama był cudowny, a potem jeszcze pokazano, że jest fanem Hannibala. Czekam na kolejne nawiązania.

OCENA 5/6

Community S05E04  Cooperative Polygraphy
- odcinek dziejący się w całości w pokoju nauki nie mógł być słaby. Może nie był tak wyśmienity jak ten z zgubiony długopisem, brakowało trochę psychozy bohaterów i absurdalnych scen, ale i tak zapewnia rozrywkę najwyższego sortu. Kłótnie bohaterów gdzie wychodzi z nich to co najgorsze tylko podkreślają jacy to dysfunkcyjni ludzie. Nie umniejsza jednak to ich uroku. Wiadomo, że są pełni wad i dla tego tak bardzo się ich kocha. Cudownie były rozpisane dialogi i przerzucanie się oskarżeniami i obwinianie. Mnóstwo świetnych dialogów pełnych humoru i inteligentnie napisanych, a żarty z Netflixem czy zamontowanymi nadajnikami zniszczyły system. Robi się tylko smutno na myśl o odejściu Troya. Dobrze to pomyślane i zostawia furtkę na jego powrót po szalonej podróży dookoła świata.
- dobrze wypadł Walton Goggins jako prawnik Pierca. Chociaż myślałem, że jego rola będzie trochę lepsza. Kapitalna jednak była końcówka przy drinku jak nie mógł przestać gadać!

OCENA 5/6

Community S05E05 Gheotermal Escapism
- genialne! Najlepszy odcinek Community od trzeciego sezonu. Był fantastyczny. Żeby tak każdy serial żegnał aktora z głównej obsady to nie czekalibyśmy na te odcinki z niepokojem. Jak na Harmona przystało nie był to zwykły i łzawy odcinek o rozstaniu. To był parodia, czy może hołd, filmów post apo w najlepszym wydaniu. Rozpadający się świat po upadku cywilizacji, niczym z Mad Maxa, pełen walki o przeżycie, zdegenerowanych bandytów i szalonych złoczyńców. Aktów heroizmu i tchórzostwa. Podniosły i niesamowicie zabawny. Typowe Community. I pomyśleć, że wszystko przez lawę na podłodze. Nie będę wymieniał wszystkich świetnych momentów, ale moje ulubione to Troy and Abed in a bubble, Vicky przed śmiercią krzycząca by opowiedzieć jej historię, ściana poległych czy epicki motyw z tym, że wyspa jest kulą. Genialne! A przecież jeszcze było zniszczone Greendayle i pojedynki na krzesłach.
- jednak ten odcinek był o pożegnaniu. Radzeniu sobie ze stratą przyjaciela i godzeniem się z rzeczywistością oraz dorastaniu i akceptacją zmian. Cudownie wyszła scena z poświęceniem się dla przyjaciela i klonowanie. Może i Britta przez cały odcinek rzucała swoimi psychologizmami, ale niektóre były strasznie trafne. Boję się jak będzie wyglądał Abeda bez Troya, ale jestem pełen wiary, że to może się udać.
- Chang mówiący o fantazjach erotycznych z Nathanem Fillionem genialny! Zwłaszcza, że będzie on gościem przyszłego odcinka.
- dzięki Community Come Sail Away będzie mi się teraz kojarzyło tylko z odejściem Troya.

OCENA 6/6

Intelligence S01E03 Mei Chen Returns
- ten odcinek ma chyba najmniej kreatywny tytuł jak to tylko możliwe co zresztą odzwierciedla poziom serialu. Zero zaskoczeń, głupio, płasko i bez wyrazu. Momentami żenująco. Bo jak inaczej pozna nazwać sceny gdy główny bohater zastanawia się czy to jego zmarła żona porozumiewa się z nim przez chip. Dawno czegoś tak idiotycznego nie widziałem. Przecież od razu było wiadome, że to Mei Chen próbuje go zhackować, nie trzeba być geniuszem by na to wpaść.
- fabuła odcinka też niczego sobie. Agenta CIA zdradziła swój kraj bo tak. Niby coś mówią o szpiegowaniu obywateli i wyrzutach sumienia, ale to nie wyjaśnia jej wizyty w chińskiej ambasadzie. Tym bardziej szkoda zmarnowania potencjału Annie Wershing. Sama ambasada w Intellgience to najgorzej strzeżony budynek w historii i ataku na nią nie da się porównać do szturmu Jacka w 24. To jest taka różnica jak między Barceloną, a drużyną z polskiej okręgówki.
- jest też CIA, które szpieguje inną agencję rządową bo tamta ma tak bardzo niebezpieczne i strzeżone materiały, które trzeba zbadać samemu. I oczywiście wyciekają przez tą akcje CIA. Głupie! I tu nawet Lance Reddick nie pomaga. Wątek konfliktu między agencjami jest niedorzeczny.
- z Mei Cen mam konkretny problem. Bo niby pracuje dla jakieś chińskich radykałów, ale nie chcę im dać danych o Cloackwork by chronić swój gatunek. Ma się za Ewę, a Gabriel jest Adamem. Idiotyzm! Nie wiem czy twórcy próbuje tu wpleść jakiś posthumanistyczny wątek gdzie zmodyfikowani przez maszyny ludzie przejmują władzę na planecie. Jednak to co się dzieje w tym serialu jest głupie i ciężko w to uwierzyć.
- jednak szczytem wszystkiego było zachowanie Lilian. Na początku zabrania iść Gabrielowi na misję bo to niebezpieczne bo Mei Chen może go hackować. Potem wysyła go na misję bo Mai Chen zdobyła jeszcze więcej informacji o całym projekcie i teraz stanowi prawdziwe zagrożenie. Więc gdzie tu logika?!
- skoro się znęcam nad serialem to jeszcze o czołówce - jest okropna! Dawno czegoś tak złego nie widziałem, nie ma w niej nic ciekawego. Streszcza w chamski sposób pomysł na serial i daje jakieś głupie sceny. Tyle! To już Arrow to robi lepiej, przynajmniej muzyka i narrator klimatycznie wypadają.
- przedstawienie naukowców w tym serialu jest żenujące. Chyba każdy z nich to wyobcowany nerd nieprzystosowany do pracy w zespole. Dziwne odzywki, które teoretycznie miały wprowadzać odrobinę humoru podczas misji sprawiają, że nie można brać tego serialu na poważnie.
- co wyszło? Dalej relację Gabriela z Riley. Kilka niezłych żartów, ale to wszystko. Zdecydowanie za mało jak na 40 minut serialu, który pretendował by stać się jedną z ciekawszych produkcji zimy.

OCENA 2.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E12 Seeds
- całkiem znośny ten odcinek. Nie jest to kino wysokich lotów, ale da się oglądać bez zbędnego zgrzytania zębami, a i fabularnie posuwa kilka rzeczy do przodu. Ruszył wątek Sky, okazało się jakie jest jej prawdziwe pochodzenie i jeszcze Culson wyjawił jej całą prawdę. Fajnie, że się coś dzieje. Tylko ta końcówka nie potrzebna jak zdała sobie sprawę, że SHIELD jest takie kochane i całe życie się ją opiekowało.
- sprawa tygodnia niezła. Jasne, były głupie momenty jak imprezka w kotłowni, próba rekrutacji nowej agentki przez Warda czy wykład FitzSimmons. Jednak fajnie się oglądało sprzeczki dwóch wydziałów, operacyjnego i technologicznego, oraz początkowo intrygowało kto jest za wszystko odpowiedzialny. Zaskoczył mnie też udział dwóch osób. Obstawiałem jedną z tej dwójki i pozytywnie się rozczarowałem. Jednak wielka zawierucha i postawienie na przesadne efekciarstwo na końcu zupełnie niepotrzebne. Na plus, że rodzi się nowy przeciwnik z super mocami, a i Ian Quinn znowu daje o sobie znać. Tylko niepotrzebny ten Jasnowidz. Wolałbym żeby wątek Quinn był zupełnie odrębny

OCENA 3/6

Slepy Hollow S01E12E13 The Indispensable Man | Bad Blood
- ten podwójny odcinek był wszystkim czego oczekiwałem po finale, a nawet więcej. Udało im się mnie zaskoczyć, a cliffhanger sprawił, że oczekuje kontynuacji jak powietrza. Tak się właśnie powinno robić finały sezonów. Ogromnie się cieszę, że inni podzielają moje zdanie i nabijają oglądalności Sleepy Hollow dzięki czemu będzie można wrócić do serialu w okolicach września.
- jednak po kolei. Dało się czuć pewne uproszczenia, niektóre rozwiązania były naiwne i za łatwo bohaterom wychodziły poszukiwania od wieków skrywanych tajemnic, ale to już urok tego serialu. Osobiście wolę dostawać coś szybciej i w efektowny sposób niż znudzić się zagadką. Dlatego cieszy mnie, że rozwiązano kilka wątków, które się ciągnęły przez sezon. Ichabod połączył się z Katriną, wyjawiono tajemnice Zjadacza Grzechów, Abby skonfrontowała się ze swoją przeszłością, a i rozwinięto historię Jeremyego i pozostałych Jeźdźców. Dalej jest jednak masa zagadek. Widać też jak bardzo twórcy przykładali się do planowania tego sezonu. Jedno odcinkowe sprawy czy luźne wątki zbiegają się w finale i czuć, że tutaj ma konkluzję część historii. Jest to też nowe otwarcie i zapowiedź kolejnych wydarzeń. Co się stanie po 4 latach bycia świadkami? Jaki jest plan Molocha? Jak będzie wyglądała Wojna w Sleepy Hollow? Tego wciąż nie wiadomo, ale wygląda to ekscytująco
- ewidentnie widać, że początkowo miały to być odcinki emitowane z tygodniową przerwą. Pierwszy był rozwiązaniem zagadki z poprzedniego odcinka czyli zagadkowej daty pisanej ręką Waszyngtona. I tutaj pokłony dla tego kto wymyślił Zombie George Washyngton. Genialne! Idealnie wpisujące się w stylistykę serialu. Nawet przez chwilę myślałem, że znajdą go tam żywego w grobowcu. To by było coś! Świetnie jeszcze wyszła transformacja Andyego w nowe monstrum przy wykorzystaniu szarańczy (bo wiecie, apokalipsa) czy kolejne starcie z demonicznymi kitowcami. Uwielbiam design potworów w tym serialu. Chciałbym jednak żeby to nie był koniec Andyego i jeszcze wrócił. Najlepiej bardziej poturbowany niż zwykle bo jego rozkładające się ciało wygląda komicznie.
- drugi odcinek, finał właściwy, dotyczy znalezionej mapy i wyprawy do czyśćca po Katrine. I kolejne pokłony dla scenarzystów. Świetnie pokazane przechodzenie do innego świata za pomoc rozbijającej się rzeczywistości i wizję alternatywnej przyszłości bohaterów. Wyszło to upiornie. Jednak prawdziwym mięskiem był cierpiące dusze - wow! Niesamowity klimat. Starcie z Molochem i wizyta w domku dla lalek to wisienka na torcie.
- oczywiście nie mogło zabraknąć elementów humorystycznych. Ichibold bawiący się telefon i narzekający na nadmierny konsumpcjonizm był cudowny. Tak jak jego rozmowa z Siri i odniesienie do Yolandy. Chyba nie muszę mówić, że wszystkie potyczki słowne i żarciki z Abbie były na standardowym (wysokim) poziomie. Perełką jest jednak początek "drugiego" odcinka gdy Ichabod niespodziewanie widzi w przypadkowej kobiecie Katrine, goni ją by trafić do obozu wojskowego z czasów rewolucji. I zaczynają się wtedy w głowie pojawiać szalone myśli. Wizja? Jakaś szczelina do przeszłości? Sen? Niespodziewanym rozwiązaniem jest inscenizacja historyczna. Genialne posunięcie, które mnie zaszokowało!
- na pochwałę zasługuje też wątek Irvinga niemal zupełnie oderwany od przygód Świadków. To tylko podkreśla, że nie jest on postacią podległą głównym bohaterom, ale i on ma jakąś historię do opowiedzenia, a świat serialu się rozrasta. Mianowicie Macy jest podejrzana o morderstwo księdza i Moralesa, a FBI wszczyna śledztwo by wyjaśnić co właściwie stało się w domku z poprzedniego odcinka. Ostatecznie Irving przyznaje się do morderstw i zostaje aresztowany. Szokujące, ale to nic w porównaniu do pozostałych cliffhangerów.
- przez cały odcinek zastanawiałem się jaką bombę zrzucą twórcy. Jak wiadomo finały muszą zostawać w pamięci by zwiększyć oczekiwanie na nowe odcinki. Myślałem, że Jerzy Waszyngton gdzieś żyję i został przekabacony na ciemną stronę mocy. Podejrzewałem też Katrinę, jej intencje nie są do końca jasne i może tylko grać przed mężem i go wykorzystywać. Kiedyś też pisał, że Henry Parrish może być przodkiem Ichaboda. Ale nie byłem przygotowany na prawdę. On jest Jeremym! Tym samym Jeremym, który jest synek Ichaboda i Katriny, który został zabity przez "dobre" wiedźmy. I jest Jeźdźcem! Jest Wojną, który zyskał pełnie swoich mocy i złamał drugą pieczęć. I to wszystko jest logiczne! Nie ma się wrażenie, że zostało wymuszone by zaszokować, ale układa się to w sensowną całość. Jego działania zostały wyjaśnione i widać, że od początku to planowano. I muszę przyznać, że John Noble perfekcyjnie sprawuje się w roli tego złego. I nie mogę się doczekać by zobaczyć Wojnę w Sleepy Hollow. Prawdopodobnie szybko się to zakończy, ale cała kampania promocyjna S02 powinna się w okół tego kręcić bo wątek ten działa na wyobraźnie.
- a co u naszych bohaterów? Nic dobrego. Ichabod został wtrącony do trumny, w której Jeremy przeleżał setki lat, Katrina została oddana Jeźdźcowi Bez Głowy, Jenny uległa poważnemu wypadkowi i jest prawdopodobnie ciężko poturbowana, Abbie została zamknięta w domku dla lalek w Czyśćcu wraz ze swoją młodszą wersją, a Irving za kratkami. I jak tu wytrzymać w oczekiwaniu na nowe odcinki?

OCENA 5.5/6

The Good Wife S05E12 We, the Juries
- taki przeciętny ten odcinek, odzwyczaiłem się od zwykłych spraw w tym sezonie. Stawka nie była wysoka bo chodziło o rzekomych zakochanych przemytników. Śmieszne było jak ława przysięgłych musiała latać w tą i z powrotem oraz kłótnie obrońców, gdzie prokuratura tylko przyglądała się temu z zadowoleniem. Jednak wynik rozprawy był mi obojętny
- ciekawsze rzeczy działy się koło procesu. Cary pięknie zagrał na Kalindzie. Biedaczka dawno nie została tak wkręcona. Will też sobie nieźle pogrywa z Peterem, ale ma rację za to co zrobił Diane należy mu się kara. Tylko Merlyn szkoda bo biedaczka ma już dość tego problemu, a to dopiero początek zamieszania. I chyba Peterowi nie uda się tego zamieść pod dywan.

OCENA 4/6

The Musketeers S01E01 Friends and Enemies
- podobało mi się. Brakowało mi serialu z gatunku płaszcza i szpady i ciesze się, że padło na muszkieterów. Książkę czytałem z 10 lat temu, ale podobała mi się. Przynajmniej tak mi się wydaję. Teraz powoli sobie wszystko przypominam i na nowo odkrywam historię i poznaje postacie. Atos, Portos, Aramis i D'Artagnan wypadli przekonujące i już ich lubię. Ciekaw jestem jak dalej będą wyglądały relację między nimi. Jeśli intryga okaże się słaba to właśnie w postaciach będzie musiała leżeć siła tego serialu. Na razie nie było dużo interakcji między nimi, brakowało Atosa więc ciężko stwierdzić jak to się rozwinie.
- podoba mi się dużo akcji w serialu. Może trochę głupkowatej, ale przyjemnie się ją ogląda. Do tego widać dbałość o szczegóły, czuć przepych produkcji, jest sporo kostiumów i całkiem niezłe dekoracje. Bohaterowie nie są nieśmiertelni, zdarza im się przegrywać, a wyskoczenie przez okno okupują siniakami. Jest dobrze.
- intryga powoli się rozkręca. Mamy tajemnicze listy, jeszcze bardziej tajemniczą kobietę, kilka romansów, zdrady, sprawy wagi państwowej i nadchodzące romanse. Może być dobrze.

OCENA 4.5/6

True Detective S01E02 Seeing Things
- sprawa morderstwa Dory Lang wlecze się, ale mi to nie przeszkadza. To nie ono jest najważniejsze, to tylko pretekst by poznać Luizjanę, ludzi zamieszkujących ten obszar oraz by podziwiać niesamowite zdjęcia i ponure oraz niepokojące krajobrazy. Śledztwo to tylko tło dla rozwoju postaci. Jednak i tak wciąga. Wizyta u prostytutek czy zniszczony kościół reprezentują rozpadające się społeczeństwo, a morderca jest tylko produktem tego zdegenerowanego świata.
- pokazano kilka ciekawych faktów o bohaterach tego dramatu. W zeszłym odcinku Marty był przedstawiony jako głowa szczęśliwej rodziny, ale w tym wyszedł na jaw jego romans i kłótnie małżeńskie. Wmawia sobie, że robi to by chronić rodzinę, ale tak na prawdę ją niszczy. Może i widzieliśmy takie coś setki razy, ale tutaj zostało to niesamowicie zagrane. Do tego jeszcze wygląda, że żona podejrzewa męża, ale nie chcę tego mówić na głos.
- jednak to nic w porównaniu do rewelacji dotyczących Rustina. Wiadome było, że stracił dziecko, ale jego dalsza historia jest o wiele ciekawsza. Pracował jako tajniak, szprycował się narkotykami i wylądował w zakładzie psychiatrycznym. Od razu patrzy się na niego inaczej, przez pryzmat tych wydarzeń. Jestem ciekaw co takiego jeszcze skrywa. I co go doprowadziło do obecnego stanu. Wiadomo, że Maggie pozna go z nową kobietą i doprowadzi to do jakiś mocnych wydarzeń. Oby tylko jak najszybciej do tego doszło. Strasznie podobają mi się sceny z jego udziałem gdy ma halucynacje, świetnie nakręcone.

OCENA 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz