poniedziałek, 28 września 2015

Serialowe podsumowanie tygodnia #155 [21.09.2015 - 27.09.2015]

SPOILERY

Blindspot S01E01 Pilot
Blindspot to jedna z nielicznych jesiennych nowości, która mnie zainteresowała. Nie spodziewałem się jednak świetnego serialu. Liczyłem na guilty pleasure, przyjemny sensacyjniak pełen akcji z lubianą przeze mnie aktorką. Nie powiem, że się rozczarowałem, ale na razie jest bardzo średnio. Najlepiej wypada konspekt. Naga, w pełni wytatuowana kobieta zostaje znaleziona na Times Square co jest początkiem wielkiej tajemnicy. Trochę tu Prison Break i 24. I tyle. Akcja płynnie od jednej nudnej sceny do drugiej w oczekiwaniu na coś fajnego. Ciekawi dramat Jane Doe, jej wyobcowania i chęć poznania siebie, a Jaimie Alexander gra bardzo solidnie i szybko można z nią sympatyzować. Jeśli byłaby to kablówka nastawiałbym się na serial skupiający na tożsamości, samostanowieniu i częstym zadawaniu pytań typu "kim jesteśmy?" i "co nas kształtuje?". Wiem jednak, że nie dostanę. Chcę dostać trochę akcji. Dużo lepszej niż w tym odcinku. To co było zostało przeciętnie wyreżyserowane, zupełnie bez polotu tylko z jednym momentem, który był fajny. Całość jest pod tym względem dość przeciętna. Co jest niestety zasługą nieudolnej reżyserii. Przez cały odcinek powtarzał się jedna maniera - dramatyczne zbliżenia na twarze postaci. Na początku było to fajne, zwłaszcza gdy pokazywano Jane obraz się lekko rozmazywał co podkreślało jej zdezorientowanie. Potem jednak męczyło. Nie podoba mi się zadęcie serialu. Lubię poważne dramaty, ale koncepcja serialu to wyklucza więc przydałoby się trochę humoru. Tu go było niewiele, a jak się już pojawił to był na poziomie bruku. Zawodzi też wielka tajemnica. Za słaby cliffhanger, za mało o postaciach, a całość dość bezpiecznie poprowadzono. I bym przestał oglądać gdyby nie panna Alexander do której mam słabość od czasu Kyle XY.

OCENA 3/6
 
Heroes Reborn S01E01E02 Brand New Day/Odessa 
Wiecie co było najfajniejsze w powrocie Heroes? Okres oczekiwania. Ekscytacja kolejnymi skrawkami informacji, entuzjazm po pierwszych zdjęciach i teaserach, cieszenie się z wiadomości castingowych. To był szczęśliwy rok dla fanów marki. Czar prysł gdy serial wrócił. Tragedii nie ma, ale oczekiwania miałem dużo większej. Reborn jest gdzieś na poziomie lepszych odcinków czwartego sezonu. Buduje historię z wielu perspektyw i snuję antykomiksową wizję świata ludzi z mocami, ale robi to w sposób niesatysfakcjonujący, a sporo decyzji, które podjętą podczas pisania scenariusza delikatnie mówiąc są kontrowersyjne.

Serial stoi w rozkroku. Nie wie czy jest skierowany dla wiernych fanów czy nowych widzów. Posługuje się starą mitologią budując nowe wątki. Korzysta z solidnych fundamentów - Primateh, strach ludzi przed Evos, zbliżająca się zagłada. Tylko wszystko się rozmywa w mdłych postaciach. Mimo prawie 2h nie mogę stwierdzić bym miał jakieś faworyta. Może para zabójców polujących na Evos, ale tutaj motywacje są bardzo standardowe. Brat luchadora mściciela uzależniony od alkoholu, dzieciak teleporter w pakiecie z teen dramą, abstrakcyjny świat japońskich gier komputerowych. Nie jestem przekonany. Tak jak do powrotu starych postaci. Claire nie żyję? Poza kadrem zginęła? Bullshit. Noah jakiś taki bez wyrazu, Mohinder tylko wzmiankach, Haitańczyk jedynie z cameo, ale sugestią warzności jego roli. Znowu ten sam sam problem co wcześniej - rozkrok między nowym i starym. Już bym wolał by produkcja opóźniła się o kolejny rok i wrócili ulubieńcy z Peterem, Sylarem, Hiro i Clare na czele.

Jednak największy problem mam z struktura prowadzenia historii. Postacią brakuje wyrazistości, bogatego tła przez co są bardzo miałkie. O motywacji pary zabójców już pisałem - definiuje ich jedna rzecz, chęć zemsty za śmierć syna, inne cechy charakteru jedynie delikatne nakreślone. Tommy irytuje i na razie nie odgrywa ważnej roli, jedynie jest linkiem do tajemniczego człowieka potrafiącego wymazywać pamięć. Noah z amnezją to nie prawdziwy Noah, błąka się bez celu. Carlos próbuje się ponownie odnaleźć w lokalnej społeczność, a Miko to biała karta. Wygląda jakby nie miała przeszłości, a jej jedyne uzasadnienie fabularne to nawiązanie do japońskich wątków w serialu. Nie widać by gdzieś to zmierzało, nie ma komu kibicować. Tajemnica jest, ale zbyt szczątkowo dawkowana zwłaszcza jak na 12 odcinkową zamkniętą historię.

Czy będę oglądał dalej? Pewnie! To dalej Heroes, lubię ten świat i chcę w nim przebywać nawet jak mnie trochę irytuję. Wystarczy jednak, że pojawi się dobrze znany motyw muzyczny lub charakterystyczny symbol zaczynam się cieszyć. Wiele satysfakcji daje mi wychwytywanie różnych smaczków, a przyszłość wygląda dobrze. Zbliżający się kataklizm i powroty. Chcę też pooglądać więcej tego pesymistycznego świata. Heroes to fajna odskocznia od superbohaterów ratujących ludzi i świat, a historia o prześladowanych ludziach z mocami. Chciałbym więcej tego typu obyczajowych elementów.

OCENA 3.5/6  

Scream Queens S01E01 Pilot (Part 1)
W tym roku było zaskakująco niewiele seriali na które czekałem. Scream Queens było jednym z nich i jest pozytywnie zaskoczony. Jest to przestylizowany Krzyk, zabawa Ryana Murphyego gatunkiem. To nie jest poważna produkcja. To nie musi mieć fabuły. Dla mnie jest to poligon doświadczalny służący do rozbrajania tropów horrorowych i ich umiejętnym mieszaniu w oczekiwaniu na mocniejszy wybuch. Mamy mroczne bractwo studenckie z biczowatą przywódczynią, tajemniczego mordercę w stroju diabła, historię sprzed lat, przysięgi krwi i wyrafinowane zabójstwa. I przerysowane postacie. Karykatury postaci. Nie rzeczywistych bohaterów, a wydmuszki służące do prowadzenie historii służącej do przedstawienia szalonych rozmów i absurdalnych sytuacji. I szkoda tylko, że całość nie trwa 20 minut, a 40. Ten format sprawdził by się idealnie jako komedia.

Jak jeszcze mogę was przekonać? Niech za przykład posłużą dwa momenty - głucha fanka Taylor Swift śpiewająca jej przebój gdy dziewczyny wokół niej krzyczą ze strachu przed zbliżającym się mordercą na kosiarce. Całość działa się podczas próby w bractwie gdy bohaterki były zasypane po głowę. Śmiałem się mocno z nierealności sytuacji. Drugi moment to wymiana smsów z mordercą podczas własnej sceny śmierci. Bez krzyków, a z wykorzystanie współczesnych technologii. I ten tweet na koniec! Ta jedna scenka miała więcej z Scream (wraz z nieudolną pogonią zamaskowanego mordercy!) niż trzy odcinki serialowej wersji filmu od MTV.

OCENA 4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz