niedziela, 11 maja 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #84 [05.05.2014 - 11.05.2014]

SPOILERY


24 S09E01 Day 9: 11:00 AM-12:00 PM
- cztery lata oczekiwania i w końcu jest - powrót Jacka Bauera, jednej z najbardziej rozpoznawalnych postaci amerykańskiej telewizji. Było warto czekać tyle czasu, być rozczarowany porzuceniem planów na film i ostatecznie dostać kolejny sezon, a może i sezony. Oglądalność nie jest jakaś rewelacyjna, ale jeśli się utrzyma to i 10 seria będzie. W końcu lepszy Jack w ramówce i niż nieudane eksperymenty jak Almost Human czy The Following.
- pilot nowej serii nie był może specjalnie porywający, szczególnie w pierwszych minutach gdy konieczna była ekspozycja. Mam wrażenie, że lepiej można by było przedstawić postacie i zrobić wprowadzenie do tego sezonu. Jednak powoli wszystko się zagęszczało czuć było jak rośnie napięcie, zaciekawienie się zwiększało i jakieś fajerwerki były już namacalne. I jak się okazało plany w planach planów. Jack celowo zostaje złapany by odbić Chloe by zapewne rozpracować jej siatkę hakerów, którzy, co mocno sugeruje ten odcinek, są odpowiedzialni za przejęcie kontroli nad dronami. Tylko, że to zaledwie wstęp bo szykuje się większa intryga, jak to w 24 bywa. Na razie początek powinien być mocno osobisty, gdzie postawiono na relację Chloe/Jack i odbudowywanie lub zrywanie więzi zaufania.
- w odcinku wyróżnia się Kate Morgan grana przez zjawiskową Yvonne Strahovsky, która notabene już raz wcieliła się w agentkę CIA w Chuck. Jej postać ma już pokaźne backstory z mężem zdrajcą i wywaleniem z pracy. Jest też najlepsza w tym co robi i nie dalej jak w 6 odcinku powinno dojść do jej połączenia sił z Jackem. Przypomina trochę Renee Walker pomiędzy jednym, a drugim z jej sezonów. Pewnie jak Jack jest zdolna do wszystkiego by złapać terrorystę tylko psychicznie jest lepiej do tego przystosowana niż Renee. Ciekawe jak ewolucja jej postaci będzie wyglądała.
- Chloe za to średnie mi się podoba, ma wrażenie, że została przefajnowana. Emo look, czarne włosy i tatuaże, haktywistka. Trochę tego za dużo. A co z jej mężem i synkiem? Do czego jest zdolna i czy wie coś o dronowych atakach? Boję się co z nią zrobią i liczę, że stara dobra Chloe wróci.
- sceny polityczne są nudne. Tutaj też jest dość osobiście bo jest i Audrey i Heller, ale trochę to nie trafione. Nie lubię wątków gdy polityk robi coś z miłości... Przynajmniej choroba pana prezydenta jest ciekawa. Jednak to tylko wstęp do tego co się będzie działo, może się zagęści intryga.
- dziwią tyko czarno białe kamery w CIA. Serio? Przecież w 24 zawsze mieli futurystyczne zabawki, a tutaj taka fuszerka, dobrze, że przynajmniej siedziba Agencji ma fajny industrialny wystrój wnętrza.

OCENA 4/6

24 S09E02 Day 9: 12:00 PM-1:00 PM
-ach te twisty fabularne w 24, jak zawsze potrafią zachwycić. Stęskniłem się za nimi. Czyli co lider haktywistów nie jest wcale zły bo pomaga Jackowi, terrorysta został szybko wyeliminowany przez swoją dziewczynę, która jest córą głównej złej. Nieźle jak na zaledwie drugi odcinek. Michelle Fairley jest w stanie stworzyć złoczyńce sezonu która zostanie zapisana na długo. Ciekaw jestem jej celu końcowego jak i motywacji. Oby tylko coś poza - mój mąż/syn zginęli na wojnie, to teraz ja ich zabiję. 
- chyba serial będzie długo trzymał w niepewności odnośnie brakujących czterech lat Jacka. Co takiego robił, jak zaprzyjaxnił się z serbskim gangsterem, skąd ma informacje dotyczące zamachu i czemu jest taki oschły względem Chloe. Fajnie, że razem pracują, ale trochę chemii między nimi brakuje. Jednak jej argument, że przecież by mu pomogła bo są przyjaciółmi był świetny, tak jak gdy Jack ją pochwalił gdy ukradła samochód. Chyba po prostu to są trudne początki po długiej rozłące. 
- Jack już zaszczepił w Kate wątpliwości dotyczące jego obecności. Czyli przed 6 odcinkiem połączą siły? Nie chciałbym tylko by okazało się, że jednak i ona sprzedała się chińczykom. To byłby mocny zwrot akcji i dlatego jest prawdopodobny. To w końcu 24, tutaj musi być jakiś kret w agencji rządowej. Chociaż asystentowi Marka też źle z oczu patrzy, ale to chyba zasługa aktora który wcześniej grał złoczyńców. 
- no dobra, ale czemu Jack nie poszedł na akcje ze swoim bałkańskim przyjacielem? W sumie to mi to nie przeszkadza bo mógł znowu pokozaczyń podczas grożenia gangowi. Jego ultimatum świetne!

OCENA 4/6

Arrow S02E22 Streets of Fire
- niech The CW zacznie w końcu zatrudniać lepszych scenarzystów bo uszy opadają od słuchania dialogów, które mówią o sprawach oczywistych lub nie wymagających wspomnienia. Pierwsza scena z Oliverem próbującym wyciągnąć Lauriel spod rumowiska to jakaś tragedia. Dobrze, że później było odrobinie lepiej, na tyle, że odcinek był całkiem znośny, sporo się w nim działo i stawka niespodziewanie podskoczyła w górę. Widać też kasę którą włożone w te finałowe odcinki. Ujęcia miasta pogrążonego w chaosie, panikujący ludzie, opuszczone samochody. Jest nieźle. Tylko trochę śmiesznie to wygląda, że te opuszczone samochody zostały ładnie na poboczu zaparkowane by ulice dalej były przejezdne. Do odcinka mam jeszcze jedną poważną uwagę, bo mniejszych by się pewnie z kilkanaście znalazło. Mianowicie był on niepotrzebnie wydłużany. Niektóre wątki ciągnęły się w nieskończoność i sporo niepotrzebnych scen. Mam wrażenie, że twórcy wpadli na pomysł 3h finału, ale potem okazało się, że mają zbyt mało materiału lub zbyt ambitne plany by wszystko pokazać.
- z czego się ciesze to pełna walizka leku. Nawet Felicity trafiła z komentarzem o świecących się lekarstwach. Obawiałem się, że Ollie dostanie jedną szczepionkę i będzie musiał wybierać między Sladem, a Royem. Nic z tego, starczy dla wszystkich. Poza tym u Arrowa wiele się nie działo - zaczął wątpić, by zostać pocieszony i uwierzyć, że może zbawić miasto. Chyba tak marudzi bo lubi skupiać na sobie uwagę.
- wróciła Sarah do miasta. Strasznie długo jej nie było... Mam tylko wrażenie, że scenarzyści robią podkład by uśmiercić ją w finale. W końcu pokazali jej zwątpienie w samą siebie, naiwne pocieszanie przez siostrę i akt heroicznej odwagi. Teraz tylko czekać na jej podwójny zgon (teraz + flashbacki) i przejęcie jej tożsamości przez Lauriel w celu uhonorowania siostry. I jeśli do tego dojdzie to poważnie się zastanowię nad sensem dalszego oglądania serialu.
- wrócił też Malcolm. I ten powrót jest zaskakujący, ale niestety nie jakiś szokujący. To co się z nim działo w tym odcinku można by skompresować do jednej sceny. Jakoś nie mogę uwierzyć, że Thea go zabiła. Fajnie jakby zabrał ją na szkolenie, ale na to nie ma co liczyć. Przydałby się jakiś rozwój tej bohaterce bo przez 2 sezony przewija się na drugim planie i tylko irytuje.
- dobra, zachowanie Amandy jest głupie, zamknąć wszystkie drogi i zbombardować miasto? Ja rozumiem, że faceci z mirakuru to poważne zagrożenie, ale to się nie kalkuluje. Zwłaszcza jak ARGUS opanował wszystkie drogi wejściowe do miasta. Pokaźna porcja ołowiu powstrzyma każdego. Albo granatnik czy dwa. Nie trzeba zabijać przy okazji pół miliona niewinnych obywateli.
- dobra, Arrow za bardzo inspiruje się Dark Knight Rises w tym finale. Za bardzo zbieżnych wątków.

OCENA 3.5/6

Game of Thrones S04E05 First of His Name
- w paru miejscach spotkałem się z opiniami, że był to słabszy odcinek, przegadany i nudny z czym się kompletnie nie zgadzam. Może i było dużo dialogów, ale to w końcu Gra o Tron! Od samego początku był to serial bardziej teatralny, a nie fantasy akcji. Ja bym nawet powiedział, że odcinek lepszy od poprzedniego i przy okazji wyjaśniono jedną z pierwszych tajemnic i namnożyło się dzięki temu więcej opcji do interpretacji. Jednak po kolei. 
- koronacja Tommena wyszła fajnie, dużo ludzi, czuć było, że dzieje się coś ważnego. Margery dalej go sobie umiejętnie urabia. Dziwi mnie tylko Cersei w tym odcinku. Wyciąga rękę do Młodej Róży, z ojcem rozmawia o małżeństwie, nawet dzieli się swoimi przeżyciami z Oberynem i pogodziła się, że wychodzi za Lorasa. Strasznie mi to do niej nie pasuje dlatego podejrzewam, że próbuje coś sobie ugrać. Może pokazuje ojcu jaki to z niej polityk i czego to ona nie zrobi dla swojego rodu by to ona została wyznaczona na jego następca. Subtelna gra czy może trauma po śmierci syna? Przy okazji Tywin kolejny raz w sezonie wspomina Bravos i Żelazny Bank. Tylko patrzeć jak w następnym odcinku będzie Davos i ten sam wątek. 
- Dany w końcu dowiedziała się co takiego osiągnęła. Dumna królowa, wyzwolicielka i łamaczka łańcuchów tak na prawdę nic nie osiągnęła. Tam gdzie zapewniła pokój nastał jeszcze większy chaos. Tak to jest jak ktoś naiwny, nie znający sytuacji politycznej bierze się za ingerencję w czyjąś od wieku ugruntowaną sytuację społeczną i myśli, że może zmieniać. Wiele się jej ostatnio udało, ale w końcu rzeczywistość kopnęła ją w tyłek. Muszę jednak przyznać, że podoba mi się jej postępowanie i próba naprawienia swoich błędów. Kolejna naiwna decyzja, że jest w stanie rządzić, ale przynajmniej pokazuje, że nie ucieka od problemu który sama stworzyła. Westeros musi poczekać. Tak z dwa lub trzy sezony albo ad infinitum, w końcu nie wiadomo co Martinowi strzeliło do łba i Targarynówna może w ogóle nie trafić na ziemię swoich przodków. 
- biedna Sansa dostaje kolejne lekcję życia. Myśli, że trafiła do rodzinka, która jej pomoże bo w końcu jest siostrzenicą Lysy, ale nic z tego. Lysa ma maniakalną obsesję na punkcie Petera, wszędzie węszy zdrady, nie ufa nikomu tylko jemu. Tylko, że on ją wykorzystuje. Przy okazji wyjawiono jedną z pierwszych tajemnic serialu - to nie Lannisterowie zabili Aryna tylko Lysa za namową Petera. I tutaj pole do spekulacji. Czy wszystko to było jego wielkim planem czy stoi za nim ktoś jeszcze? Bo on sprowokował pojawienie się Starków w stolicy. Tylko, że to Cersei doprowadziła do śmierci Roberta. Chyba, że ktoś jej szeptał do ucha, że to najwyższy czas. Peter za to jest teraz sojusznikiem Tyrellów, a czy wcześniej był? W końcu to oni najwięcej zyskali. Według mnie on kreuje chaos i dzięki niemu zyskuje, nie jest niczyim trwałym sojusznikiem tylko zwraca się do osób które potrzebuje. Może nawet całe zamieszanie z Żelaznym Bankiem to też część jego planu w końcu był wcześniej skarbnikiem i opłacał wojnę. 
- Arya, biedna Arya. Wszyscy cie lubię, ale jesteś równie naiwna co siostra i nie znasz życia. Jednak miałaś świetne sceny jak ćwiczenie szermierki czy recytacje swojej modlitwy. Dobrze, że o tym nie zapomniano. Nawet udało ci się przerazić Ogara. 
- w scenach z Podem i Brainne serial zamienił się w komedię. Uśmiałem się jak biedak nie potrafił zapanować nad koniem czy podczas przyrządzania jedzenia. Jednak i tutaj było trochę dramatyzmu i nawiązanie porozumienia z Dziewicą z Tarthu. Wyczekuje scen z ich udziałem i jestem ciekaw gdzie serial ich zaprowadzi. Bo jeśli się nie mylę to w finale sezonu powinni spotkać Kamienne Serce, a to wywoła kolejną burzę w internecie. 
- na Północy akcja! Niecodzienny widok w serialu, ale jakże ciepło witany zwłaszcza w mroźnej krainie. Straż zdobyła twierdzę (he he) Crastera, a Bran się uwolnił. I tutaj mamy świetną scenę z pożegnaniem (na zawsze?) dwóch braci gdzie jeden jest tego nieświadomy. Nastrojowa muzyka i odejście Brana. I gdy on się żegna Jon wita ponownie Ducha. Dobrze go widzieć. Najbardziej mi jednak szkoda, że Jon nie dowiedział się o prawdziwych intencjach Locka. Do tych scen mam też jeszcze jedno zastrzeżenie - co za debile atakują grupą gdy mają przewagę zaskoczenie?! Wszyscy bracia od frontu z krzykiem na ustach. Tak się wojen nie wygrywa. Nie ma się co dziwić, że zginęło ich czworo. A wystarczyło podejść cichaczem, powybijać po kolei i flawless victory. Nie honorowo, może trochę, ale taktycznie. To tylko podkreśla, że Jon średnio się nadaje na lidera. Nawet kobiety nie chcą za nim iść, wolą zostać na Północy w głuszy.
-  przy okazji odcinek potwierdza tezę, że epizod bez cyców to dobry epizod. 

OCENA 5/6

Hannibal S02E10 Naka-Choko
- ale co się dzieje?! Bo ja już kompletnie nie rozumiem co w tym serialu się dzieje. Odcinek niby spokojny, ale mocno rusza wątek fabularny i postać Willa. W końcu co takiego robi Graham? Zastawia sidła na Hanniego czy ten zmienia go na swój obraz i podobieństwo. Niby serial przyzwyczaił do kwestionowania tego co się dzieje i brania wszystkiego za niepewne i zmyłkę, ale jak tu wytłumaczyć przemianę Willa. Jemu ewidentnie podobało się to, że zabija, nawet użył do tego gołych rąk by mieć ten moment intymności z ofiarą, nie da się tego wytłumaczyć samą samoobroną. Tylko czy może to jest dalej jego plan w pokonaniu Hannibala i Jack o wszystkim wie. Jednak jest przecież Freddy. Will ją zeżarł na kolację?! Bo przecież Lecter by wyczuł, że to nie ludzkie mięso. A może jednak jedli Randall stąd ten metaliczny posmak bo był trzymany w lodówce? Tylko czy Will byłby w stanie poświęcić samego siebie i przekroczyć pewną granicę by dopaść Lectera czy może rzeczywiście postanowił zmienić samego siebie i nie postrzegać go jako czystego zła. To jest piękne w tym serialu, że można popłynąć i analizować go na mnóstwo sposobów i przyglądać się każdemu dialogowi szukając kolejnych paralel. Jak choćby Alana ucząca się grać na instrumencie i ostrzegającego Hannibala przed dyrygowaniem ludźmi albo rozmowy o świniach i przy kolacji - wow, niesamowite.
- ostatecznie nie zdziwiłbym się jakby w finale sezonu okazało się, że Freddie i Chilton jednak, a to wszystko to design Willa. 
- jest jeszcze dwójka Vergerów. Margot mimo, że jest lesbijką postanawia przespać się z Willem. Nie z powodu uczucia, może jedynie z powodu pewnego przyciągania. Chcę pozostawić po sobie jakieś dziedzictwo, czyli dziecko, wykorzystuje Willa jako narzędzie. Tylko czy to jest częścią planu Lectera czy może ciekawy zbieg okoliczności. W końcu to on mówił o niej, że trzeba po sobie coś pozostawić. Tylko jemu chodziło raczej o zabicie brata, a ona chcę jednak potomka. Ciekawe jak to z nią jest. Przedstawiono też jej brata i tutaj mam trochę mieszane odczucia. Mason jest strasznie przerysowany, ale i tak szalenie przerażający i trochę śmieszny. Pitt gra go świetnie, ale nie wiem czy nie wolałbym kogoś bardziej stonowanego. Jednak jego hodowla świń i torturowanie siostry przez pokazywanie jej jak to świnki zajadają się kupką mięsa przebraną w jej ubrania, pachnącą jak ona i krzyczącą jak ona jest satysfakcjonujące w oglądanie i chore. I co najważniejsze Lecter zaczął się interesować Masona, ciekawe czy uzna go za kogoś ciekawszego niż Margot.
- Will i Hannibal razem w kuchni- wow! Niesamowicie intymna scena, która pokazuje jak bardzo są blisko siebie.

OCENA 5/6

Hannibal S02E11 Kō No Mono
- dobra zaczęło mi trochę przeszkadzać, że mało się dzieje tym bardziej, że to zaraz finał sezonu. Gra między Willem, a Hannibalem jest fajna, ale trochę za długą ją rozciągnęli i w napięciu trzyma tylko jeden wątek. Trochę tego za mało. Brakuje mi też zabawy futurospekcjami jak w Damages. Od 3 miesięcy wiadomo co się wydarzy i wszystko prowadzi do tych wydarzeń. Brakowało jakieś zmyłki po drodze.
- uwielbiam w tym serialu jak Hannibal porównuje się do boga. Jest zarówno niszczycielem jak i stwórcą. On tworzy morderców oraz decyduje kiedy mają zginąć. To również on jest odpowiedzialny za ciążę Margot i śmierć jej dziecka. Wszystko to było jego planem mającym wpłynąć na Willa. I tu się przeliczył. Jestem bardzo ciekaw co teraz zrobi Will, jak się wytłumaczy przed Lecterem i czy kończy już prowadzić swoją grę. Najwyższy czas na szach mat. Jack wyciągnął już jednego asa z rękawa - Freddie. Zupełnie mnie nie zdziwiło, że żyję. Wszystko jest planem Willa. Tylko czy Chilton też gdzieś siedzi w lochach FBI? I co z Alaną? Czy ona też musi odegrać swoją rolę by pokonać boga?
- genialna była rozmowa Willa z Hannibalem gdy rozmawiali o Shivie. Nie tylko za sprawą dialogów, ale też jak to zostało nakręcone. Cięcia, odpowiedni montaż i pokazano jak bardzo Graham i Lecter są do siebie podobni.

OCENA 4/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E21 Ragtag
- zbliża się finał i to widać. Chyba nie szykuje się trzęsienie ziemi mające po raz kolejny przedefiniować serial, ale na pewno mocno namiesza w relacjach z bohaterami. Ogromnie jestem też ciekawy losów Warda. Tak jak Skye mówi - jest on zły, to nie ulega wątpliwości, ale też ma chwilę zwątpienia. Wciąż obawiam się jego heroicznego odejścia lub kolejnej zmiany frontu w finale. Flashbacki niby mówią o nim dużo, ale mogą wskazywać, że każdy jest zdolny do zmiany. 
- gadżety dziadka Trippa to fajny smaczek dla fanów MCU. Jestem ciekaw czy zostały stworzone na potrzeby serialu z agentką Carter. A właśnie skoro o nowej serii ABC - czy będzie ona zgłębiała początki nowej Hydry? Dużo na to wskazuje.
- w scenie po napisach jest wspomniane, że nastała era cudów. Nie chodzi tylko o superbohaterów, ale też ludzi z niespotykanymi umiejętnościami. Czy Skye jest jedną z nich? Czy może to rzeczywiście obiekt pochodzenia poza ziemskiego i to jej rasa wymordowała całą wioskę? Ładnie to się komponuje z nadchodzącymi Guardians of the Galaxy i Avengers 2.
- Quinn chcę zacząć sprzedawać Deathlocki rządowi, a głupi rząd to kupi. To mi się akurat nie podoba. Nie mam racjonalnych argumentów, ale po prostu nie podoba mi się...
- Culson i May przebrani za Fitza i Simmons byli kapitalni. W ogóle dużo dobrego humoru w odcinku na czele z dużym transferem danych.

OCENA 4/6

Orphan Black S02E03 Mingling Its Own Nature With It
- strasznie mi się podoba jak przedstawiono w tym odcinki historię klonów, kładąc znaczny nacisk na ich rozwój. Może i akcja nie pędzi na złamanie karku, ale serial przygląda się swoim bohaterom mówiąc o nich coraz więcej i więcej. Na początku Sarah z Felixem i Kirą obrabiają sklep, dziewczynka uczy się, że to złe, a potem włamują się do domku letniskowego, co znowu jest tłumaczone jej jako coś złego. Przy okazji Sarah się otwiera i mówi o swojej przeszłości, jakie miała ciężkie życie i popełnia podobne błędy z Kirą. Podoba mi się jak wątpi w to co robi, zachowuje się trochę irracjonalnie, pakuje kolejnych ludzi w kłopoty myśląc przy tym, że sama od nich już uciekła i ma spokój. Postać Cala została trochę wyciągnięta z kapelusza, ale pasuje do historii, tym bardziej, że Paul zniknął na dłużej. Przyda się jakiś silny mężczyzna w serialu.
- biedna Allison, nie ma chwili spokoju. Jak nie monitor to Angie. Również Cosima nie traktuje jej poważnie. Musical musiał okazać się klapą i tak też się stało. Załamana Allison rozpija się, bierze tabletki i nie wytrzymuje psychicznie, nawet obecność Felixa nie pomogła. Za dużo tego na głowie i pewnie w przyszłości nie będzie dla niej łatwiej. Niby wprowadza dużo humoru, ale tak na prawdę to jedna z dramatyczniejszych postaci serialu.
- również wątek Cosimy funduje świetną historię. Dzięki informacją z Dyad trafia na kolejnego klona, tym razem martwego. Jennifer zmarła na tą samą wadę genetyczną na którą i ona cierpi więc tym dramatyczniej się to oglądało. Cosima oglądała jakie cierpienia ją czekają i wie, że tylko ona może sobie pomóc. Na pewno sekcja zwłok nie była dla niej łatwym przeżyciem bo cały czas widziała samą siebie. Swoją drogą podoba mi się ten naturalizm serialu podczas krojenie Jennifer.
- u Heleny niewiele się dzieje, ale to też okazja do przyjrzenia się proletarianom. I tutaj też nic nowego. Może poza buntującą się Grace, która ma poglądy podobne do Thomasa, który odszedł do średniowiecza (cudowny tekst!). Sam obrzęd na Helenie bardzo dziwny, przypominał weselę i chrzest, jakby oznaczało to dla niej nową drogę życia.
- i tajemnica - kto stuknął Sarę?! Pani S? Nie pojawiła się w tym odcinku, więc coś kombinuje. Tylko czy by naraziła Sare w ten sposób? Może Mark, tylko jak by mu się udało tak szybko ją znaleźć?

OCENA 4.5/6

Penny Dreadful S01E01 Night Work
- niby odcinek spokojniejszy niż pilot Salem, mniej się w nim działo i nie było odrobinę mniej przerażających momentów, ale wyszło lepiej. Nie dość, że bohaterowie się lepiej prezentują to jeszcze są zagrani przez lepszych aktorów. Chyba nikt nie podważy kunsztu aktorskiego Evy Green czy Timothyego Daltona. Widzę też tutaj większy potencjał. Serial nie jest w tak ograniczonych ramach jak produkcja WGN przez co fabuła może przybrać całkiem nieoczekiwany obrót. Jednak najbardziej podobał mi się umiejętnie kreowany klimat tajemnicy. Przerażająca obrazy grozy, niedopowiedzenia, nastrojowa muzyka, powolne acz sukcesywne odkrywanie świata przedstawionego, którego liznąłem dopiero kawałek, ale już mi spakuje. Tylko średnio podobały mi się długie monologi wygłaszane przez postacie przez co ich rozmowy wypadały nienaturalnie. Jednak potencjał jest i po dokonaniach Showtime myślę, że zostanie wykorzystane. Przynajmniej przez kilka pierwszych sezonów.
- fabularnie jest fajnie. Mamy mroczne wampiry (świecą jedynie plamy krwi), eksperymenty doktora Frankensteina, porwaną Minę (gdzie Jonathan?), nawiedzaną przez nieczyste moce wieszczkę i napaści tajemniczej bestii. Nie wygląda też by serial miał tendencje by popaść w cykl jednej sprawy na tydzień. Za dużo wątków, które niosą olbrzymi potencjał. Wampiry powiązane z starożytnym Egiptem mogą wyjść apetycznie. Co najważniejsze jeszcze nie przedstawiono dwóch postaci z głównej obsady z czego się cieszę bo lepiej można było poznać te wprowadzone na początku. Oczywiście nie mogło zabraknąć w tym wszystkim Amerykanina.
- strasznie mi się podobało jak odcinek został nakręcony. Zbliżenia, dynamiczna kamera czy zdjęcia pod dziwnymi kątami podkreślające dziwaczność chwili. Do tego bogate i pełne syfu scenografią pozwalające wczuj się w klimat. Nic tylko oglądać dalej i dać się ponieść historii.

OCENA 4.5/6

The Good Wife S05E19 Tying The Knot
-co za dynamiczne wprowadzenie. Reżyser umiejętnie stworzył chaos narracyjny, nagromadzenie wątków i zagubienie Alicji. Strasznie podobał mi się ten wstęp - wyścig z czasem, nieokiełznany Colin i widmo wiszącej katastrofy. Dlatego trochę szkoda, że potem odcinek trochę spuścił z tonu i nie był taki szokujący. Ciesze się jednak, że wrócono na salę rozpraw i dla odmiany Alicja została świadkiem. Coś nowego. Nie podobało mi się tylko ostatnie oświadczenie Renaty, wolałbym coś bardziej subtelnego.
- Finn został gwiazdą odcinka. Dalej przeżywa traumę po swoim postrzeleniu, nie łatwo mu w pracy, ale postanawia o nią walczyć i zabezpiecza się tak jak Alicja mu radzi - startuje na prokuratora okręgowego. Jego mina gdy słyszy o sobie w wiadomościach bezcenna.

OCENA 4.5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz