poniedziałek, 4 stycznia 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #167 [28.12.2015 - 03.01.2016]

SPOILERY

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S03E09 Closure
Mocne, niespodziewane... i niepotrzebne (?) uderzenie. Odcinek rozpoczął się zabawnie romantyczną scenką z Culsonem i Ros, która szybko przerodziła się w dramat dyrektora. Na prawdę się nie spodziewałem jej śmierci. Wydaje mi się ona niepotrzebna. Można ją było okaleczyć, a efekt dla scenariusza mógł być identyczny, a nawet lepszy. Teraz serial sporo straci. Podobały mi się jej relację z Culsonem, poszerzanie świata o politykę i kolejna twarda kobieta w obsadzie będąca żeńskim Philem. Wielka szkoda. Następny trup - Banks to już zupełnie nieistotny zgon. Wydaje mi się jakby serial sprzątał po ACTU i wstydził się tego wątku. Zamiast tego znowu Hydra. Kolejny łeb, a potem jeszcze jeden i jeszcze jeden i jeszcze jeden...

Jednak co by nie było dalej dobrze się to ogląda. Dynamiczna sekwencja akcji na samym początku gdzie Culson bawi się w MacGyvera, a potem przefajnowany skok na spadochronie prosto w horyzont zdarzeń gwiezdnych wrót. Równie dobrze zostały pokazane relację Fitz/Simmons. Oni chyba nigdy nie będą mieli chwili szczęścia. Tylko czekać na dramatyczny finał wyprawy na Tatooine.

Właśnie wyprawa! Fabularnie dużo się dzieje, ciesze się że serial porzucił swój proceduralny charakter bo fabułki jakie przedstawia są wciągające i porównując do Arrowa bardzo logiczne. Postacie i świat się rozwijają, a dawniej zasiane ziarna kiełkują. Powrócił wątek rodziny Warda, Hydra próbuje sprowadzić Kosmiczne Zło, a zaradzić temu ma drużyna Inhuman pod przywództwem Daisy. Jest dobrze, może będzie jeszcze lepiej.

OCENA 4.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S03E10 Maveth
Znowu mi się podobało i znowu przeszkadzały mi szczegóły. Dużo się działo, fajnie to to oglądało, kolejna przygoda z lubianymi postaciami. Mack daję radę jako dowódca SHIELD, Secret Warriors zaczęli działać, a na Tatooine najfajniej. Tyle parę godzin po seansie pamiętam głównie kilka onlinerów, akcję z Bobbi i pół śmierć Warda. Co mnie mocno rozczarowało. Myślałem, że to koniec, najwyższy czas by pożegnać postać. To była dobra śmierć z ręki Culsona (ha, bohaterowie znowu zabijają!), a szykuje się kontynuacja dramy mimo, że to nie będzie już ten sam Ward. W końcu Goa'uld przejął nad nim kontrolę i Kosmiczne Zło zaczęło się panoszyć po ziemi. Kolejny problem, który nasi dzielni bohaterowie pokonają do końca sezonu. Podbijanie stawki robi się nudne. Nie podobała mi się końcówka. Podniosła muzyka, zwolnienia i długie, bardzo długie finalne sceny przez co cały dramatyzm gdzieś uleciał.

OCENA 4/6

Marvel's Jessica Jones S01E12 AKA Take a Bloody Number
Bałem się trochę tego powrotu Luke'a, a wyszło zacnie. Pierw nieufność, potem wspólne śledztwo, pogłębianie więzi między nimi i kolejne emocjonalne zawirowania. Lekkim zaskoczeniem była końcówka gdy okazuje się, że jednak jest pod władzą Kilgrave'a. Fajność ich wspólnych scen przysłoniła i mi osąd i nie spodziewałem się tego. Pokazano jeszcze bardziej wkurzonego Kevina, tym razem żądnego krwi. Zrozumiał, że Jessica nie może być jego więc poszczuł ją Cage'em. Coś to była za walka. Chaotyczna, surowa, z rozlatującym się budynkiem i prymitywną brutalnością. To nie wysmakowane ujęcia i gimnastyczno - boskerskie choreografię Daredevilu. Surowe i urzekające mordobicie ludzi silnych, ale bez wyszkolenia. Kupuję to w pełni. Końcowy cliffhanger niepotrzebny, wiadomo, że Luke żyję. Bardziej mnie ciekawi co z policjantami. Czyżby serial był większym wstępem do solowych przygód Cage'a niż myślałem?

Bardzo lubię sceny z Trish. Jej postać jest fabularnie potrzebna i chyba ze wszystkich wzbudza największą sympatię. Tym ciekawiej ogląda się jej sceny z matką. Krępujące, pełne dystansu i niezrozumienia, obciążone grzechami przeszłości. Teraz Trish musi jej zaufać by chronić przyjaciółkę co zapewne dobrze się nie skończy. I dobrze, więcej komplikacji więcej satysfakcji z oglądania. Wciąż jestem zdania, że powoli rozwija się wątek na S02, a Trish pakuje się w kabałę, która dobrze się dla niej nie skończy. Tym bardziej, że nie powiedziała Jessice o jej przeszłości jakby szykowana grunt pod cliffhanger.

Serial dalej niepokoi i rozstraja emocjonalnie. Dołujące sceny z Robyn żegnającą Rubena to jedno. Dwa to brutalne obrazy sprawiające, że Kilgrave jest jeszcze bardziej przerażający. Wsadzenie przez ojca Kilgrave'a palców do miksera było sceną pełną napięcia (chociaż najlepsza mikserowa scena to chyba ta z Luther), ale mnie z tego typu urywek najbardziej ruszył facet stojący cały odcinek przed klubem i jego desperacki wyraz twarzy.

OCENA 5/6

Marvel's Jessica Jones S01E13 AKA Smile
Luke Cage w starciu z Kilgrave nie odegrał znaczącej roli. Dobrze bo to nie był serial o nim. Jednak był ważny dla historii. Dramatyczny początek, wizyta w szpitalu i spotkanie Claire Temple, która wyrasta na Culsona netflixowych seriali Marvela. Strasznie podobały mi się z nią sceny. Nie chcę być bohaterką, ale się nią staję, widzi też dobro w innych dostrzegając heroizm pod płaszczem cynizmu u Jessicy. Świetna chemia między tymi dwiema. Mimo finału udało się wcisnąć dużo rozmów w spokojniejszych scenach. Dialogów, które miały sens. Dużo mówiły o postaciach i podkreślały ich charakter. Stawianie ostatecznej kropki przed długim rozstaniem.

Rozstrzygnięcie historii Kilgrave trochę rozczarowało. O ile w całości kupuje tego złoczyńcę, rozumiem motywację i podoba mi się origin, tak schrzanili sprawę z jego mocami. Niepotrzebnie wyjaśniono sposób kontroli umysłów przez co trudno zawiesić niewiarę, konstrukcja świata zgrzyta i na końcu zrobiono z bohaterów idiotów. Przez jedne głupie słuchawki, które blokowały jego moce. Tak! Całe 13 odcinków trzeba było na to czekać. Już lepiej gdyby zrezygnowano z tego pomysłu, a jeszcze lepiej zamiast tłumaczyć kontrolę umysłu bakteriami (!) to można było wymyślić feromony i bezsłowne wydawanie rozkazów. Dużo zgrabniej by to wyglądało.

Jednak trzeba przyznać, że scena w kościele z Trish w słuchawkach i przebraniu za Jessice była mocarna. Świetnie wyreżyserowana i pełna napięcia. Potem trochę głupsza acz efektowna strzelanina. Jednak prawdziwe starcie było dopiero później. Bardziej kameralne i osobiste. Obsesja i wiara w własną kontrolę nad ofiarą wykończyła Kilgrave'a. Myślał, że ma pełną kontrolę nad Jessica i to go zgubiło. Podobało mi się to gdy wszystko wydaje się skończone, a Jessica na końcu skręca kark. Szybko, bezboleśnie i bez finalnych słów. I to jest też bardzo ciekawy koniec. Triumf bohatera poprzez morderstwo z zimną krwią. Przez to czekam by zobaczyć konsekwencję emocjonalne dla bohaterki. Swoją drogą przypomina to Man of Steel , a całość jest podsumowaniem naszych czasów. Bohaterowie zabijają.

Finał musiał być gorzki. Kilgrave został odrobinę wybielony aby uratować Jessicę przed więzieniem. Według oficjalnej wersji dopadły go wyrzuty sumienia i wykorzystał ją do popełnienia samobójstwa więc nie mógł być do końca zły. I znowu analogia do chorych związków i patologicznych relacji - wybielanie oprawcy, prawda znane jedynie nielicznym.

Jessice Jones oceniam jako bardzo dobry serial, ale trochę słabszy od Daredevilu. Bardziej kameralny, skupiony na jednym problemie i drobnymi problemami scenariuszowymi. Liczę, że z Jessicą spotkam się wcześniej niż w The Defenders. Drugi sezon musi być w przyszłym roku, a najlepiej gdyby zaliczyła jeszcze gościnny występ w Daredevil.

OCENA 5/6

Utopia S02E02 Episode 2
Po długiem przerwie wróciłem do Utopii. Winię siebie, a nie serial. Może troszeczkę pilot S02, który poświęcony w pełni retrospekcją lekko wytrącił z oglądania mimo bycia niesamowitym przeżyciem. Tak więc oglądam dalej i teraz mam w planach szybciutko dokończyć serial. Po 2x2 jestem dobrej myśli. Szybko wsiąkłem, a magnetyzm serialu nie pozwolił się oderwać mimo 50 minutowego odcinka. Utopia ma w sobie coś hipnotycznego. Z oczarowaniem patrzy się na kolejne kadry, podziwia stylistykę, sytuację w jaką wpakowali się bohaterowie i przechodzi od śmiechu do poczucia współczucia wobec bohaterów.

Właśnie bohaterowie, to oni są najważniejsi. Wielka i niejasna konspiracja jest tłem, pretekstem do postawienia zwykłych (w większości) i odrobinę dziwacznych postaci wobec niecodziennych wydarzeń. Nie wiem kogo mi się najlepiej oglądało. Wilson przeszedł na ciemną stronę, wierzy w to co robi, ale jest pełen wątpliwości bo musi pracować z swoimi oprawcami. Tragiczna historia, która może go zaprowadzić w przedziwne rejony. Becky próbuje popełnić samobójstwo, ulega szantażowi i pomaga zdobyć informację o swojej chorobie. Co doprowadza do żyjącego w apatii Iana. Co to było za spotkanie! Jest też Arby, który ostatecznie deklaruje po której stronie stoi co przyniesie bolesne konsekwencję.

Jednak jak zwykle najlepiej oglądało się enigmatyczną Jessicę. Przetrzymywana przez Królika, przesłuchiwana by wydobyć prawdę o Janusie. Wydaje się załamana, ale wciąż walczy. Na swój, skuteczny sposób. Wszystko to by zdobyć małą sprężynkę, która pewnie odegra kluczową rolę w jej ucieczce.

Bohaterowie bohaterami, a fabuła fabułą ale dalej największą siłą serialu jest reżyseria. Pełna napięcia scena z dawaniem pluszaka, co to było za wejście Arbyego Albo abstrakcyjna ucieczka dwóch związanych doktorów gdzie jeden z nich dostanie zawału. Muzyka, praca kamery i nagła cisza poprzedzona wystrzałem. Cudo! Tak jak następne ujęcia na zielonym polu z uciekającą gromadką i to rażące słońce. Stęskniłem się też za tymi wyrazistymi kolorami podkreślającymi detale.

W sumie nie podobała mi się jedna rzecz. Powrót Lee. Jego śmierć była wystarczająco przekonująco pokazana, a dla fabuły nie miał on istotnego znaczenia. Rozumiem cel jaki służył jego sprowadzeniu - postawienie Wilsona i Arbyego w trudnej sytuacji, zatrzęsienie ich światem, ale jest to trochę droga na skróty.

OCENA 5/6

Utopia S02E03 Episode 3
Niesamowity odcinek. Historia płynie swoim powolnym tempem, ale wydarzenia dla postaci mają ogromną wagę. Chyba najbardziej podobały mi się sceny z Michaelem. Jest osaczoną ofiarą losu, która nie wie co robi. Jest karaluchem próbującym przetrwać, ale posiadającym wyrzuty sumienia. Jest tak bardzo nie na miejscu w tej historii i tak bardzo pasuje do tego serialu. Tym razem jego podwładna odkryła prawdę o szczepionkach. Próbował ją ratować, nawiązał z nią bardzo solidną nić porozumienia, a ostatecznie ją poświęcił. Nie z przekonania, że działa dla wyższej sprawy, a dlatego by przetrwać. Jest to niesamowicie ludzkie i jednocześnie warte potępienia. brakowało mi jeszcze jednej sceny - gdy wraca do pustego domu i znowu odgrzewa jedzenie z zamrażalki tak by podkreślić jego samotność.

Odmienną postacią jest Wilson. Również on dopuszcza się haniebnych rzeczy. W przeciwieństwo do Duga wierzy, że można poświęcić miliony dla większej sprawy. Ma jednak problem z jednostkami. Jak w tym powiedzeniu o milionie, statystykach i pojedynczych tragediach. Nawet nie jest w stanie dokonać osobistej zemsty bo ta jedna konkretna śmierć by nic nie znaczyła.

Dziką kartą jest Arby. Jego ruchy są nieprzewidywalne, podjęte decyzję nieoczekiwane, a motywację pozostają tajemnicą. Przynajmniej początkowe. Jego nadrzędnym celem jest ochrona bliskich. Długo się zastanawiałem czemu chcę tylko trzy dowody, kto się wydaje dla niego zbędny. Jak się okazało wszyscy. Liczą się najbliżsi. Sprawy czekają tylko by się pokomplikować.

Najnudniej oglądało mi się relację Ian/Becky. Za długo, już zdążyła spowszednieć, a patrząc co dzieje się wkoło jest niepotrzebna. Jasne, jej choroba jest ciekawa, a przekleństwa dobiegające z jej ust dalej potrafią rozśmieszyć tak już mam dość tego trójkącika. Tym bardziej, że postacie stoją w miejscu i się nie rozwijają. Chociaż może to i dobrze? Przecież nie zawsze historia musi pokazać zmiany w człowieku, stałość również odgrywa pewną rolę w opowiadaniu historii. Tylko czy musi być taka nudna?

Ucieczka Jessicy była rozczarowująca. Zbyt uproszczona, oczekiwałem dużo więcej. Jednak jej sceny z całą dozą dziwności ogląda się wybornie.Jak tą posiadówke na huśtawcę i przypatrywanie się dzieciom. Gdy Jessica jest cała zakrwawiona po odpadach biologicznych. Niby nie na miejscu, ale jeszcze dziwniejsze było zjawienie się jej w domu Michaela w stroju przysłowiowej wiejskiej laski.

Ja wiem, że nie powinienem się śmiać ze scen gdy umierają ludzie, a epatowanie brutalnością dla samego szokowania jest złe, ale nic nie mogłem poradzić gdy widziałem co działo się z ofiarą Lee. Szybko podcięte gardło, lejąca się krew, wydaje się, że to koniec, aż tu nagle przełożony Iana okazuje się być wciąż żywy. Czołga się do wyjścia, paskudzi firmę na czerwono (gdzie przeważa pięknie nasycona żółć), a Lee tłumaczy się przez telefon, że jednak nie będzie można sfingować samobójstwa. Kocham ten serial za ten dyskomfort, w który potrafi wprawić, za działanie na pierwotnych emocjach, których się potem wstydzi.

OCENA 5/6

Utopia S02E04 Episode 4
Tym razem mniej o bohaterach, a konspiracji i przeszłości. Plan Network jest coraz jaśniejszy, bardzo przemyślany i bliski realizacji. Milner wyjawia go Wilsonowi, wydaje się, że sukces jest bliski. W tym samym czasie Carver opowiada historię ze swojego punktu widzenia. O swojej tragicznej przeszłości w obozie zagłady, wyjawia o co chodzi z tajemniczymi śmierciami rodzin oraz opowiada jak zaprogramował Janusa by wybić jedną konkretną rasę. Co za ironia, dawny więzień obozu koncentracyjnego będzie odpowiedzialny za kolejne czystki etniczne.Albo nie, wciąż jednak nie mówi kogo Janus ma wyeliminować, może kryje się tu jakiś twist.

W międzyczasie Ian spotyka się z Jessicą i lądują razem w łóżku. To było nieoczekiwane. I zrozumiałe. Jessica szuka sobie kogoś komu może zaufać za dużo przeżyła sama i już nie daję rady. Dlatego takie oczywiste jest szukanie pomocy u Michaela. Spotkanie z Królikiem jeszcze komplikuje sytuację czyli bardzo dobrze dla ostatnich odcinków.

Arby działa zgodnie z oczekiwaniami. Gdy udaje mu się uratować rodzinę udaje się do Iana i reszty gdzie dowiaduje się, że Carver jest jego ojcem. Mniej więcej w tym samym momencie co Jessica. Ależ się atmosfera zagęściła. Prawie zabija też Iana, a los Becky pozostaje tajemnicą. Śmierć poza kadrem? W tym serialu wszystko jest możliwe.

Jedne z najmocniejszych scen znowu u Wilsona. Milner porywa brata Iana, wyjawia, że jest Królikiem i daje Wilsonowi ultimatum. Zabij go, wraz z dwoma agentami bo inaczej świat czeka zagłada. I w przeciwieństwie do poprzedniego odcinka jest w stanie to zrobić. Widzi wyższą konieczność, jest w stanie poświęcić własne sumienie by uratować ludzkość. Piękne finalne ujęcie z charakterystycznym widokiem od boku gdzie kompozycja przytłacza bohatera.

OCENA 5/6

Utopia S02E05 Episode 5
Co za niesamowite napięcie udało się utworzyć podczas finałowej konfrontacji. Większość bohaterów w jednym miejscu, wyjawianie prawdy i emocję targające postaciami. Przeczuwało się katastrofę, tutaj każdy mógł zginąć. Nie wiadomo było tylko kto kogo. Każda konfiguracja była jak najbardziej możliwa. I serial zaskoczył. Dwukrotnie. Carver strzela do syna i Grant do Milner. W takich momentach. Gdy Wilson wyjawia prawdę o szczepionce, która działa tylko na Romów, a Milner i Carver po tylu latach są szczęśliwi. Piękna scena, jej surowość podkreślana przez angielskie wzgórza i mroźną pogodę. Jakę się to oglądało!

Trochę gorzej wypadł Michael. Jasne śmieszne sceny z Jessicą czy Milner, ale odbijanie żony i córki już bardzo naciągane. Zbyt dużo tu przypadku, a on nie nadaje się do tej roli. Jednak ta ofiara losu mogła dostąpić odkupienia więc nie mam nic przeciwko. Tym bardziej, że wyrzuty sumienia powinny zostać. Becky jak zwykle z uroczym komentarzem dotyczącym lęku wysokości Alice z soczystym przekleństwem. Fucki z jej ust są niezwykle miłe dla ucha.

Strasznie podobały mi się pierwsze sceny z Ianem i Becky. Gdy on dowiaduje się o śmierci brata i szok jaki został wywołany. Świetna gra aktorska pokazująca zagubienie postaci. Serial dalej popycha bohaterów w bardzo niebezpieczne rewiry. Ile ludzie są w stanie zrobić dla własnego przeżycia? Tym razem pozbywanie się ciała i komentarz Becky zastanawiającej się czy ofiara Arby'ego ma rodzinę co spowodowało natłok wirtualnych wyrazów współczucia i sprawienia, że bohaterowie są mniej przyjemni. Bo to ich wina.

OCENA 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz