SERIALE
Hannibal S01
Hannibal
z początku może przypominać serial proceduralny, ale nic bardziej
mylnego. Zawiodą się też fani wielowarstwowych fabuł, nagromadzenia
wątków i twistów fabularnych. Osią serialu są rozwijające się relację
między profilerem FBI Willem Grahamem, a Hannibalem Lecterem. Od
budowania przyjaźni, która jest pojmowana w dwojaki sposób przez
bohaterów tego dramatu, po znajomość pełną zaufania i na tragicznym
rozstaniu kończąc. Pełno tutaj umysłowych gierek, błyskotliwych dialogów
i niedowiedzeń, które serial opanował w perfekcyjnym stopniu. Wszystko
to zostało podane w niesamowitej oprawie. Tutaj nie tylko grają aktorzy,
ale też cała scena - kolory ścian i filtry na kamerze, klasyczna muzyka
czy dobór garderoby. Klasą samą w sobie są miejsca zbrodni i jedzenie,
czyli dwa elementy kojarzące się z ulubionym popkulturowym kanibalem. To
samo jest z Fullerem. Jego umiłowanie do turpizmu, śmierci i jedzenia
odzwierciedlone jest w estetyce serialu. W serialu piękne jest też to,
że niczego nie można być pewnym. Oniryczne wizję Willa każą zadawać
pytanie czy to jawa czy sen. I to w serialu jest cudowne.
Niedopowiedzenia zmuszające do myślenia. Obsada ze swoich ról wywiązała
się perfekcyjnie. Mads Mikkelsen nie kopiuje Anthony'ego Hopkinsa, a
tworzy własną, powściągliwą i dostojną, interpretację znanego
psychopaty. Hugh Dancy potrafi grać szaleństwo równie efektownie jak
jego żona, wielokrotnie nagradzana za rolę szalonej agentki CIA Clare
Danes. Dlatego trochę szkoda, że sprawy kryminalne nie są prawdziwymi
zagadkami, a jedynie pretekstem do pokazania kolejnej makabrycznej sceny
zbrodni i rozwijania relacji między bohaterami. Jednak nie można mieć
wszystko. Natomiast to co jest warto sprawdzić. Hannibal jest w czołówce
moich ulubionych seriali zeszłego roku i mam nadzieje, że będę mógł to
samo powiedzieć o nadchodzącym sezonie.
OCENA 5/6
Nikita S03
Nowy
sezon, nowa Sekcja, dalej stara i dobra Nikita. Finał poprzedniej serii
zmienił oblicze serialu. Nie są to kosmetyczne poprawki lub szybki
powrót do stanu poprzedniego po wielu zawirowaniach jak w przeciętnych
proceduralach. Nikita, Ryan i Michael rządzący Sekcją i wyłapywanie
zbuntowanych agentów to pewnego rodzaju powiew świeżości jednak należy
mieć na uwadze, że serial nigdy nie popadał w stagnację. Tak samo jest i
teraz. Nowe wątki się mnożą, umierają ulubieni bohaterowie, intryga
goni intrygę, a relację w grupie są coraz bardziej skomplikowane przez
podejmowanie drastycznych decyzji. Jasna, serial czasem zbytnio popada w
melodramatyzm, zdarzają się nudniejsze wątki, a wprowadzenie motywu
rodem z sci-fi jest trochę kontrowersyjne i może odrzucić wiele osób,
ale częste twisty fabularne i porządnie zrealizowane sceny akcji nie
pozwalają się nudzić. Walka o przetrwanie Sekcji i wątpliwości moralne,
starcie ze starymi i nowymi oraz potężnymi wrogami czy zgłębianie
psychiki Amandy i Alex to tylko kilka z przykładowych wątków tego
sezonu. Ja się bawiłem świetnie. Zdawałem sobie sprawę z paru
uproszczeń, ale to jeden z moich ulubionych procedurali ogólnodostępnej
telewizji i stawiam go na równi z The Good Wife i Person of Interest.
Takie Arrow może się wiele nauczyć od Nikity zwłaszcza jak kreować
postacie drugoplanowe i prowadzić relację między nimi bo to wychodzi
tutaj perfekcyjnie. I dlatego szkoda, że to ostatni pełny sezon bo
producentom i scenarzystom pomysły ewidentnie się nie kończą mimo ponad
60 odcinków na karku.
OCENA 4.5/6
Orphan Black S01
Po
pilocie pomyślałem sobie coś w stylu "jest ok, spodziewałem się czegoś
innego i prawdopodobnie nie dokończę sezonu". O bogowie, staży i nowi,
jak bardzo się myliłem! Teraz niecierpliwie odliczam kolejne dni do 20
kwietnia i wypatruje premiery drugiej serii. Nie chodzi o to, że
cliffhanger nie daje mi spokoju. Ja się po prostu stęskniłem za
bohaterami, światem, historią. I Tatianą. Tatiana Maslany. Moja nowa
serialowa miłość, aktorka której gwiazda rozbłysła podczas emisji Orphan
Black. Całkiem zasłużenie zresztą. Pamiętacie czasy jak Anna Torv była
chwalona za podwójną rolę i kilka różnych wariacji w Fringe? Tatiana
natomiast wciela się w siedem (!) diametralnie różnych klonów. Nie
chodzi o fizyczne różnice jak sposób uczesania, makijaż czy styl
ubierania. Mowa tu o ruchach ciała, gestykulacji i intonacji,
specyficznych akcentach i zachowania\u. Mało? No to co powiecie jak te
postacie odgrywają inne postacie, które odgrywają inne? I to wychodzi!
Widać i czuć jak nakładają się na siebie pewne osobowości i przy
odrobienie wprawy można odgadnąć kto to mimo, że jest w przebraniu bo
zachowuje się inaczej. Może i brzmi to chaotycznie, ale w serialu nie
czuć skonfundowania. Kolejne postacie są umiejętnie wprowadzane i
historię stopniowa się rozwija i poszerza swój świat. Z początku prosty i
poukładany nasz świat współczesny zmienia się w jego lekko zmienione
odbicie z drobnymi elementami biopunku, zaawansowanymi modyfikacjami
genetycznymi, tajnymi organizacjami i wielkimi korporacjami. Nie
zapomniano tez o bohaterach posiadających swoje osobowości, cele,
pragnienia, przyjaciół i rodzinę. Fabuła i relację między bohaterami są
dynamiczne i nie ma chwili na nudę co rusz jest na widza rzucane jakieś
objawienie. Do tego styl kręcenia i muzyka nadają odpowiedniego
dynamizmu całości, a niektóre zdjęcia na długo zapadają w pamięci. Nie
zapomniano tez o humorze, dramatach i tragediach. Wszystko to tworzy
wstrząsającą mieszankę, która ekscytuje wiele miesięcy po premierze.
OCENA 5/6
Person of Interes S02
Drugi
sezon PoI nie był idealny, miał pewne problemy na starcie
gdzie wpadł w pułapkę 22 odcinkowego sezonu, wtedy to proceduralny
charakter dał o sobie znać tak bardzo, że na kilka miesięcy odbiłem się
od serialu bo miałem dość tygodniowych i nic nie wnoszących spraw.
Jednak w moim sercu było specjalne miejsca dla Reesa i Fincha przez co
wróciłem do serialu i ogromnie się ciesze bo teraz mówię o nim jako
jednym z najlepszych procedurali w telewizji konsekwentnie rozwijającym
swoją fabułę i poszerzającym świat. Szczególnie dobrze wypadają wątki mitologiczne, stopniowe wprowadzanie kolejnych zagrożeń i odkrywanie kart. Multum tego i można się już pogubić. Dalej przeplata się kilka wątków i nie ma się wrażenia, że serial stoi w miejsce. A to HR, przeszłość Johna czy Fincha oraz zagrożenie ze strony chińczyków. Pojawiają się też nowe postacie powracające. W podsumowaniu S01 pisałem o niewielkiej ilości postaci kobiecych. Twórcy widocznie czytali mój wpis i w serialu mamy Sare Shahi i Amy Acker czyli Shaw i Root, które odgrywają coraz większą rolę. Tak istotne, że już od 3 serii dołączyły do stałej obsady co wyszło serialowi na dobre. Muszę też pochwalić kilka ostatnich odcinków sezonu oraz pojedyncze sprawy z powiązaniem technologiczno informacyjnym - na prawdę dobra robota i nawet z pozoru proste odcinki potrafiły zaskoczyć. Dla mnie Person of Interest to najlepszy serial super hero mimo, że nie ma w nim komiksowych bohaterów. Jest lekka stylistyka przeplata okazyjnym mrokiem, dużo akcji i barwne postacie między którymi jest chemia.
OCENA 4.5/6
The Good Wife S03
Przy opinii o trzecim sezonie serialu proceduralnego można by mniej więcej napisać to co przy dwóch poprzednich. Dramat prawniczy z rozbudowanymi postaciami i moralnie dwuznacznie sprawami okraszony sporą ilością intryg oraz humoru. Trzeba jednak zaznaczyć, że The Good Wife nie jest takie jak inne seriale proceduralne. Tutaj zmiany są nagłe i długoterminowe, status quo nie trwa długo. Wystarczy choćbyy wspomnieć Willa i Alicje. W przeciętnym serialu opartym o wątek sprawy tygodnia byłby lata wyczekiwania na przyznanie się bohaterów do uczucia, kolejne sezony prowadzące do pocałunku i w końcu do seksu po czym by nastała faza zaprzeczania, a w finale by się znowu zeszli i żyli długo i szczęśliwi. W The Good Wife pytanie "będą czy nie będą razem" zostało rozwiązane w finale S02. Bohaterowie uprawiają seks i żyją z konsekwencjami. Wpływa to na nich w życiu osobistym czy w pracy, ale nie są to zmiany ich definiujące, raczej subtelne, ale charakterologicznie postacie konsekwentnie zmieniają się na przestrzeni sezonu. Alicja stała się tą zdradzającą, przykładna żona musi okłamywać męża. To dodaje trochę pikanterii w sezonie. Tym ciekawsze są jej relacje z Kalindą. Kłótnia między nimi nie jest szybko załagodzona, trwa nieprzerwanie, jak w życiu bo nie są to rany, które łatwo się zasklepiają, ale dochodzi zrozumienie. I to jest piękne w tym serialu - zmiana i konsekwencja w prowadzeniu postaci. Ciekawie wypada też Peter wiecznie podejrzewający Willa, ale nigdy nie wykonujący jawnego oskarżenia. Jednak cały czas trwają jakieś gierki przeciw niemu. Jednak jak to w tego typu zabawach finta w fincie finty. Może intrygi nie były tak ciekawe jak ostatnio ale na pewno stanowią mocną stronę sezonu. Dodatkowo lepiej poznano prokuraturę, a pojedynki sądowe Caryego i Alicji miały podwójny podtekst. W sprawach jak zwykle różnorodność - walka z rządem uciskającym obywateli, poruszenie problemu wirtualnej waluty, ochranianie prywatności klientów, problem z nepotyzmem, kolejna walka w sprawie więźnia w celi śmierci czy pokazanie angielskiego systemu sądowniczego, a to wszystko z mnóstwem charakterystycznych występów gościnnych, że wspomnę choćby Eddiego Izarda. Jestem pełen podziwu dla twórców, a wszystko wskazuje na to, że nie pokazali jeszcze wszystkiego na co ich stać.
OCENA 5/6
KSIĄŻKI
"Baśnie braci Grimm tom 1" - Jacob Grimm i Wilhelm Grimm
Pamiętam
jak lata temu dziecięciem będąc mama czytała mi baśnie do snu. Minęło
20 lat i zapragnąłem sam od deski do deski sprawdzić opowiadania, które
trwale zapisały się w naszej kulturze. Swoje zrobił też serial Grimm.
Niby go nie oglądał, ale zawsze czytając o nim przypominało mi, że na
półeczce w salonie czekają na mnie dwa podniszczone tomy z żabą i wroną
na okładce. Po skończeniu pierwszej części wiem jedno - ja dziecku bym
tego nie przeczytał. Chyba, że wcześniej sprawdziłbym poszczególne
bajki. Na pewno nie w ciemno. Nie chodzi tylko o makabrę i drastyczne
elementy rzucane jakby mimochodem. Niektóre z nich promują cwaniactwo,
kombinowanie i iście na łatwiznę, a zdarza się że głupota zwycięża.
Zaskoczyło mnie to. Jednak większość ma pozytywny wydźwięk, happy end po
ciężkiej i nierównej walce, morał lub jest zabawna. Przyjemnie się też
czyta gdy za każdym razem macocha okazuje się być tą złą, przybrane
siostry zawsze są leniwe, król trafia w lesie na swoją przyszłą królową,
a najmądrzejszy zawsze wygrywa. Konstrukcja niektórych bajek jest
dziwna, narracja skaczę i nie może skupić się na jednym motywie, ale to
też sprawia, że zaskakują. Częste są też face palmy z powodu
absurdalności niektórych sytuacji. Drugi tom już czeka i zaraz się za
niego zabieram. Boję się, że trafi się znowu kilka wariacji tej samej
opowieści o sprytnym lisie.
"Millennium III: Zamek z piasku, który runął" - Stieg Larsson
Trzeci tom trylogii o mężczyznach nienawidzących kobiet pochłania się równie błyskawicznie co poprzednie. Jest to spowodowane galopującą fabułą, która nie posiada dłużyzn oraz stylem pisarskim Larssona. Nie bawi się w opisy otoczenia, a nacisk jest postawiony na dialogi i opisy bieżących scen i działań bohaterów przez co łatwo się książkę wizualizuję. Podrozdziały są krótkie i akcja skaczę między mnóstwem postaci, w których łatwo się pogubić. Również ilość stron w intrydze i wątków z tym związanych jest cała masa. Przez co tym bardziej chcę się dowiedzieć o historii jak najwięcej. Może i brakuje zagadki kryminalnej i prawdziwych zaskoczeń oraz szokujących wydarzeń, ale nie przeszkadza to w lekturze bo Lisbeth Salander i pieprzony Kalle Blomkvist dalej posiadają swój magnetyzm i przez nich nie można zostawić książki w spokoju tylko trzeba czytać. Nawet wątki poboczne wciągają jak ten dotyczący Millenium czy Eriki Berger. Szkoda tylko, że tak szybko się kończy. Zaledwie 800 stron to zdecydowanie za mało zwłaszcza, że to już koniec. Niby powstanie kontynuacja, ale nie pisana przez Larssona więc jest więcej powodów do obaw niż do zadowolenia.
OCENA 5/6
KOMIKSY
All-New X-Men Vol. 1: Yesterday's X-Men
Pierwsza
moja próba zmierzenia się z komiksowym uniwersum X-Men od czasu
zeszytów ze świata Ultimate wydawanych przez Dobry Komiks i wyszedłem z
tego obronną ręką. Tym bardziej dziwne, że są tutaj zabawy z podróżami w
czasie co nigdy nie ułatwia odbioru. Tomik ten jednak był bardzo
przyjazny dla nowego czytelnika i wystarczy podstawowa wiedza o
mutantach, reszta jest wyjaśniana w locie. Sama historia rozpisana na
pięć numerów jest dość prosta - Beast sprowadza X-Menów z przeszłości by
przemówiły do rozumu Cyclopsowi, który zatracił poczucie moralności.
Historia jest dość lekka i ma dużo humoru, ale jest przeplatana
dramatyzmem postaci. Opowieść jest dobrze wyważona, jest odpowiednia
doza dialogów i akcji, ale samej historii tutaj mało. Najważniejsze są
relację między postaciami i wątek obyczajowy przez co fabularnie
niewiele się dzieje. Jednak najciekawsze jest odkrywanie zależności
między kolejnymi grupkami postaci. Prócz oryginalnych X-Menów z
początków działalności jest obecny skład, który sporo różni się od
pierwotnego, źli mutanci chcący dobrze pod wodzą Cyclopsa i Magneto oraz
nowy narybek, który dopiero odkrywa swoje moce i będzie musiał wybrać
stronę w nadchodzącej konfrontacji. Żadna grupka nie jest zaniedbana,
przedstawiono ich rację oraz konsekwencję podróży w czasie, wpływ jaki
wywołuje spotkanie z dawnym ja. Wszystko to zostało fenomenalnie
narysowane przez Stuarta Immonena. Rysunki pełne szczegółów i dynamizmów
z wyraźnie zarysowanymi konturami oraz miejscami niesamowitym
kadrowaniem. Jest na co patrzeć, szkoda tylko, że w drugiej połowie
historii poziom się odrobinę obniżył. Tom polecam bo to bardzo przyjemna
lektura, a sam na pewno sięgnę po następny bo widać, że Brian Michael
Bendis ma większy plan związany z historią, a tutaj jest zaledwie
zalążek wielu nadchodzących wątków.
OCENA 4/6
GRY
God of War HD [PS3]
Tak się złożyło, że przeskoczyłem jedną generację i nie dane mi było posiadać PS2 i zapoznać się z jej biblioteką gier. Na szczęście Sony wpadło na diabelny plan reedycji HD. Dla jednych szczyt chciwości dla mnie idealna okazja dla nadrabiania zaległości z czego ogromnie się cieszę bo God of War mimo niemal 9 lat na karku to dalej świetna gra. Jasne zestarzała się, widać, że wywodzi się z czarnulki, ale to wcale nie przeszkadza cieszyć się nią. W sumie do grafiki mam tylko jedno zastrzeżenie - filmiki w SD. Grafikę z gry podciągniętą to wysokiej rozdzielczości, ale już filmików nie przez co wyglądają okropnie, a szkoda bo są niezwykle klimatyczne i opowiadają zgrabną historyjkę, która jednak jest tylko tłem dla samej rozgrywki. God of War to slasher. Prosty slasher, nie wymagający zbytniego wysiłku w tłuczenie kolejnych hord mitologicznych wrogów, ale dający niezwykłą satysfakcję z ich wyrzynki i sposobu w jaki balet zniszczenia został przedstawiony na ekranie. W grach chodzi o zabawę i tej jest tutaj mnóstwo. Jednak są też zagadki. Spodziewałem się prostackiej gierki, a kilka razy się zaciąłem nie z powodu ułomnych zdolności manualnych, a intelektualnych. Proste rozwiązanie, a człowiek siedzi i nie wie co zrobić. Podoba mi się, że intensywne kill roomy są przeplatane całkiem innym rodzajem wyzwania. Jednak w grze najbardziej urzekł mnie projekt poziomów. Grecka stylistyka została przerobiona w hollywoodzki sposób naginając mitologię do własnych potrzeb. Olbrzymie mechanizmy i bogowie walczący ze śmiertelnikami, charakterystyczny budowle o dobrze znanych kolumnach, spartanie, centaurowie czy minotaur. Jest klimat. A za design leveli gra dostaje 6+ w szkolnej skali. Gigantyczna świątynia Pandory, pełna zagadek, ukrytych mechanizmów i dróg zachwyciła mnie swoją złożonością. Chyba zawsze będę ją miło wspomniał. Tak jak wycieczkę do Hadesu. I wiele pojedynczych elementów bo gra jest tego warta.
OCENA 5/6
N+ [PSP]
N to prosta flashowa gierka w której chodzi o przejście niewielkiej planszy z punktu A do punktu B miesząc się w limicie czasu, co zajmuje nawet kilkanaście sekund. Szkopuł w tym, że są one najeżone śmiercionośnymi pułapkami przez co trzeba znaleźć odpowiednią trasę. Ot cała filozofia. Jednak gra zyskała taką popularność, że jej rozbudowana wersja została zportowana na PSP, a jeszcze doskonalsza wersja trafi na PS4. Szaleństwo zważywszy na prostotę. Jednak takie pomysły są najlepsze. Zdarza się, że giniesz kilkaset razy na jednej planszy, ale grasz bo przecież jakaś gra nie będzie lepsza od ciebie. Nie przeszkadza ubóstwo kolorów i prostota patykowatego ludka, którym się poruszasz. Z czasem nawet przyjdą zachwyty nad jego animacją. Plansz jest ok. 200 w paczkach po 5. Nie trzeba ich zaliczać po kolei można wrócić do trudniejszych później. I dobrze bo czasem można z irytacji rzucić konsolką o ścianę. Szkoda tylko, że poza kreatorem leveli i śrubowaniem czasów nie ma innych wyznać. Osobiście nie lubię bić rekordów dla samego ich bicia. Gdybym był nagradzany głupim medalem za wykręcenie iluś punktów byłoby inaczej. Tak po zaliczeniu plansz nie chciało mi się do nich wracać. Jednak za parę lat grę odpalę znowu. Wiem to bo ukończyłem ją już dwa razy (ostatnio 4 lata temu) i za drugim razem sprawiła mi taką samą mieszankę przyjemności i irytacji jak za pierwszym.
OCENA 4.5/6
Uwielbiam braci Grimm..na ich bajkach się wychowałam:)
OdpowiedzUsuńJa również, głównie za sprawą bajek z telewizji - one mnie nimi zaraziły
Usuń