niedziela, 18 maja 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #85 [12.05.2014 - 18.05.2014]

SPOILERY


24 S09E03 Day 9: 1:00 PM-2:00 PM
- jakoś nie czuje, że to 24. Odcinki powinny być napakowane akcją, emocjami i plot twistami, a tutaj jest nadzwyczaj spokojnie. Dziwi to tym bardziej, że sezon ma zaledwie 12 odcinków. Niby fajnie, że inni bohaterowie dostają dużo miejsca, jest miejsca na ich rozwój, ale przez te 4 lata stęskniłem się za Jackem i na niego chciałbym popatrzeć, a nie terrorystów którzy zaraz zginą lub polityków którzy mnie nie obchodzą.
- dobrze jednak, że Jack lata po Londynie i można mu kibicować. Tylko jak został wyrolowany przez jakąś młodą siksę to ja nie wiem. Dobrze, że pokazał jakim jest madafaką podczas próby dotarcia do ambasady strzelając do przypadkowych ludzi w tłumie i wywołując chaos. Po trupach do celu. Dobrze, że CIA zjawiło się w tym samym miejscu. Kate jest świetna, jak ładnie wyciągnęła informację od Bashira.
- dużo miejsca dostali terroryści. I jak widać strasznie pokręcona rodzinka z prostym motywem. Do tego arab wykaże skruchę, a biali będą bezwzględnie mordować. Proste odwrócenie roli w imię poprawności politycznej.
- u polityków nudy. Mark okłamuje wszystkich jak leci, a Heller ma niezachwianą pewność siebie do czasu wizyty w parlamencie. Serio? Trzeba było pokazywać brytyjskich polityków jak jakiś barbarzyńców którzy nie potrafią wysłuchać swojego sojusznika?

OCENA 3.5/6

Arrow S02E23 Unthinkable
- takie Arrow to la lubię. Wciąż głupie (zjazd po linie bez rękawiczek na początku), ale pełne akcji i zdające sobie sprawę ze swych ograniczeń do tego korzystające z dobrodziejstw swojego jak i komiksowego uniwersum. Odcinek dał dużo frajdy z oglądania i czuć było stawkę. Jak rok temu los miasta wisiał na włosku i bohater musiał powstrzymać złego. Tylko tym razem było bardziej osobiście, ale przy tym z rozmachem. Do tego masa występów gościnnych znanych postaci i zgrabne teasowanie kolejnej serii. No, finał przywrócił wiarę w serię. Chociaż było blisko żebym znienawidził zupełnie serial, ale na szczęście zgrabnie mnie oszukali.
- co istotne to Slade przeżył, siedzi w bunkrze na wyspie. Ciekawe czy teraz będzie musiał co 108 minut wciskać przycisk. Swoją drogą fajnie, że wykorzystują tą lokację jako więzienie. Zero w tym logiki, ale fajnie. Śmiesznie też wyglądały zabrudzone i całe w krwi twarze bohaterów. Jasne, nie mieli czasu by się umyć mimo, że dostali się na wyspę odległą o kilka tysięcy kilometrów.
- sceny Thea/ojciec dziwne, nie wiem co o nich myśleć. Ciesze się, że Barrowman wróci w przyszłym sezonie tylko nie wiem jak zapatrywać się na nadchodzący trening Thei. Średnio mi też pasuje, że zgodziła się iść z tatusiem, ale niech będzie. Fajnie jakby trafiła na Sarę i przy okazji byśmy poznali Rasa. Właśnie Sarah przyprowadziła koleżankę i kolegów. Dobry team up i oczekuje, że Liga odegra większą rolę w przyszłym sezonie. Chociaż podejrzewam, że będzie na to trzeba jeszcze poczekać bo pierwszeństwo ma ARGUS.
- sam ARGUS łączy się z flashbackami. Ollie nie zabił Slade, a miał taką możliwość. Chociaż równie dobrze mógł mu wstrzyknąć lekarstwo, a ten i tak by zmarł pod tymi gruzami. Bardziej mnie ciekawi co będzie dalej. Czemu Waller się z nim skontaktowała co chcę od niego i czy Ollie będzie dla niej wykonywał misję. Oczywiste było, że Oliver wyjdzie z wyspy i koniec 2 sezonu to najwyższy czas.
- Lance umiera! Taaa, i  co jeszcze...? Tani chwyt i niepotrzebny cliff. Bardziej mnie martwi przekazanie Lauriel kurtki przez Sarę. Oby to nie był symboliczny gest i początek jej drogi by zostać Black Canary. Kanarek jest tylko jeden.
- Lyla w ciąży, Diggle zostanie ojcem. Dont care. Tym bardziej szkoda, że oddali to śmierć Johna, ale przynajmniej da mu jakiś wątek w przyszłej serii.
- na drugi sezon czekam. Może nie jaram się, ale czekam bo jestem ciekaw co takiego twórcy wymyślili. Boję się scenariuszy poszczególnych odcinków, ale ogólnie powinno być dobrze. Szykuje się też delikatna zmiana formuły bo Ollie jest bezrobotny i nie ma firmy. Do tego dochodzi spin-off i obydwa seriale powinny się przeplatać. Pewnie nie tak jak Chicago Fire i PD na NBC, ale liczę na częste nawiązania. W takich chwilach tym bardziej brakuje spójnego uniwersum produkcji DC... No chyba, że za parę lat zrobią Infinite Crissis.

OCENA 4.5/6

Castle S06E13 Limelight
- dobra udało się im mnie zaskoczyć. Nie przewidziałem kto jest zabójcą. Od samego początku podejrzewałem dziennikarza, a potem moja teoria tylko się potwierdzała. I to było fajne - zabić by podbić ilość odwiedzin na swojej stronie. Jednak potem okazało się, że to matka za wszystko odpowiada. I to też fajna, bo chciała zwiększyć popularność córki. Tylko już mogliby sobie darować sztampową gadkę typu "robię to dla twojego dobra". Ciesze się, że w sprawę wplątaną Alexis i dano jej trochę więcej czasu ekranowego niż zwykle.
- niestety, ale w serialu jest coraz mniej śmiesznych momentów przez co odcinki nudzą zwykłymi sprawami kryminalnymi. Jednak żarty z Ricka i jego byłej żony potrafiły rozbawić. Tak jak ostatnie ujęcia z Rickem i Kate w ramionach i Espo z Rayanem w tle. Tylko brakowało kreatywnych popkulturowych nawiązań.

OCENA 3.5/6

Castle S06E14 Dressed to Kill
- ble, znowu świat mody w serialu. Nie przepadam za tymi glamurowymi klimatami. Moda, celebryci czy reality show, średnio mi to pasuje jako tło serialu kryminalnego. Dlatego słabo mi się oglądało ten odcinek. Do tego mało humoru i zaledwie kilka dobrych żartów. Dawać mi jakieś szalone sprawy gdzie Rick może sobie poteoretyzować!
- coraz bliżej ślubu. Sala zamówiona, Kate ma sukienkę, ale nie mogło zabraknąć odrobiny wątpliwości. To teraz czas na chwilę zwątpienia Ricka i jakąś wielką tragedię dadzą. W końcu ślub i okres narzeczeństwa w serialach nie może być pełen spokoju.

OCENA 3/6

Castle S06E15 Smells Like Teen Spirit
- boli mnie oglądanie takich przeciętnych odcinków w tej części sezonu. Teraz powinien być emocjonujący dwu odcinkowiec co było już tradycją tego serialu. Zamiast tego przeszarżowana sprawa która średnio trzyma się kupy. Niemieckie bony trzymane w książce w szkole, telekineza, Carrie, bal, jakaś zamknięta sprawa, kłótnie nastolatek... Za dużo tego i zbyt chaotycznie. Kilka śmiesznych scen było, ale wydaje mi się, że można byłoby więcej z tego wycisnąć.
- nie rozumiem motywy wspólnej piosenki, ale jak już porusza się ten wątek na początku odcinka to liczę, że w jakiś śmieszny sposób będzie kontynuowany, a żarty będą na ten temat rzucane przez całą sprawę. Zamiast tego była jeszcze jedna scena w środku i na końcu. Przydałoby się też więcej zwierzeń Ricka z czasów szkolnych. Ogólnie niewykorzystany potencjał i męczące 40 min.

OCENA 2.5/6

Castle S06E16 Room 147
- takie odcinki Castle lubię! Pozornie zwyczajna sprawa przeradza się w coś zupełnie szalonego, a i Rick wtrącił swoje trzy grosze. Do tego kolejne tajemnice były umiejętnie wprowadzane i intryga z każdymi minutami się zagęszczała. Nawet rozwiązanie nie rozczarowało, a morderca zaskoczył chociaż jego motywacja była najsłabszym elementem całości.
- miło też wypadł wątek Alexis i Kate, który był budowany już kilka odcinków wcześniej. Do tego jego zwieńczenie powinno wprowadzić jakieś nowe rodzinne tarcia w serialu.

OCENA 4/6

Castle S06E17 In the Belly of the Beast
- wiem, że się powtarzał, ale żałuje braku dwuodcinkowej historii w tym sezonie tym bardziej, że ten odcinek prosił się o cliffhanger w odpowiednim momencie i bezpośrednią kontynuację. Jednak nic z tego. Fajnie jednak, że ruszył wątek kręcący się w okół Beckett. Spotkała morderce swojej matki i odkryła gigantyczny spisek, a do tego Breckman kandyduje na prezydenta. Trochę głupio, że pozwolił żyć Kate nawet jak miał u niej dług, ale to wszystkie wydarzenia mogą prowadzić do potencjalnie ciekawych wątków w przyszłości.
- sam odcinek dobrze się oglądało bo zaczął się sielanką i szybko przebrał dramatyczny obrót. Uwięziona i opanowana Kate próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji i odkryć prawdę. Dezorientacja bohaterki sprawiła, że odcinek stał się dużo ciekawszy. Poza tym odskocznia od typowych spraw zawsze jest mile widziana.
- do tego było kilka niezłych ujęć jak choćby podtapianie Kate, sceny w ciężarówce czy pisanie listu. Jasne, dużo tu uproszczeń i ckliwości, ale solidna robota.

OCENA 4.5/6

Castle S06E18 The Way of the Ninja
- bardzo przyjemny odcinek. Kiczowaty, ale przyjemny. Świetne były reakcje Ricka na spotkania z wojownikami ninja i jego ekscytacja gdy o tym opowiadał. Najbardziej komiczny był jednak szuriken w telefonie oraz aluzja do Amerykańskiego Ninja. Nie potrzebna była tylko wizyta w barze bo okazała się niepotrzebnym spowolnieniem. Chociaż reakcja na rachunek bezcenna. Dobrze, że Rick ma Master Card. 
- samo śledztwo i odkrywanie prawdy już takie sobie. Zabójca zaskoczył, ale bądźmy szczerzy, tego serialu nie ogląda się dla zagadki kryminalnej.
- oczywiście, że musiała przyjść pora na wątpliwości Kate co do ślubu. Trochę za bardzo w tym słodkości i aż oczy się kleją od cukru, ale wole taki prowadzenie relacji między postaciami niż niepotrzebne dramaty z obowiązkowymi rozstaniami i powrotami.

OCENA 4/6

Castle S06E19 The Greater Good
- tym razem takie sobie. Niezbyt ekscytujący setting przez co Rick nie mógł poszaleć z teoriami. Sama sprawa też nie potrafiła przykuć mojej uwagi, a kolejne zwroty nie były specjalnie angażujące. Fajnie, że wpleciono w to siostrę Gates, ale serial mógłby wcześniej dać znać o jej istnieniu. Nie lubię takiego wyciągania bohaterów z kapelusza.
- Rick i Kate dalej męczą się z organizacją wesela tym razem na tapetę poszła lista gości. Nawet zabawne żarty szczególnie gdy Rick opowiada o swoim znajomych pisarzach. Przydałaby się kolejna scena przy pokerze. Albo promocja nowej książki. Dawno już ten wątek nie wracał.

OCENA 3/6

Game of Thrones S04E06 The Laws of Gods and Men
- co za pokaz aktorstwa od Dinklage'a i Dance'a! Po trochę nudnawym początku po przeniesieniu akcji do stolicy zaczęło się coś dziać. Może i dalej było rozmowy, ale za to jakie. Mała Rada otwarcie przejmuje się Daenerys, Oberyn wyluzowany jak zawsze, a Tyrell służalczo usłużny. Tylko, że to była tylko przystawka przed daniem głównym odcinka czyli sądem nad Tyrionem. Jamie trafił w sedno nazywając to farsą. Żadnych dowodów, a jedynie słowa, zawiść i efekt wielkiej intrygi. I nie zdziwiłbym się gdyby ona nie była wcale utkana przez Cersei tylko Tywina po to by zmusić Jamiego do przyjęcia jego dziedzictwa. Tylko nie wziął pod uwagi jak Tyrion zareaguje. Dzielnie się trzymał, ale zeznania Shea go złamały. Fantastyczna przemowa na końcu potęgowana przez dobrze znane Deszcze Castamere w tle. I zapowiedź próby walki, która już za dwa odcinki. Nie mogę się doczekać tego wielce interesującego starcia i jego reperkusji.
- a co jeszcze w odcinku? Nie wiele. Stannis uzyskał pomoc w Braavos co dla mnie na tym etapie jest trochę niedorzeczne bo bank teraz postawił na dwa konia biorące udział w tym samym wyścigu i na końcu będzie stratny bo Stannis nie powinien płacić za dług Tywina. Poza tym przeciąganie wojny tylko przeciąga potencjalną spłatę kredytu. Jednak mimo wszystko fajnie było zobaczyć Kolosa (chociaż patrząc na jakich wysepkach on stoi to w ciągu 100 lat powinien się zawalić przez erozję brzegów...) i Marka Gattisa.
- na Północy dostaliśmy za to głupiutką próbę odbicia brata. To nie łatwiej pierw było po cichu zabić wszystkie straże i psy, a dopiero potem męczyć się z Theonem? Jednak potem była kąpiel Fetora. Ramsey ma w sobie coś przerażającego i nie chodzi tylko o jego czyny, ale to jak patrzy na Theona i nim perfekcyjnie manipuluje.
- Dany w końcu poznaje czym jest władza. Nie powiem by jej interesanci byli przesadnie ciekawi. W ogóle nie trawię jej wątku, ale to chyba tylko ja. Niech się uczy, że nie można działać pod wpływem chwili i trzeba patrzeć dalekosiężnie po przeszłość lubi wrócić i kopnąć nas w tyłek. Jednak były smoki. Smoki zawsze podbijają ocenę odcinka tym bardziej, że wyglądają niesamowicie majestatycznie.

OCENA 4.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E22 Beginning of the End
- po pierwszych 20 minutach byłem trochę rozczarowany. Dużo akcji, trochę humoru, ale nic nie zasługującego na miarę odcinka finałowego. A potem się poprawiło. Wrócił Fury i stworzył kapitalny duet z Culsonem. Masa śmiechu i niewymuszone żarty przy Garecie nie tyle uratowały odcinek, ale sprawiły, że stał jeszcze bardziej przyjemny. Tylko ta bijatyka Warda z May i ratowanie Mike mogłoby być krótsze. Tak jak sceny akcji. Chociaż śmiesznie się oglądało latające postacie łamiące prawa fizyki.
- co istotne zakończone wątek Garetta i to w całkiem zgrabny sposób bo byłem zdegustowany, że to jednak nie jego koniec, a potem taka miła niespodzianka. Czas kończyć z zabawą w kotka i myszkę i walką z Hydrą, a odbudową SHIELD. To tez przewidziałem i strasznie mi się ten motyw podoba. Dyrektor Culson. No nieźle. Liczę, że serial nabierze rozmachu w przyszłym sezonie. Maria wróciła? Mogłaby zastąpić Warda w obsadzie. Swoją drogą ciekawe co z nim. Na szczęście nie było jego odkupienia, ale lepiej można było zrozumieć tą postać która na prawdę zyskała pod koniec sezonu. Teraz bez Garetta jest nikim przecież całe swoje życie poświęcił na podążaniu za nim. Więc może jednak pozbyć się go z obsady i wsadzić do więzienia? Na sezon lub dwa by zniknął, a potem powrócił w czwartej serii w dłuższym arcu. To by było ciekawe rozwiązanie, ale raczej nie ma co na to liczyć.
- lek zadziałał trochę inaczej na Garetta niż na Culsona i Skye. Widział wszechświat lub miał omamy. Na moje jego podświadomość przejęła coś od kosmity dlatego pisał w tych dziwnych symbolach. Tylko czemu Culson zaczął robić to dopiero teraz? Wydaje się, że to będzie największą tajemnicą przyszłej serii. Tak jak pochodzenie Skye. Widziałem narzekanie w komentarzach do poprzedniego odcinka, że za duży przypadek, że Raina wiedziała o masakrze w chińskiej wiosce. I okazało się, ze jednak nie taki przypadek. Już miała do czynienia z ojcem Skye. Tylko trochę głupio, że dopiero teraz się do niego udała.
- Fitz i Simmons na dnie oceanu przypomnieli  mi jeden z odcinków Stargate Atlantis gdzie McKay utknął na promie i widział Carter. I tutaj trochę szkoda, że nie poszli w tą stronę. Za szybko to rozwiązali, liczyłem na więcej kombinowania i zabaw z technologią. Nadawałoby się na oddzielny epizod. Do tego trochę bez sensu było wypłynięcie z kontenera skoro nie mieli żadnej tratwy. Jeszcze jakby pokazano, że kończy się im tlen to bym zrozumiał, ale nie w ten sposób. Jednak strasznie podobały mi się sceny z Fitz/Simmons jak rozmowa o pierwszym prawie termodynamiki czy wyznanie miłości przez Fitz. Strasznie jestem uczuciowy w takich momentach zwłaszcza, że zapowiadał się whedonizm - pocałunek i śmierć kogoś z pary. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, ale raczej nie przypadkowo Fitz nie był pokazywany w odcinku więc raczej coś mu się stało.
- co za zaskoczenie - Koening się pojawił. Bliźniak czy android? Jakoś nie przejął się śmiercią "brata" więc może jest to standardowe wyposażenie bazy?
- serial po słabym początku kończy wysoką notą i nie mogę się doczekać kontynuacji tym bardziej, że zapowiada się bardziej rozbudowana linia fabularna. Liczę, że w Guardians of the Galaxy lub krótkometrażówce z WInter Soldier będzie jakieś nawiązanie.

OCENA 4.5/6

Orphan Black S02E04 Governed As It Were By Chance
- tempo trochę siadło w tym sezonie. Jeszcze za wcześnie by się przejmować, ale mam nadzieje, że akcja nabierze tempa i będzie tak samo szalona jak w pierwszej serii. Przydałoby się więcej tajemnic bo cały czas wałkowanie projektu LEDA robi się już nudne. Nawet informacja, że prowadzili go zastępczy rodzice Rachel nie był specjalnie szokujące. Ciekawe tylko czy z tym wszystkim powiążą Cala bo podczas rozmowy z Sarą gdy padła nazwa Dyad zrobił minę jakby wiedział o kogo chodzi. Albo mi się tylko wydawało.
- ten serial jest świetnie nakręcony. Od saturacji kolorów, prowadzenie kamery z zbliżeniami na twarz po pięknie skomponowane zdjęcia. Świetnie też wyglądała ucieczka Heleny z częściowo rozmytymi konturami obrazu co podkreślało jej stan.
- gdzieś tam na uboczu dalej rozwijane są wątki pozostałych klonów. Allison przeżywa ciężkie chwile na odwyku (i niepotrzebnie bezpośrednie oskarża Donniego), a Cosmia zmaga się z swoją chorobą. Dobrze jest to prowadzone, ale już czuć zbytnie oderwanie od głównej fabuły.
- Sarah jak zwykle wpakowała się w kłopoty. Chciała dowiedzieć się więcej o Rachel i dowiedziała (fenomenalny kontrast z tym co widzi Sarah, a opisuje Cosima), ale przy okazji tradycyjnie wpadła w kolejne kłopoty. Dopadł ją Daniel i w końcu pojawiła się mocna, trzymająca w napięciu scena z wstępem do tortur i niespodziewanym zjawieniem się przerażającej Heleny. Normalnie jak z jakiegoś horroru.
- w następnym odcinku czas na odkrycie jakiś sekretów pani S. Najwyższy pora.

OCENA 4/6

Person of Interest S03E22 A House Divided 
- czego my tu nie mamy? Jest Decima, Czujni, Kontrola, wątek polityczny i drużyna zebrana przez Root. Chyba tyko brakuje ludzi z CIA i wątków gangstersko politycznych. Serial ładnie splótł swoje najważniejsze wątki na odcinek przed finałem i wszystko gra i buczy. Teraz tylko czekać na wybuchową mieszankę. Ktoś zginie i któraś z maszyn zyska przewagę. Ciężko tylko wyrokować która.
- dużo humoru w odcinku to zawsze zaleta. Ty razem Shaw prosiła o możliwość zabicia Kontroli, a potem kłóciła się z Hershelem i Johnem kto będzie prowadził auto. Idealne przerywniki gdy tyle poważnych tematów. Jak choćby rozmowy Greera i Fincha. Może trochę zbyt wzniosłe o twórcach i niszczycielach, ale przyjemne i pokazujące dwie interpretację SI.
- flashbacki z Collierem były sporą niespodzianką. Jego wątek może nie jest zaskakujący - został Czujnym bo rząd niesłusznie oskarżył jego brata o terroryzm, ale pasuje. I oczywiście ktoś nad nim stoi. Oczywiście mam też swoją szaloną teorię - to Maszyna wykształciła w sobie sub świadomość, która jest jej dodatkową tarczą ochronną przed szkodzeniem ludzkości. To by był twist!

OCENA 4.5/6

Person of Interest S03E23 Deus Ex Machina
- podręcznikowe zakończenie sezonu. Nie to że przewidywalne tylko wszystko było na swoim miejscu. Nie zabrakło emocji, humoru i zmian. I pomyśleć, że kiedyś był to przeciętny procedural od CBS.
- jestem pełen podziwu jak scenarzysta udało się poprowadzić dwa wydawałoby się oddzielne wątki i spiąć je w zaskakujący sposób w finale nie stwarzając wrażenia, że jest to naciągane. Moja teoria z Maszyną odpowiedzialną za Czujnych się nie sprawdziła okazało się, że to Decima za nich odpowiada i Greer kierował każdym krokiem Colliera. Takie zaskoczenia to ja lubię! I wszystko poszło po myśli tych złych. Proces choć emocjonujący był tylko prostą zagrywką mającą na celu zmanipulowanie wszystkich i danie dostępu do rządowych serwerów Decimie. Nie było też żadnej transmisji live czego akurat trochę szkoda bo teraz Kontrola i pan senator powinni zadawać sobie pytania. Jednak wybuch był jak najbardziej realny. Wow, rzadko się zdarza oglądać takie coś w serialu. Ostatnio takie potężne straty widziałem wśród cywili w telewizji ogólnodostępnej widziałem w 5 sezonie 24 gdy wybuchła atomówka. Stawka została udanie podbita.
- wielki plan Root nie miał wcale działań ofensywnych tylko defensywne. Nie żaden wirus mający zniszczyć Samarytanina tylko parasol ochronny nad bohaterami którzy teraz są niewidzialni dla siedzi która obserwuje całe USA. Teoretycznie wróży to koniec proceduralnych spraw, ale nie oszukujmy się bo takie też się trafią. Jednak zmiana w serialu jest nieunikniona. Brak biblioteki to tylko szczegół bo w mieście pojawił się nowy bóg obdarzony większą swobodą niż poprzedni. Emocjonująco się zapowiada kolejna seria. Liczę na jakiś time jump. Trzy lata i lekko dystopijny Manhattan? To by było fajne.
- odcinek wygrały trzy komediowe sceny - Hersh zabijający agentów Decimy na początku, potem załatwiający rower Root i w końcu Misiek przynoszący w zębach broń Johnowi. Cudownie wkomponowany humor w tak dramatyczny odcinek.

OCENA 5.5/6

Salem S01E03 In Vain
- poprzedni odcinek mnie strasznie rozczarował, nawet zastanawiałem się czy nie rzucić serialu, ale stwierdziłem, że dam jeszcze szansę. Wciąż jest na krawędzi mojego prywatnego anulowania, ale z większym zainteresowaniem oglądało się niż ostatnio co jest dziwne bo nie było żadnej nowej wiedźmy. Po prostu podoba mi się co dzieje się z postaciami. Szczególnie z Cottonem, który cały czas wątpi. Mam wrażenie, że jednak prostytutka nie jest jego oazą spokoju, a raczej zgrabnie nim manipuluje i działa na korzyść Mary. Konflikt u czarowników wypadł znośnie, nie było prawdziwego zagrożenie i nic rewolucyjnego się nie okazało, ale dobrze się oglądało. Na pewno lepiej niż przygody Aldena, który okazuje się najnudniejszą postacią. O wiele ciekawsza jest Anne. Mary ją wykorzystuje, ojciec lekceważy, a matka namawia do działania i przemyślenia swoich spraw. Całkiem nieźle wyszła też pierwsza scena z jej sennym koszmarem co może być zapowiedzią przyszłych wydarzeń gdzie będzie musiała wybierać między dobrem, a złem.
- strasznie irytują mnie uproszczenia w tym serialu, twórcy i scenarzyści muszą przykładać większą rolę do detali bo serial momentami jest strasznie irytujący, już pomijając jego średnio angażującą historię. Czemu Alden grozi pistoletem skałkowym już po wystrzeleniu? Jak to się dzieje, że w mieście stoi burdel, którego nie pilnuje żaden mężczyzna? Czemu nagle Alden postanowił śledzić Hale'a? Trudno jest mi to wytłumaczyć. 
- @EDIT. Dobra koniec, po paru dniach po obejrzeniu odcinka dalej nie chcę mi się odpalić kolejnego. Nie będę się na siłę męczył i mówię serialowi pa pa.

OCENA 3.5/6

The Good Wife S05E20 The Deep Web
- rozumiem po co były sceny z Alicją, doceniam jak pokazali jej problemy emocjonalne, nie moc i problem z odnalezieniem się w rzeczywistość w której nie ma Willa, a są inni mężczyźni. Ciesze się też z powrotu jej matki bo lubię Stockard Channing. Tylko czy mogę w końcu dostać Alicję na sali sądowej? Stęskniłem się za tym widokiem mimo, że podoba mi się nowy, bardziej serialowy niż proceduralny kierunek serialu. Poza tym dzisiejsze sceny z nią były jakieś taki nudne.
- na szczęście w LG się dzieje. Sprawa może też nie należała do rewelacyjnych, ciężko było sprawić, że zależało mi na kliencie i całym wątku Jedwabnego Szlaku, ale przynajmniej była jakaś sprawa. I jest intryga w firmie. Canning umiera, ale knuje z Davidem Lee. Diane została wrzucona między dwa wilki i będzie musiała walczyć o przetrwania. Chociaż może teraz bardzie niż kiedyś będzie chciała zostać sędziną? Niby firma jest jej spuścizną, ale skoro nie ma już Willa nie ma już tyle argumentów by zostać.
- u Finna jest ciekawy wątek bo po będzie prowadził do kolejnych wyborów, a te zawsze w The Good Wife zacnie wychodzą. Świetna rozmowa Alicji z Finnem gdy mówią, że Eli zrobił z nich świętą i bohatera.

OCENA 4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz