niedziela, 23 lutego 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #73 [17.02.2014 - 23.02.2014]

SPOILERY

Banshee S02E06 Armies of One
- niby wszystko fajnie bo były niezłe walki, trochę brutalności i posunięcie do przodu wątków fabularnych, ale były momenty gdy się odrobinę nudziłem, głównie w scenach z Carrie i Gordonem. Strasznie to miałkie i nie angażujące, potem pewnie będzie dużo lepiej, ale na razie najgorzej się ogląda sceny z rodzinką Hopewellów.
- anglik był fajny. Trochę mi Stathana przypominał, a pojedynki z jego udziałem oglądało się z nieskrywaną satysfakcją. Dla tego trochę szkoda, że jeden odcinek i już go nie ma. Jednak finałowe starcie całkiem fajnie pomyślane, a i motyw z gołębiami konkretnie pokręcony.
- problem z Jasonem się rozwiązał w przedziwny sposób. No może nie do końca rozwiązał bo jestem niemal pewien, że wróci, ale jest ciekawie. Zaborczy Protcor kazał zamordować kochanka swojej siostrzenicy. To było niespodziewane. Ogromnie jestem ciekawy jak ich relacja będzie dalej wyglądała. Mam tylko nadzieje, że Rebecca w końcu pokaże pazura bo na razie niczym ciekawym nie zabłysnęła w tym sezonie.
- diamenty okazał się nie być diamentami. To dopiero zaskoczenie. Plan zmycia się z Banshee już nie aktualny i trzeba szukać innej fuchy. Rabbit nieźle sobie pogrywał z Lucasem. Tylko czy może Carrie je podmieniła?

OCENA 4.5/6

Brooklyn Nine-Nine S01E17 Full Boyle
- za dużo za bardzo przerysowanych scen. Serial zazwyczaj nie przekracza tej granicy i umiejętnie manewruje między absurdalnym humorem, a scenami wprowadzającymi w zażenowanie. W tym odcinku się nie udało. Boyle był tylko na początku śmieszny, Holt miał tylko dobry dowcip, Gina zbytnio cudowała, a superbohater na komisariacie wypadł blado. Jake fajnie się zachował jako najlepszy przyjaciel, ale moralizatorski motyw z Amy i Diaz wypadł właśnie za bardzo moralizatorsko. Najlepsze w odcinku było pif-paf Boyla.

OCENA 3.5/6

The Walking Dead S04E10 Inmates
- mam delikatny problem z tym odcinkiem. Niby wszystko fajnie, pokazuje jak grupa radzi sobie po stracie więzienia i akcja jest z kilku perspektyw, ale tak jak wiele odcinków tego sezonu jest typowo o niczym. Mam coraz większe uczucie niedosytu bo serial nie skupia się na opowiadaniu konkretnej historii tylko cały czas dochodzi do ekspozycji bohaterów i ich przeżyć co jest już nudne. Jeszcze jakby te odrębne linie narracyjne się połączyły w całość, ale nic z tego. W paru miejscach się przeplatały, ale to za mało bo ostatecznie po kilku minutach na bohatera nic się nie wydarzyło. Było kilka fajnych scen i to wszystko.
- sam początek bardzo dobrze się zapowiadał, słowa z pamiętnika Beth i ucieczka z Daryla. Fajny klimat i pokazanie jak reagują postacie na zniszczenie więzienia. Ona wciąż wierzy, a on zrezygnowany, ale robi to co do niego należy, ochrania słabszych. Szukali reszty ocalałych i ich nie znaleźli i tyle.
- w drugiej części był Tyreese robiący za opiekunkę do dzieci. Judith żyję co nie jest wielkim zaskoczeniem bo jeśli ktoś ginie poza kadrem i nie widać jego ciała to znaczy, że żyję. Podobają mi się sceny z Lizzie w której siedzi coś mrocznego i tylko czeka by dało o sobie znać. Fajnie, że Carol wróciła, ale w tym jest akurat za dużo przypadku. I jej postać jeszcze podkreśla źle przemyślany sezon - skoro mija pięć odcinków od jej ostatniego pojawienia się, a w serialu raptem dzień, a jeszcze nie wszystkie postacie zdały sobie sprawę z jej odejścia to coś jest nie w porządku i zatraca się w tym napięcie jej ponownego spotkania z Tyreesem. 
- u Maggie fajnie, jak zawsze. Zdesperowana po stracie Glena próbuje go odnaleźć w autobusie, który nie wiedzieć czemu jest pełen szwendaczy. Mocne sceny, ale w sumie też o niczym. Sasha i Bob żyją - ok.
- u Glena też fajnie. Najwięcej akcji, chwilowe zwątpienie, ale też natychmiastowe wzięcie się do działania i zdeterminowanie by odnaleźć żonę. Jak zwykle dobrze się go ogląda, a sparowanie go z Tarą to dobry pomysł mimo, że wiele z tego nie wynika. Pojawienie się tajemniczych żołnierzy dobrze wróży na przyszłość. Zresztą tak jak schroniska za torami. Tylko, że w takim tempie te wątki to pieśń odległej przyszłości.
- irytuje mnie też jeden szczegół - brak punkty zbornego. Przecież przed farmą Hershela mieli takie coś, autobus też był przygotowany do ucieczki tak na wszelki wypadek. Więc powinni ustalić gdzie mogą się spotkać w razie rozdzielenia. Przecież to podstawy survivalu.

OCENA 4/6

True Detective S01E05 The Secret Fate of All Life
-tym razem pojedynek między scenarzystą, a reżyserem wygrał ten pierwszy. Dalej były wysmakowane ujęcia zniszczonego świata, ale całość opierała się na dialogach, po raz kolejny pokazano jak Cohle widzi świat, jak bardzo jest on pustym i nic nie znaczącym miejscem gdzie każda zmiana jest tylko iluzoryczna, a zło jest silniejsze od dobra i na zawsze odciska piętno na duszy. Przynajmniej na razie. Nie udało się złapać mordercy, przez wiele lat zabijał w spokoju, a teraz okazuje się, że znowu uderzył, a Cohle jest głównym podejrzanym. Tego się można było spodziewać, ale nie odbiera to nic serialowi. Tu się chłonie sceny, zachwyca klimatem, a nie biernie odbiera historię.
- przeplatanie scen z obławy na Ledoux z przesłuchaniem wyszło kapitalnie gdzie bezpośrednio konfrontowano prawdę z fałszem. Powolne skradanie się detektywów, spotkanie z Ledoux i jego mistyczne bełkotanie oraz tatuaże oraz puszczające nerwy Harta czy w końcu Cohle strzelający z karabinu w zwolnionym tempie - coś pięknego.
- napisałbym jeszcze coś mądrego, ale moje słowa nie oddadzą poetyki serialu. Trzeba go oglądać.

OCENA 5.5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz