poniedziałek, 25 stycznia 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #170 [18.01.2016 - 24.01.2016]

SPOILERY

DC's Legends of Tomorrow S01E01 Pilot, Part 1
Bardzo chciałem napisać, że mi się podoba. Przecież ja lubię te postacie, komiksowe klimaty i lekkości (większości) seriali The CW, stacji która zrobiła niebywały postęp w ostatnich lat. Niestety oszukałbym siebie i was. Legendy okazały się zawodem. Mają potencjał na przyszłość, ale pilot był bardzo przeciętny, z naprawdę udanymi momentami. Był to chaotyczny odcinek, średnio trzymający się kupy. Zbieranie drużyny wyszło żenująco słabo i jedynie końcowy twist to odrobinkę ratuje. Sama drużyna może mieć fajną chemię tylko jest ich za dużo przez co gubią się pojedyncze postaci i jest między nimi zbyt mało interakcji. Serial też ignoruje choćby backstory Hawków bo Rip nie robi z nich użytu mimo, że są istotni dla głównego wątku czyli pokonaniu Vandala Savage. Jednak jeśli już są interakcję między postaciami jest fajnie. Zwłaszcza trio Canary, Cold i Heatwave. Choćby dla nich będę oglądał. No i Rory jako Time Master co mnie niezmiernie śmieszy. Szkoda, że w większości scen brakuje tego komediowego wyczucia. Ostatecznie w odcinku dzieje się nie wiele i bez sensu. Zebranie drużyny, pierwszy zaciskanie więzi i niezbyt przekonująca próba walki z Savagem i Władcami Czasu. Prosta konstrukcja, która się nie sprawdziła.

OCENA 3/6

Mighty Morphin Power Rangers S01E51 Grumble Bee
Odcinek ma szokujące otwarcie. Kolejny dzień w szkole, pani Appleby rozdaje wyniki klasówki, uczniowie w większości przypadków oddychają z ulgą. Czuć opadające napięcie. Do czasu gdy Billy dostaje swoje wyniki. Szok. Niedowierzanie. Koniec świata jaki znamy. Praca oceniona na marne B! Iście hitchcockowski początek, który jest potęgowany przez dramatyczny najazd na twarz Billy'ego. Niespodziewana ocena prowadzi do kryzysu egzystencjalnego. Chwilowej utraty wiary w własne możliwości po to tylko by przełamać niemoc, pokonać swojego największego wroga czyli siebie i osiągnąć zwycięstwo. Bohater uczy się, że porażki to proza życia, a ludzie mają moc, która pozwala je zminimalizować są jednak konieczne by być lepszym człowiekiem.

Nabijam się, ale co poradzić, gdzieś trzeba szukać plusów w kolejnej standardowej fabułcę o walce z potworem Rity. Potworem, który był gigantyczną pszczołą. Wiecie B na klasówce więc Billy walczy z Bee (bardzo subtelne), z pomocą Trini, wiadomo teamwork to podstawa. Jakie jeszcze modyfikatory podczas walki? Zack, Jason i Kim zostali spętani magicznym sznureczkiem przez Goldara więc początkowo nie mogli wziąć udziału w starciu z Grumble Bee. Oczywiście, Goldar nie zniszczył (czytaj. zabił ) Power Rangers gdy miał ku temu świetną okazję. Seriale dla dzieci rządzą się swoimi prawami.

Najbardziej podobała mi się komediowa scena z Mięśniakiem i Czachą. Dawno nie była tak zabawna, a to dzięki kreatywności jaką się wykazali scenarzyści. Zamiast kolejny raz robić z nich ofermy dano książki i kazano się uczyć. I to zadziałało, zwłaszcza jak Wojownicy dowiedzieli się, że gdy Dynamiczne Duo nie zaliczy semestru na C będą musieli im pomagać.

Tommy pojawił się na końcu odcinka. Ćwiczył do nadchodzącego turnieju więc Zordon nie kłopotał go takimi szczegółami jak ratowanie świata i przyjaciół.

OCENA 2.5/6

Teen Wolf S05E13 Codominance
Ten odcinek mi się podobał. Przynajmniej przez więksą część, ale już po napisach końcowych poczułem rozczarowanie ponieważ był o niczym. Fabularnie nie wydarzyło się tutaj nic istotnego. Postacie ze sobą rozmawiały o Bestii i grupa Scotta się o niej dowiedziała. Tyle. Była też przygoda Kiry z Skinwalkers, ale kompletnie nie rozumiem jej sensu. Walki fajne, szczególnie ostateczne starcie gdy raniąc przeciwnika zadaje sobie ranny, ale tyle. Zabrakło konkluzji w tym wątku. Przecież od dawna wiemy, że Lis przejmuje kontrolę nad Kirą. Nie trzeba było temu poświęcać całego odcinka. Może ten wątek wróci i to np. zapowiedź wątków na przyszły sezon (Kira przegrała duszę i musi za to zapłacić), ale oceniam to co widziałem.

Najfajniejsze były rozmowy Scott/Stiles mimo, że to wszystko już było wiadomo. Zagrali to w wiarygodny sposób, czuć było problemy jakie mają i mur, który kruszą. Road trip po Nowym Meksyku również był zabawny. Tylko mam wrażenie, że kilka lat temu wyszłoby to lepiej. Podobała mi się też wkurzona Malia obijająca Theo. Nie podobał trening Lydi. Dostała kilka minut tylko po to by zaznaczyć, że coś robi. Wątki Liama, Hyden i stada Theo nudne. Coś czuje, że jakościowo ten sezon będzie w kratkę już do samego końca.

OCENA 3.5/6

The 100 S03E01 Wanheda: Part One
Nareszcie. Dziesięć miesięcy oczekiwania i powrót mojego ulubionego serialu. Było warto czekać, zafundowano nam bardzo solidny odcinek będący wprowadzeniem do kolejnej serii. Był bardzo spokojny, nie miał szaleńczego tempa i szokujących wydarzeń, ale spełnił swoją rolę. Nakreślił sytuację bohaterów po trzymiesięcznym przeskoku, rozpoczął nowe wątki i zapewnił, że będzie więcej, lepiej i mocniej. Spośród wszystkich seriali jakie oglądam to właśnie na kolejne odcinki The 100 czekam najmocniej, a premiera udowodniła mi, że nie bezpodstawnie. Jasne, jest kilka rzeczy do których się przyczepię, ale to w większości drobnostki nie rzutujące na odbiór całości.

Odcinek zaczyna się w bunkrze z Murphym. Zaskoczenie bo to nie jest najważniejsze postać. Miało to jednak sens. Dzięki niemu, zamiast planszy "3 miesiące później" pokazano upływ czasu. Nagłe zamknięcie bunkra i świetny montaż jak John radzi sobie w samotności. Czy raczej nie radzi. Dramatyczne sceny, coraz gorsza kondycja fizyczna i psychiczna, a w końcu myśli samobójcze. Na brawa zasługuje zwłaszcza pomysł z zapamiętywaniem przez niego dialogów z filmików o A.L.I.E. To potem zaprocentuje. Wydaje mu się, że poznał SI, a potem może nieść to jakieś konsekwencje fabularne.

Potem trochę rozczarowująca wyszła konfrontacja Johna z Jahą ponieważ nic nowego z tego nie wynikło. Jaha dalej jest przywódcą z kompleksem zbawiciela. Wierzy w misję A.L.I.E mimo, że jest ona tajemnicą. Dalsze niszczenie ludzkości? To byłoby zbyt łatwe. Podoba mi się połączenie mistycyzmu z technologią. Religijny prorok widzący swojego boga, będący jego przedłużeniem w realnym świecie. A.L.I.E. też się sprawdza jako wyniosła SI z własnym planem. Jasne, początkowe motywację wydaje się być sztampowe, ale tutaj czekam na twist, który można już prognozować.

Czym jest Miasto Światła? Dalej nie wiadomo. Widzimy modlącego się Jahę i SI mówiącą, że wcale go tutaj nie ma. Jest też rozmowa o miejscu bez bólu i złości oraz magiczny kamyczek, który dostaje John. Obstawiam, że chodzi  o wirtualną rzeczywistość. W sumie to byłoby fajne. Jeśli SI zostało stworzone jako dobre, mające bronić ludzi to przed nuklearną zagładą mogło dokonać transferu ludzkiej świadomości do VR albo ucząc się na błędach teraz chcę tego dokonać. To jest sensowne też z innego powodu - serial pełnymi garściami czerpie z Battlestar Galactica więc teraz powinien zacząć inspirować się Capricą. Ciekawi mnie też czy John rzeczywiście widzi Emori czy może to jakaś projekcja od magicznego kamyka od Jahy. To byłoby logiczne, jakoś trzeba go zmanipulować. Ale to już tylko moje naciągane domysły. Chociaż skoro Jaha widzi A.L.I.E. to czemu John też nie może mieć wirtualnej towarzyszki.

Porzucając wątek SI czas przenieść się do Camp Jaha. Tfu, Arkadii. Nowa nazwa obozu jest jak najbardziej logiczna. I podoba mi się. Nawiązuje do Arki swoją pisownią oraz mitologicznej etymologi. Ma też odrobinę ironiczny wydźwięk pasujący do tego serialu. Wiadomo, że to nie będzie ziemski raj i kraina szczęśliwości. O to będzie trzeba zawalczyć. Nie tylko dlatego, że Lincoln prowadzi szkolenia dla przyszłych wojowników. Walka będzie też się toczyć na mniejszą skalę, a jej największą bronią będzie postęp. Widać jak się zmienił obóz na przestrzeni trzech miesięcy. W tle widać ogrody, słychać o kobietach, które chcą pozbyć się antykoncepcyjnych implantów, a by przetrwać Skye People grabią Mount Weather mimo traumy jaką powoduje tamto miejsce.

Podobał mi się początek sezonu w Arkadii. Pokazał jej spory kawałek i ją jako działający mechanizm. Wszystko oczami Bellamy'ego. Pierw trening z Lincolnem i trochę naiwna mowa, a potem szykowanie się na wypad przez co wpadł na najważniejszych bohaterów. Wyczerpana Abby i Kane zajmujący się polityką, szybkie nakreślenie obecnej sytuacji poszczególnych postaci i wyprawa na tereny Ice Nation. I można się czepiać, że Kane wysyła na misję dzieciaki, ale już dawno powiedziano, że to nie dzieci. Bellamy, Jasper, Monty, Miller i Octavia wiele przeszli i radzą sobie tak samo jak dorośli dlatego Kane im ufa. W końcu przez kilka miesięcy jakoś sobie radzili. Świetnie wypadły sceny gdy Raven szykuje samochody, Octavia pojawia się na koniu, a potem jadą. Śmieją się, kłócą, w tle muzyka, koń przy wozie bojowym i piękne widoczki. Ale mi się podoba ten serial! A potem dochodzi do konfrontacji z Ice Nation, która może mieć konsekwencję. Ma ona sens dla scenariusza bo jeszcze bardziej podkreśla jak trudna jest sytuacją Clarke. 

I tutaj mała dygresja o Jasperze. Traum w tym serialu pod dostatkiem. Już nie raz bohaterowie przeżywali przez długi czas tragiczne wydarzenia, które ich dotknęły. Teraz znowu padło na Jaspera, jeszcze bardziej pogłębiono jego alienację. Po śmierci Mayi jest załamany, wciąż to przeżywa mimo, że minęło kilka miesięcy. Rozpił się, ściął (wiadomo, krótkie włosy podkreślają buntowniczy charakter) i popadł w konflikt z innymi. I można się czepiać, czemu tak niestabilna postać jeździ na misję. Przecież to głupie, żaden dowódca nie chciałby mieć kogoś takiego pod komendą. Ale nie do końca. Jasper i Bellamy są przyjaciółmi, wiele przeszli i w dziwny sposób zapewne dalej na sobie polegają. Dlatego Bellamy może ukrywać stan Jaspera przed Abby i Kanem. On zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji, ale jako kamraci, którzy wiele przeszli kryją się. Przy czym Bellamy nie daję mu broni, bo wie, że może to być niebezpieczne. Podobał mi się też wybuch Jaspera na koniec odcinka, gdy oskarżył swoich ludzi, że są padlinożercami. To było fajne.

Trochę szkoda, że Bellamy i reszta dostali na wyprawie tak mało czasu razem. Szybko musieli wracać i część z nich robiła za taksówkę dla Kane'a i Indry. Tam dowiadujemy się o liście gończym za Clarke. Grounders nazywają ją Wanheda, Komandor Śmierci i chcą ją zabić by przejąć jej moc. Co jest zupełnie zrozumiałe. Nie naprawdę, nie ironizuję. Może o ich religii nie wiele wiadomo, ale zawsze sprawiali wrażenie wierzących w siły natury, totemy i głęboki mistycyzm. Tak więc chęć zabicia Clarke jest zrozumiała.

Jeszcze zanim przejdą do głównej bohaterki to o Raven i sytuacji Octavia.Lincoln. Ta pierwsza dalej cierpi, cieszy mnie, że nie naprawiono zupełnie jej nogi, chociaż ta proteza działa w bardzo niezrozumiały sposób. Słyszymy, że się jej pogarsza, a ona to ukrywa przez co jeszcze bardzie komplikuje swój stan. Dalej złości się na Abby, ale widać, że to dwie przyjaciółki. Zwłaszcza podczas samego końca ich rozmowy jak razem piją albo wcześniej jak Abby pomaga jej zejść z konia.

U Octavi i Lincolna jest... interesująco. Bardzo osobisty wątek. O tym, że obydwoje nie pasują do świata w którym żyją. Ona to wie, on się oszukuje, a ostatecznie oboje zakłamują rzeczywistość i pozwalają się definiować przez to co im się wydaje, że chcą, a nie tego co pragną. I mimo, że kłócą się przez cały odcinek to uczucie między nimi nie wygasło. Mam tylko nadzieje, że motyw alienacji i szukania swojego miejsca na świecie nie będzie rozciągnięty na cały sezon.

I na deser Clarke. Jej, ale się zmieniła. Już mniejsza z tymi rudymi włosami i wyglądzie jak Grounders. Musi się ukrywać, odcięła od własnego życia więc przeszła małą metamorfozę. Żyję samotnie, zabija zwierzęta by przetrwać. Przejęła inną kulturę co jej pomaga. Nie ma celu w życiu, ukrywa się. Żyję z dnia na dzień, jest nawiedzana przez przeszłość, ale też pozwala sobie na chwilę przyjemności. Jej zmiany są głównie fizyczne bo to wciąż ta sama postać, ale widać jak się zmieniła od ostatniego odcinka. A końcówka gdy zostaje jednak złapana? Niepotrzebna, chciałby pooglądać dłużej jej samotne zmagania i duchową drogę jak odnajduje to kim jest i akcpetuje co zrobiła.

W odcinku nie wiele się wydarzyło mimo, że odrobinę się rozpisałem. Było to raczej kładzenie fundamentów pod nadchodzące wydarzenia. Budowanie wątków, które potem wybuchną. Zarówno w mikro, na gruncie osobistym, jak i makro skali. Serial dużo opowiada o polityce, ale w sposób bardzo subtelny, tak by się domyślać co się dzieje. Co rusz wspomina też o wojnie i niestabilnym sojuszy. To kolejna strzelba stojąca na scenie. Tak więc będzie się działo, a pilot sezonu mocno rozbudził oczekiwania

 Inne:
- bardzo mi się podoba jak Grounders mówią w swoim języku bo to niesamowicie zwiększa immersję. Dlatego wybiło mnie gdy Clarke i Niylah niespodziewanie przeszły na angielski.
- ależ ten serial jest bogaty w szczegóły. Świetne chatki Grounders, wystrój Arki, stroje, specjalnie zmodyfikowany samochód (a prawko mają?), subtelne nawiązanie do poprzednich serii w postaci Gwieździstego nieba.
- delikatnie zmodyfikowano czołówkę wprowadzając m.in. drony, rezydencję A.L.I.E. oraz platformę wiertniczą. Czy to właśnie tam płynie Murphy?
- Harper pojawiła się na moment! Jak ja lubię, że serial nie zapomina o swoich trzecim planie przez co sprawia, że czuć ten świat.

OCENA 4.5/6

The Expanse S01E07 Windmills
Chyba za dużo spodziewałem się po tym serialu. Niby dobry odcinek, a ja czuję delikatne rozczarowanie bo znowu nie wydarzyło się nic spektakularnego. Ot kolejny rozdział w opowieści. Najwięcej emocji budziły przygody załogi Rocinante. Podróż ku Erosowi, spotkanie z pasażerem na gapę i przezwyciężenie kolejnej trudności. Niby nic specjalnego, ale czuć było napięcie gdy bohaterowie zaczęli kombinować jak pozbyć się Marsjan, a kolejne starcia charakterów były interesujące. Zwłaszcza oglądanie Holdena w świetle rozmowy jego matki z Christjen i wyjawieniu jego skomplikowanej przeszłości. Wciąż jednak mam wrażenie, że dużo tutaj niepotrzebnych scen i komplikacji. Równe dobrze mogłoby wyciąć ich przygodę i historia nic by na tym nie straciła.

U Millera jednak nie tak ciekawie jak się spodziewałem. Załamał się, zaczął działać chaotycznie, odwiedził kilka miejsc na Ceres by ostatecznie pożegnać to miejsce. Udał się na Erosa w poszukiwaniu Juli i jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności spotka się z załogą Canta. Fajnie ogląda się jego sceny, ale znowu, mam wrażenie, że większość z nich to ładne wydmuszki nie posiadające duszy. Bardzo bym chciał, ale nie potrafię się wkręcić w historię, która ewidentnie cierpi z powodu literackiego rodowodu.

OCENA 4/6
 
The Flash S02E10 Potential Energy
Ten odcinek przypomniał mi jak ten serial potrafi być beznadziejnie głupi. Boli tym bardziej, że serial wrócił bo dłuższej przerwie, która zaostrzyła apetyt na więcej. Nawet mi się zbytnio nie chcę o nim pisać, tak mnie rozczarował. Ale jak można zaprzepaścić taki fajny związek w taki sztampowy sposób?! Beznadziejne powodu, które nawet w głowie scenarzystów musiały wyglądać idiotycznie. Patty wyjeżdża od Barry'ego bo już nie chcę być policjantką, a miłość, no cóż jest tylko miłością, można z niej zrezygnować, a wcześniejsze słowa o angażowaniu się były wypowiedziane tak dawno temu, że już się nie liczą. Barry oczywiście też zachowuje się jak kretyn. Miał jej powiedzieć, że jest Flashem, planuje, planuje, chcę to zrobić, ale nie mówi. I nawet nie wiadomo dlaczego bo przecież nie pokazano jako wątpliwości.Nie powiedział jej bo scenariuszowi było na rękę by tego nie robił, ale ktoś wpadł na pomysł by trzymać widzów w niepewności.

Wątek odcinka słaby. Meta złodziej Żółw, kradnie nie wiadomo czemu, nie wiadomo czemu chcę mścić się na Flashu, a dopisywanie backstory z żonką było bardzo na siłę. Wyszedł tylko fajny gag, że wszyscy o nim wiedzieli prócz Barryego.

Dalej przynudza wątek Westów. Drama rodzinna jest słaba i nie trzyma się kupy, pełno tu logicznych dziur, a obwinianie Joe, że go nie było przy Wallym jest tak bardzo płytkie. Tak jak aluzje do jego komiksowego odpowiednika ciosane siekierą - przyszły Flash bierze udział w nielegalnych wyścigach i ma nieustanną potrzebę prędkości.

Przez to całe narzekanie nawet nie zainteresował mnie clifhanger z pojawieniem się Eobarda Thawne. W przyszłym odcinku ma dojść do jego pierwszego spotkania z Flashem, a mi jest to zupełnie obojętne. Liczę jednak na mały twist gdzie nie zostaną śmiertelnymi wrogami. Chyba, że twórcy będą się ściśle trzymać komiksowej predestynacji.

OCENA 3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz