wtorek, 8 września 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #152 [31.08.2015 - 06.09.2015]

Zupełnie niespodziewanie Mr. Robot stał się jednym z najlepszych seriali ostatnich lat. I pomyśleć, że zapowiadał się jak kolejna letnia produkcja USA Netork tylko o hackowaniu. Zrobiła się z tego krytyka współczesnego świata i podróż z równie skomplikowanym bohaterem co Walter White. Jeśli jeszcze nie oglądaliście zróbcie to. 

Oprócz Mr. Robot skończyłem Power Rangers RPM. Trochę mi to zajęło co mnie cieszy. Oznaczało to dłuższe obcowanie z bandą niezwykłych bohaterów, których uwielbiam. Już tęsknię i powoli zastanawiam się, który sezon PR oglądać teraz. Bo Mighty Morphin pewnie nie dam rady dokończył. A wy pewnie dalej śmiejecie się z tych wpisów? Powtarzam, dajcie szansę. 

SPOILERY

Mr. Robot S01E10 eps1.9_zer0-day.avi
Mr. Robot zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Sam Esmail opowiada złożoną historię, bawi się z widzem i zmusza go do myślenia. Nie w najprostszy sposób typu - co się wydarzyło i co będzie dalej. On każe się zastanawiać nad światem, systemem wartości, miejscem jednostki w społeczeństwie. Zmusza do kwestionowania rzeczywistości, tego kim jesteśmy, za kogo się uważamy i co chcemy osiągnąć. Opowiada też historię rozbitego człowieka, któremu się kibicuje, rozumie i sympatyzuje. Całość została podana w wysublimowany sposób. Pieczołowite kadry dopowiadające historię, muzyka komponująca lub w celowy sposób mocno kontrastująca z treści i montaż bawiący się formą przekazu. Obok Hannibala i True Detective S01 to jeden z najpiękniejszych seriali ostatnich lat. I jeszcze jak zagrany. Przekonująca paranoja w wykonaniu Rami Maleka, szalejący na ekranie Christian Slater, dystyngowany Michael Cristof, socjopatyczny Martin Wallstorm i bijąca arktycznym chłodem Stephanie Corneliussen hipnotyzują swoją grą i sprawiają wrażenie obcowania z realnymi postaciami. To wszystko na antenie USA Network nie słynącej przecież z zbyt ambitnej ramówki.

Finał okazał się najlepszym odcinkiem serialu. Dodanie kilku minut zostało odpowiednio spożytkowane przez co udało się zbudować niezwykle duszny klimat zaszczucia i tajemnicy. Udał się eksperyment z trzydniowym przeskokiem w czasie. Elliot budzi się w samochodzie i o ostatnich wydarzeniach wie mniej niż my. Widz zdaje sobie sprawę z udanego hacku, on dopiero do tego dochodzi. Nie było epickiej sceny z niszczeniem globalnego rynku i pełnej emocji hakerskiej roboty. Wszystko to wydarzyło się poza panelem jak mówią komiksowcy. I to zadziałało. Wraz z bohaterem zbieramy okruszki by znowu Elliot mógł zdać sobie sprawę kim jest Mr Robot. Jest już zagubiony w swojej matni, jego choroba psychiczna i samotność zmuszają do kwestionowania wszystkiego. Czymże jest nasze życie? Czy wszyscy nie jesteśmy Elliotami? W kluczowej scenie na Time Squer (czemu Nowojorskie seriale tak rzadko używają tego miejsca?) Ellion konfrontuje się z Mr. Robotem. Poprzez hackowanie rzeczywistości. Nagina ją dla własnych potrzeb, tworzy swój własny prywatny świat. Odcina się od ludzkiego zgiełku i tworzy oazę spokoju. Kontrast między protestującym tłumem, a ciszą w centrum NY jest niesamowity. Elliot akceptuje swoją przeszłość, to kim jest, swoich wyrodnych rodziców i dziecięce oblicze. Tylko tak człowiek może radzić sobie z otaczającym światem. Jednak to rant Mr. Robota był tym co zrobiło na mnie największe wrażenie. Prosta krytyka współczesnego świata, który sprawia że ludzie są anonimowi, pozbawionym tożsamości tłumem lub aktorami grającymi sztucznych ludzi na portalach społecznościowych. Mniej więcej to samo czytałem w Gone Girl co jeszcze spotęgowało moje odczucie. Co może w takim razie zrobić Elliot? Wrócić do domu i zaakceptować sytuację, wybrać jedną z wersji życia które chcę mieć.

Serial w ciekawy sposób ujął fscociety. Dawid obalił Goliata. Na piedestał postawiono zwykłego człowieka zdolnego do nieprawdopodobnych rzeczy. Wystarczyła grupka zdeterminowanych ludzi by odmienić świat. Niezwykłości ludzi w seriali jest kilkukrotnie powtarzana, a cliffhanger wykręca ten motyw. Jednak ja chciałem jeszcze o fsociety. Zostali ściganymi przez władze zbawcami świata niszcząc giganta. Cieszą się z tego co zrobili, ale czy do końca zdają sprawę z długofalowych konsekwencji? Tak jak działania Angeli w sprawie procesu swojej matki również i to może nieść niespodziewane skutki i wpłynąć na życie innych ludzi w nie tylko pozytywny sposób. Przecież już teraz była jedna ofiara śmiertelna, a dochodzą jeszcze zamieszki. Przekręt fsociety został w tym odcinku powtórzony na o wiele mniejszą skalę. Pozbywając się dowodów ekipa udaje się do spalarni szczeniaczków. Niszczy sprzęt i ratuje pieski w rytm punkowej muzyki. Wzruszający gest, można im tylko przyklasnąć. Tylko tutaj też nie zdają sobie sprawy z konsekwencji. Uwalniają słodkie pieski, które zostawiają same sobie. Co z tego, że część może być zarażone i umierająca? Nasi bohaterowie nie patrzą z szerszej perspektywy i ich impulsywność może mieć ciekawe konsekwencję.

Ten odcinek był jak seria uderzeń pozbawiających tchu. Jedna kapitalna scena następowała po drugiej. Jedną z nich był wywiad CEO Evil Corp dla telewizji. Korporacja mierzy się z bezdusznymi mediami, które są personifikowane przez obiektyw kamery. Odczłowiecza to media, nadaje im pewną obcość. Kolejne długie ujęcia oka kamery gdzie przybiera centralną część ekranu są niczym oglądanie sędziego wydającego swój wyrok. Jest to władza z którą trzeba się liczyć, która szafuje życiem, część w nieświadomy sposób. Strach przed rekcją opinii publicznej i nagonka mediów doprowadziły do samobójstwa prezesa podczas wywiadu. Oko kamery wydało swój wyrok.

Dehumanizacja. Dla mnie jest to jeden z motywów przewodnich serialu. Jak w True Detective nie chodziło o sprawę kryminalną tak tutaj konspiracja jest jedynie jednym z wątków służącym do zaprezentowanie niezwykle wymownego tła. Tutaj najwięcej czasu dostają korporację. Esmail do ich sportretowania używa Michael Cristof. Phillip Price jest niczym dobry dziadek. Wspomoże, rzuci żartem, zawsze ma czas by porozmawiać. Jest to fałszywe oblicze. Mami cie ciepłymi słowami jak z kampanii marketingowych jednak w ukryciu sączy jadem. Jest twoim przyjacielem by zaraz wbić nóż w plecy. Człowiek jest tylko trybikiem korporacyjnej machiny. Śmierć? Zdarza się. Skończyła się twoja przydatność jesteś do zastąpienia. Korporacyjna obłuda jest pokazana na dwa sposoby. W ten niezbyt subtelny gdy Price pierw mówi to co myśli o zmarłym, ciesząc się z jego śmierci bo może przynieść korzyści E Corp, a potem nazywa go dobrym przyjacielem. Subtelniejszy jest obraz. Monumentalny budynek, logo firmy na posadce, piękne wnętrza, przemówienie z podwyższenia i wygłaszanie orędzia do pracowników. Przypomina mi to dwie rzeczy. Najbardziej na myśl rzuca się mistycyzm gdzie korporację są niczym religię z świętymi logami odgrywającymi role symboliki, masą ślepych wyznawców (hi Apple!) i charyzmatycznymi świętymi przemawiającymi do wiernych. Inne skojarzenie to totalitarne państwa z fałszywą retoryką, kultem jednostki i (tadam!) symbolu.

Paradoksalnie poznając te mechanizmy od środka człowiek od nich nie ucieka. Zdaje sobie sprawę ze zła do jakiego się przyczynia, ale produktem tej maszynerii jest złoto. Wymierne korzyści, przyciąganie do władzy i siły. Przecież to korporację mają władze nad dzisiejszym światem. Dlatego Angela nie odchodzi z E Corp. Używając biblijnej analogii można stwierdzić, że zło ją przyciąga. Sprzedawca w sklepie z butami wypowiada do niej najprostszą prawdę, a ona ją odrzuca. Posmakowała władzy i chcę dalej czerpać przyjemność z bycia kimś ważnym. Przecież to coś niezwykłego. Władza nęci. I to pasuje do jej postaci. Scena w sklepie z butami była niezwykła. Niby dała jej do myślenia, ale wolała pozostać w centrum i patrzyć na zwykłych pracowników z góry (kadrowanie!). Szczególnie wymowne były jej ostatnie słowa - "I will try Prada next" co miało podkreślić jej status. Wprost nie mogę się doczekać gdy w kolejnym sezonie jej postać będzie mielona przez kolejne koła zębate korporacyjnego molocha. Tym bardziej, że jest tylko pionkiem. Bo poczucie wyższości jakie dają ci te firmy jest jedynie złudne. Im szybciej to dostrzeżesz tym lepiej dla ciebie. Inaczej będziesz tylko pionkiem.

Końcowy cliffhanger dopisuje nową warstwę do wątków konspiracyjnych i humanistyczno społecznych. Jak się okazuje E Corp było świadome zagrożenia atakiem, a wspólnikiem Prica jest Whiterose, hacker biorący udział w ataku. Niesamowita jest złożoność i wymowa historii. Ludzie osiągnęli sukces, wygrali starcie z Goliatem, ale to tylko ułuda. Ostatecznie byli tylko marionetki w rękach rządzących. Czym w takim razie jest wolność? Sami zakuwamy się w kajdany sztucznego życia, żyjemy według reguł społeczeństwa, tworzymy iluzję na potrzeby innych, a dodatkowo korporację wykorzystują nas na każdy możliwy sposób. Żyjemy w matrixie, jesteśmy paliwem dla wielkich tego świata. Przebudzenie? Może być tylko pozorne jeśli podążymy ślepo za ideą (bezmyślne naśladownictwo fsociety i robienie z nich proroków), sami musimy dokonać przebudzenia. Tylko czy jesteśmy na to gotowi? 

Inne:
- absencja Tyrella okazała się dobrym pomysłem by nie mnożyć niepotrzebnie wątków. Wciąż też wisi jedno gigantyczne pytanie - co się stało podczas ostatnich trzech dni, czyi plan został zrealizowany i czy to Tyrell wydał orędzie do świata. 
- Rami Malek zasługuje na nominację do Złotych Globów. Trzeba wiele talentu by stworzyć postać aspołecznego, aroganckiego ćpuna z schizofrenią z którym można sympatyzować. Scena na Time Squer i długie spojrzenie na jego zrezygnowaną, pełną niedowierzania i wyniszczoną twarz niesamowite. Tak jak paranoja i wycofanie podczas całego odcinka. 
- można się czepiać, że jeden atak na jedną firmę nie powinien spowodować takiego załamania rynków, ale to tylko gdybanie. Mi się podobała realność przedstawienia chaosu. Elliot przegląda znane portale internetowe (io9, Gizmondo), zewsząd atakują wiadomości, media i rząd uspokajają, a ludzie wiedzą swoją. Mamy też wkomponowane zdjęcia światowych przywódców (Obama, Merkel) uprawdopodabniające całe wydarzenie. 
- uwielbiam statyczne ujęcia w tym serialu. Kolejne sceny są bardzo prosto kadrowane, ale symetria i rozmieszczenie poszczególnych elementów to perfekcja. Nawet dynamiczna tyrada Mr. Robota była złożona z tych statycznych ujęć przeplatanych nagłymi cięciami. 
- może trochę nad interpretuje, ale plakaty w metrze współgrają z fabułą serialu. W drugim odcinku widać "Be part of solution" gdy Darlyne namawia Elliota by dołączył do fscociety, a teraz mamy "Carry on with caution", "If it's broke, fix it" i "How does it work?". I co do cholery oznacza kobieta z papugą, która wraca z 8 odcinka?! 
- dla nieśledzących wiadomości - druga serial została już zamówiona więc z Elliotem widzimy się za rok. 

OCENA 6/6

Power Rangers RPM S17E25 Key to the Past (1)
Serial zbliża się do końca, a ja powoli zaczynam tęsknić i coraz bardziej doceniać kolejne odcinki. Tym razem było efektownie i fabuła ruszyła mocno do przodu. Dillion i Tanaya 7 stoczyli kilka widowiskowych walk w tym odcinku (ileż akrobatyki!), a potem zdali sobie sprawę ze swojego pokrewieństwa. To nie było zaskoczenie, raczej oczywista konsekwencja fabularna. Mi się jednak podobało jak bohaterowie godzili się ze swoją przeszłością. Szczególnie Tanaya. Pierw negowała to odkrycie, chciała odciąć się od przeszłość by w końcu zdać sobie sprawę, że więzy krwi są najważniejsze. Fajnie rozegrano też zachowanie pozostałych Rangersów. Bez pretensji, wyrzucania bratania się z wrogiem, a jedynie stuprocentowe poparcie dla Dilliona i pomoc. Końcówka zatrzęsła trochę serialem i jestem ciekaw jak to będzie rozgrywane dalej. Do końca jeszcze 7 odcinków więc liczę na kilka twistów.

Na dalszym planie błyszczeli złoczyńcy. Pierw Shifter wrobiony przez Tanaye i zesłany na wygnanie realizuje własne plany. Jednak to Kilobyte był gwiazdą. Złowieszcza retoryka, gestykulacja jak kreskówkowy łotr (ten gest poprawiania włosów przez maszynę!), mechaniczny tembr głosy i sprytnie prowadzone intrygi. Czuje, że to on będzie głównym przeciwnikiem, a nie groteskowy Venjix.

OCENA 5.5/6

Power Rangers RPM S17E26 Beyond a Doubt (2)
Jaki początek odcinka. Tanaya 7 przybywa do Rangersów, oferuje im pomoc w walce z Venjixem, a oni co racjonalne nie ufają jej. Wymiana poglądów, dynamiczna kamera i co rusz pokazywanie smutnej jak szczeniaczek Tanayi 7. Normalnie można się było wzruszyć. Dalsza część odcinka to jej i Dilliona wyprawa do pałacu Venjixa po kody potrzebne do wygrania walki. I znowu mamy rozwijające się relację brat/siostra i poczucie nieufności. Bo scenarzyści się trochę pobawili, rozegrali tą historię tak by nie do końca były jasne intencję Tanayi. Gdzie leży jej lojalności, u maszyn czy ludzi? Zdradziła czy to tylko gra? A może finta w fincie? I tak przez całe 20 minut, cały czas gdy pokazywała się na ekranie.

Zadziwiło mnie zaangażowanie w walki zordów w tym odcinku. Zawsze to ludzkie potyczki oglądałem z nieskrywaną przyjemnością wiedząc, że czeka mnie schematyczna sekwencja z maszynami. Tutaj tak nie było. Shifter stworzył najgroźniejszego bota z jakimi radzili sobie Rangersi, przejął władzę nad Ciuchciozordem i byłby wygrał gdyby nie wykradzione plany przez Tanaye 7. Pozwoliło to na stworzenie Ultrazorda, połączenie wszystkich 12 zordów. Prawie 100 metrowa maszyna zagłada, największy Megazord w historii Power Rangers. Powiedzieć, że wygląda imponująco to mało.

Inne:
- Ultrazord High Kick!
- ach, przyjaźń Dilliona i Ziggiego objawiająca się czasem tylko w gestach. Tym razem moment gdy Czarny Wojownik daje Zielonym swój morfer na przechowanie.
- scenarzyści przypomnieli sobie o morderczym ogrodzeniu Venjixa, które było konsekwentnie ignorowane przez cały sezon. Już lepiej by nam nie przypominano o tej dziurze fabularnej. Jednak sama akcja gdy Tanaya i Dillion na nią szarżują miała fajnego przygodowego ducha.
- flashbacki Dilliona z delikatnymi zakłóceniami. A może Tanaya 7 wcale nie jest jego siostrą i wspomnienia zostały wszczepione przez Venjixa?
- podwójny cliffhanger. Szykuje się intensywne zakończenie tej trzyczęściowej historii.

OCENA 5/6

Power Rangers RPM S17E27 Control_Alt_Delete (3)
Sporo obiecywałem sobie przed tym odcinkiem i niestety musiałem się rozczarować. Było momentami nudnawo, brakowało troszkę dramatyzmu, upchnięto tutaj za dużo i za szybko. Zainfekowany Scott, ulepszona Tanaya do wersji 15, ostateczne starcie z Shifterem. Każdy z tych wątków powinien dostać osobny odcinek by je odpowiednio poprowadzić. Jasne, to dalej nie był zły odcinek, cieszyłem się jak dzieciak oglądając kolejne sceny (Ziggi planujący biznes z kontrolą umysłu), ale od dobrych rzeczy wymagam więcej.

Były jednak dwa momenty, które bardzo mi się podobały. Pierwszy z nich to pokazanie zachowania Dilliona. Ma jedyną szanse by przywrócić pamięć swojej siostrze i ją uratować. Lub ocalić Rangersów, którzy przegrywają walkę z Shifterem. Robi to drugie, poświęca swoją prywatną misję by uratować przyjaciół. Druga scena to walka Gemmy. Pozostałe okładanki były słabe, nawet Scott vs. Shifter. Tutaj był pomysł i efektowność. Brakowało mi tego w innych scenach.

OCENA 4/6

Power Rangers RPM S17E28 Run Ziggy Run
Epizod Ziggicentryczny tuż przed finałowym aktem. Normalnie bym narzekał, że dali dalszy ciąg gangsterskich porachunków i średnio pasujący wątek kryminalny. Jednak nie będę tego robił by wyszło (tadam!) świetnie. Pierw dynamiczny początek z uciekającym Ziggim, trochę parkouru i humoru. Podobało mi się, że Ziggi nie użył morfera i swoich umiejętności by poradzić sobie z gangolami. Potem w siedzibie Rangersów panikował, a jak on to robi jest śmiesznie. Szczególnie ta jego zrzutka. I pomoc bliźniaków. Wielbię tych bohaterów! Oczywiście wszystko dobrze się skończyło. Zielony uratował życie bossowi, a ten postanowił dać mu spokój. Podobała mi ta historia. I te zbliżenia z Doktor K! Szkoda, że osobiste historię poszczególnych bohaterów dostają ostatnio tak mało czasu.

Jednak było też miejsce na wątek główny i to nie mało. Kilobyte nawiązał walkę z wojownikami i starł ich na pył. Kilkukrotnie. Uwielbiam tego bad guya, jest najlepszych villianem sezonu. Od designu po charakter i jego gestykulację. Zwłaszcza to ostatnie. Poprawianie włosów, których nie ma i koszuli której nie nosi. Cudo! Uśmiecham się za każdym razem gdy to widzę. Gdyby nie kolejny przypadek Rangersi już by spoczywali w pokoju. Walka z nim była ciekawa bo praktycznie mu nie zagrozili, co rusz lądowali na czymś twardym. Tylko nowy wynalazek ich ocalił. A potem przyszło powiększenie i walka zordów. I nie była meh bo scenarzyści dwoją się i troją by to urozmaicić. Tym razem 4 Megazordy w przeróżnych konfiguracjach. Widowiskowo. Szkoda, że nie mam 20 lat mniej i nie oglądam tego w telewizji.

Ileż filmowych nawiązań w odcinku. Wiadomo, boss Ziggiego to stereotypowy mafiozo. Sam tytuł fajnie pomyślany jako odwołanie do Run Lola Run. Jednak wisienką była tajemnicza walizka, której zawartość zachwyciła Frenso i Tanaye. Piękny hołd dla Pulp Fiction. Albo scena wymiany Ziggiego i boczne ujęcie kamery.

Inne:
- Doktor K wymawiająca imię Ziggiego by się szybko poprawić na Ranger Operator Series Green. Słodkie. Więcej ich!
- nowy design Venjixa może i wzbudza grozę, przypomina trochę japońskie demony, ale ja i tak wolę Kilobyte.
- Gemma i Ziggi rzucają onlinerami aż miło. Czemu tak rzadko mają team-upy? Za dużo świetnych bohaterów by dać im odpowiednią ilość czasu. Wciąż tęsknię za konfiguracją Gemma/Finn i obawiam się, że nie dostanę jej ponownie.

OCENA 5/6

Powr Rangers RPM S17E29 If Venjix Won
Recapowy odcinek, meh. Rozumiem, że takiego typu się zdarzają, ale tytuł zwiastował co innego. Myślałem, że będzie zabawa z podróżami w czasie lub alternatywne zakończenie serialu. Dużo sobie obiecywałem. Niestety zamiast tego ponad połowa epizodu to zmontowane scenki z poprzednich. I to wcale nie najfajniejsze. Suche, najprostsze fakty o których ciężko zapomnieć, a fanom niezbyt są potrzebne. Dobrze, że tak jak w odcinku z wyprawą zza kulisy i tutaj pobawiono się trochę z formą. Vlogi Doktor K i łamanie hasła było dobrym pomysłem, nie miałem wrażenie całkowitej straty czasu. I jeszcze scenki z Doktor K i Ziggim. Rozczulające! I był cieniowy teatrzyk. I Doktor K się uśmiechała. I byli razem uwięzieni w jaskini (prawie jak bottle episod, który chciałem). I mieli całkiem fajną walkę z kitowcami. Więc nie było wcale tak źle.

OCENA 4/6

Power Rangers RPM S17E30 End Game
Co to był za cliffhanger! Nie lubię oceniać odcinka po ostatnich minutach, ale tutaj ma on olbrzymi wpływ na odbiór całości. Venjix dokonał ostatecznego ataku na Corinth i jak się okazuje jego plan był długofalowy. Zainfekował dużą część populacji i w finale przejął nad nimi kontrolę. Przy okazji użył EMP dodatkowo osłabiając potencjał obronny miasta. Delikatnie mówiąc ludzie mają przewalone. Brak dostępy do biofield, przejęcie przez Venjixa siedziby dowodzenia oraz utrata jednego z Wojowników. Sytuacja bez wyjścia. Niby bo wszyscy wiemy, że dobrzy muszą wygrać. Tutaj zapowiada się, że dzięki udziałowi złych. Wojenki i animozję dają o sobie znać. Oj czekam co z tego wyniknie, czekam. Pewnie wszystko zostanie poprowadzone w przewidywalny sposób, ale tutaj najważniejsze jest wykonanie.

Było o zakończenie to teraz o początku. Był on iście filmowy. Długie sceny nakreślające sytuację, bez pośpiechu i dużo czasu na ekspozycję. Trochę liczyłem, że cały odcinek będzie w tym stylu. Pierw bliźniaki pracują nad Gridnerem by poznać lokalizację pałacu Venjixa(bez sensu, że dopiero teraz), potem pokazano senny koszmar Dilliona, a następnie jego reakcję. I to jego najciekawiej oglądało się w tym odcinku. Bo wie, że przegra walkę i zostanie maszyną. Nie poddawał się jednak, walczył jako prawdziwy Power Ranger i wspierał drużynę do samego końca. I miał świetne sceny z Ziggim. Kapitalnie udało się scenariuszowi uchwycić ich przyjaźń. Tutaj dużo ze sobą współdziałali, mieli wspólne akcję i to oni we dwóch pokonali nowego bota. Przy okazji Ziggy popisał się swoimi kapitalnymi ruchami. Ech, już za nimi tęsknię.

OCENA 5/6

Power Rangers RPM S17E31 Danger and Destiny (1)
Co tu dużo mówić - to było świetne. Oglądało się z zapartym tchem, kolejne scenki to czysta zajebistość. I tak można się przyczepić do szczegółów i ogółu, nielogiczności niektórych scen, ale po co skoro fun z oglądania jest ogromny. Nie zabrakło też dramatycznych wydarzeń i stawiania honoru, przyjaźni i poczucia obowiązku ponad siebie. Nie sądziłem też, że się wzruszę, a tutaj jedna scenka wydarła kawałek mojej duszy. Nienawidzę gdy moi serialowi ulubieńcy odchodzą, a tutaj musiałem pożegnać się aż z dwójką. Gemma i Gem oddali życie by ratować innych zostali wymazani z rzeczywistości. Zniknęli by inni mogli żyć. Na zawsze w naszej pamięci. Jeśli nie zostaną wskrzeszeni co nie kłóciłoby się z realiami świata.

Odcinek to nieustanna walka z inwazją Venjixa na miasto. Nie jest to proste, przecież Wojownicy nie będą walczyć z ludźmi których umysły zostały przejęte przez maszyny. Natomiast sam Venjix wydaje się niezwyciężony zwłaszcza po przejęciu władzy nad biofield. Wojownicy nie mogą się morfować, muszą użyć sprytu by wygrać. Udać się uda, ale sądzę że następny odcinek będzie równie świetny co ten.

Trochę szkoda, że już teraz nastąpiło ostateczne starcie z Kilobyte. Liczyłem, że to on zostanie głównym bossem do ubicia. Jednak walka z nim wyszło znowu bardzo fajnie. Głównie dzięki sprytnemu wymieszaniu wątków. Bo on, perfekcyjna maszyna czuje zawiść i zazdrość względem Tanayi 15. Jego dzieło zyskało większą przychylność Venjixa przez co chcę je zgładzić. Paradoksalnie maszyny nie różnią się wcale od ludzi. Wplątano w to jeszcze Dilliona, który chcę uratować siostrę i Ziggiego z Doktor K porwanych przez Venjixa. Całość stworzyła iście wybuchową mieszankę. Widowiskową i z niezłymi gagami.

Inne:
- Ziggi chcący uratować Doktor K i rzucający się jej na ratunek! I potem oswobadzający się z kajdan. Jakże cudowne mają sceny! Szczególnie gdy ona ukrywa swoje uczucie wobec niego.
- pojedynek słowny Venjixa i Doktor K pokazał jej badassowość. A potem jeszcze wybuch gniewu Venjixa. Świetne sceny w centrum dowodzenia.

OCENA 5.5/6

Power Rangers RPM S17E32 Danger and Destiny (2)
Nareszcie skończyłem. Inaczej, niestety skończyłem. Ostatni odcinek Power Rangers RPM to pożegnanie z bohaterami, ostatnie żarty, ostatnie dramaty, ostatnie walki. Jeszcze czeka mnie krótkie spotkanie z Scottem, ale reszcie ferajny mówię cześć i będę tęsknił bo ich pokochałem. Wszystkich. Chciałbym z nimi iść na piwo... Cieszy mnie satysfakcjonujące zakończenie. Wiem, że życie bohaterów toczy się dalej. Przestali być Wojownikami, ale wciąż robią to co trzeba. Dillion, Tanaya i Summer wyruszyli odbudować świat. Doktor K i Ziggi otwierają szkołę. Razem! Flynn zajmie się warsztatem. Scott, Gem i Gemma (ha! mówiłem, że ich wskrzeszą) dołączają do wojska. Każde z nich ruszyło do przodu. Trzymajcie się! I uważajcie na siebie. Ostatnie sekundy odcinka nie dają mi spokoju. Venjix został pokonany, ale cliffhanger każe wątpić, że to koniec. Delikatna sugestia, że walka może rozgorzeć na nowo. Niestety Saban nigdzie nie kontynuował tego wątku, a szkoda.

Jaki był sam odcinek i ostateczne starcie z Venjixem? Niczym letnim blockbuster. Działo się dużo i widowiskowo, szczególnie sam koniec. Jak pokonać niby niezniszczalną fizyczną formę wirusa komputerowego? Użyć jego własnej broni i przygnieść kilkuset tonowym budynkiem będącym niegdysiejszym centrum dowodzenia miasta. To było zaskakująco efektowne. Jednak mi bardziej podobały się te zwykłe starcie wojowników. Walczyli pozbawieni dostępu do morferów, a potem mimo niewątpliwej przewagi Venjixa. Podobało mi się też, że w ostatnim starciu wystąpiło pierwotne trio Rangersów - Czerwony, Żółta i Niebieski, a Dillion i Ziggi mieli własne scenki. Nie zapomniano też o ochronie przyjaciół, cywili i rodziny.

Ogólnie byłem zachwycony jak zwykle. Ignorowałem szybkie tempo akcji, szwajcarski scenariusz, nielogiczności i uproszczenia. Chciałem się bawić podczas oglądania i to robiłem. Zróbcie to i wy, nie pożałujecie. Wyłączcie krytyczne myślenie i wyruszcie na niesamowitą przygodę z wyrazistymi bohaterami w sugestywnym klimacie. I opowiadajcie o tym znajomym. Ich miny gdy na serio opowiadałem, że ostatnio widziałem parę odcinków Power Rangers były bezcenne.

Inne:
- śladowa ilość zordów, walki w całości na nogach. Dobrze!
- piękna klamra całego serialu. W pierwszej scenie serialu Dillion podlewa jedyny kwiatek na jałowym oceanie pustyni. Teraz robi to samo, ale widzi kolejne kwiatki, setki. Jakby świat miał się ponownie przebudzić do życie po terrorze maszyn.
- taka ciekawostka - aktorzy grający Ziggiego i Doktor K w prawdziwym życiu są małżeństwem. Ta wiadomość przyprawiła mnie o olbrzymi uśmiech.
- druga ciekawostka - Milo Cawthorne (Ziggi), Olivia Tennet (Doktor K), Adelaide Kane (Tanaya) i Ari Boland (Flynn) grają razem w horrorze Blood Punch. Jak nie oglądam tego typu filmów to na ten się skuszę.
- skończyłem RPM to teraz wypadałoby wrócić do Mighty Morphin. Przynajmniej na jakiś czas. Jak się znudzę w kolejce czekają Jungle Fury i Mystic Force.

OCENA 5/6

2 komentarze:

  1. Jeśli chcesz znowu takiego emocjonalnego rollercoastera, jak w przypadku RPM, to się nawet nie zastanawiaj, tylko zacznij oglądać Power Ragers Time Force.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obejrzeć obejrzę, ale bardziej mnie nęci stylistykę JF i MF.

      Usuń