wtorek, 31 maja 2016

Serialowe podsumowanie tygodnia #187 [23.05.2016 - 29.05.2016]

SPOILERY
 

Game of Thrones S06E06 Blood of My Blood
Co się wymęczyłem podczas oglądania tego odcinka to moje. Miał bardzo dużo fabularnie istotnych scen i kilka które oglądało się z dużą dozą przyjemności. Jednak przez większość czasu raził powolnym tempem akcji i nieciekawymi historiami. Potrzebnymi, ale poprowadzonymi w taki sposób, że nie chciało się na nie patrzeć.

Najefektowniej wypadł początek. Desperacka ucieczka Brana i Meery przetykana flashbackami. Napięcie, kibicowanie postacią i nadzieja na niespodziewany ratunek. Co za emocję podczas otwarcia, które zostały jeszcze zwielokrotnione migawką Szalonego Króla zabijanego przez Jamiego. Potem przybyło tajemnice wybawienie w postaci wuja Benjena, który zagubił się podczas pierwszego sezonu. Przy okazji efektowna scena akcji. Ciekawie wypada jego backstory - ożywiony przez Dzieci Lasu za pomocą smoczego szkła. Ci Starkowie umieją unikać śmierci. No przynajmniej część z nich. I teraz pytanie - kierunek Czarny Zamek? Straży z pewnością przydałaby się Trójoka Wrona. I może Jon dowiedziałby się wreszcie kim są jego rodzice.

Po efektownym wejściu nastąpiła długa scena z Samem i Goździk gdy przybywają do Horn Hill. Cztery minuty o niczym, jedynie podkreślające niechęć syna do ojca i dzikich. Jakoś przeżyłem, co było bardzo ciężkie. Dlatego potem doznała ogromnego szoku gdy ta para dostała drugą scenę w tym samym odcinku. Kolejne 10 minut z Samem i Goździk. Toż to prawie 1/3 odcinka. Krępująca kolacja i ucieczka z domu kradnąc przy okazji valeryjską stal ojca. I może momentami były świetne dialogi i Sam milczący przy ojcu, ale nie dla niego oglądam ten serial. Dla mnie to marnotrawstwo czasu. 

Na szczęście odrobinę ciekawiej zrobiło się w Królewskiej Przystani gdzie manipulacje nie mają końca. Plan Jamiego i Cersei nie wypala, Joffrey za namową żony wzmacnia więź Korony z Wiarą co spotyka się z entuzjazmem motłochu. I tutaj mnie ciekawi kto z kim najbardziej pogrywa. Czy to od początku był plan Wielkiego Wróbla? Czy może Margery wykorzystała okazję by uniknąć marszu pokutnego? W jej przemówieniu do Joffreya było za dużo pokuty, jakby ktoś podsłuchiwał. Coś czuję, że teraz ona pokaże pazurki.

Odcinek złożył wizytę w dawno niewidzianych Bliźniakach. Nie tęskniłem za Freyami, ale to był dobry sposób na ekspozycję tego co dzieje się w Dorzeczu i jak przebiegała wojna. Blackfish odbił Riverrum i teraz Frey chcę je znowu dla siebie zagarnąć. Jednak w Siedmiu Królestwach nie jest tak spokojnie jak mogło się wydawać. 

Zaskoczyło mnie odesłanie Jamiego do walk w Dorzeczu. Można wykrzyknąć "nareszcie!". Serial znowu łączy pozornie osobne wątki - Północy z Królewską Przystanią. Brianne zmierza po posiłki, a Jamie ma pomóc Freyą. Tylko czy biedak opuści teraz siostrę? na pewno nie będzie się musiał o nią martwić. Cersei nadzwyczaj spokojnie przyjęła kolejną porażkę i wygląda jakby już obmyślała kolejny plan. Jednak walk of shame ją czegoś nauczył.

Wątek Aryi się ruszył! Coś niemożliwego. Pierw jednak musiała się pojawić dalsza cześć przedstawienia, które leciało tydzień temu co pomogło Starkównie zrozumieć czym jest śmierć i kto na nią zasługuje. I znowu długie, nic nie wnoszące momenty, ale tym razem z ekscytującą końcówką. Odzyskanie Igły i wyrok śmierci za niewykonanie zadania. I pytanie gdzie teraz się uda? Czy może Bóg o Wielu Twarzach ma co do niej jeszcze inne plany?

Takie same odczucia mam co do ostatniej sceny z Daenerys. Efektowne zakończenie odcinka - Dany zapowiada wyprawę do Siedmiu Królestw. Charyzmatyczna przemowa dosiadając smoka. Świetnie to wyglądało tylko znowu niewiele wniosło. My to przecież wiemy, taki jest jej cel od pierwszego sezonu. Czy ona może już zdobyć statki i tam popłynąć? Lub chociaż polecieć i pozwiedzać? 

Inne:
- puste przemówienia Tyrella przed swoim wojskiem i reakcja Jamiego - cudo.
- cień smoka nad Królewską Przystanią w wizji Brana. Czy ja mogę to w końcu to zobaczyć w czasie rzeczywistym?
- Edmund wrócił. Kolejna znana twarz, która była dawno niewidziana. Raczej nie wpłynie to na oblężenie Riverrum, ale jestem ciekaw reakcji Blackfisha.

OCENA 4/6


Orphan Black S04E06 The Scandal of Altruism
Mogłem ostatnio trochę narzekać, że mimo świetnych odcinków niewiele się dzieje w tym sezonie. Teraz muszę się ugryźć w język i robię to z prawdziwą przyjemnością. Odcinek okazał się niesamowity i bardzo w stylu Orphan Black. Napakowany akcją, zwrotami fabularnymi, szczyptą humoru, ale przede wszystkim stawiał w centrum swoje postacie. I zachwycał montażem. Na razie odcinek sezonu, który równie dobrze mógł być jego finałem.

Wydawało się jednak, że stawka będzie odrobinę mniejsza. Wysoka, ale nie aż taka. Wymiana komórek Kendell za pomoc Cosimie i Sarzę. Układ z diabłem mający stanowić ostatnią deskę ratunku dla sióstr. Oczywiście nie mogło to pójść po myśli i serial sugerował, że Ira działa na własną rękę. Była to prosta i skuteczna zmyłka ukrywającego prawdziwego wroga. Evie! Nie Susan Duncan, a jej asystentka jest prawdziwym złoczyńcą sezonu co dopisuje kolejną warstwę intrygi. Jak pokazać jakie stanowi zagrożenie? Pozwolić jej kogoś zabić. Śmierć Kendell była pełna emocji, tak samo jak pytanie o przyszłość Cosimy. Czy uda się jej przeżyć? Jednak Evie nie jest małostkowa. Ona wierzy w neolucję i jej ideały, dąży do biologicznych modyfikacji ciała i klony uważa za coś przestarzałego i niedoskonałego. Zabicie Cosimy byłoby właśnie małostkowe i nic by jej nie dało. Jednak pozwoliła sobie wbić szpileczkę mówiąc jej o śmierci Delphine. Co za scena na końcu! Ależ Tatiana Maslany zagrała rozpacz po stracie przyrodniej matki i ukochanej.

Ten odcinek to też domknięcie wątków z pilota i historii Beth. Poprzez mistrzowski montaż na dwóch płaszczyznach czasowych opowiedziano jedną spójną historię gdzie Beth i Sarah dowiadują się kto jest prawdziwym złym tej opowieści. Było też wyjaśnienie czemu Beth popełniła samobójstwo. To nie słaba psychika otumaniona przez narkotyki, a szantaż ze strony Evie. Zabijesz się lub my zabijemy twoją rodzinę. Wyjście mogło być tylko jedno.

Mimo pokładów dramatyzmu jakie zafundował odcinek był tutaj też obowiązkowy humor. Krystal nie schodzi ze sceny i opowiada historyjkę o spisku przemysłu kosmetycznego. Zabawne i niedorzeczne. Tylko czy bardziej niedorzeczne od historii o klonach? Był też Felix jako cosplayer Sherlocka Holmes'a. Co za komiczny widok!

OCENA 5.5/6 

Person of Interest S05E05 ShotSeeker
Gdyby ten odcinek wyszedł wcześniej pewnie oceniłbym go dużo lepiej. Jednak po czterech znakomitych historiach pierwsza prawdziwa proceduralna sprawa to tylko odwrócenie uwagi od tego co najciekawsze. Nie powiem, było ciekawie. Kolejne z tajemniczych zaginięć, walka z Samarytaninem i delikatne wplątanie w to gangsterów z NY. Nie mogłem narzekać na nudy, co rusz byłem zaskakiwany. Podobało mi się też poruszanie w szarej sferze. Czy Finch powinien pozwolić na wypuszczenie pracy naukowej mogącej pokonać problem głodu na świecie, ale też doprowadzić do przeludnienia? Komu można powiedzieć o Samarytaninie i czy można ich obarczać taką odpowiedzialnością? Jak daleko możemy się posunąć w inwigilacji obywateli by zapewnić im bezpieczeństwo? I wreszcie jak daleko może posunąć się Finch w uzbrajaniu Maszyny w walce z Samarytaninem. Czy nadpisując jej program nie upodobni jej do swojego wroga?

I najważniejsze i najbardziej zaskakujące - wrócił Elias! Dla mnie to naciągane, nie widzę dla niego zbytnio miejsca w fabule na ten sezon, ale się z tego cieszę.

OCENA 4.5/6

Person of Interest S05E06 A More Perfect Union
Odcinek poświęcony głównie kolejnemu numerowi. Tym razem Maszyna nie podała numeru ubezpieczenia tylko numer aktu ślubu. Nie brzmi zbyt ekscytująco i takie też nie było. Zaledwie przyjemny w oglądaniu odcinek z poszukiwaniem zabójcy i rozwikływaniem intrygi. Miał jednak swoje momenty. Jak śpiewający Finch z irlandzkim akcentem czy tęskne spojrzenia za normalnym życiem w stronę młodej.

Dużo ciekawsze rzeczy działy się poza głównym wątkiem fabularnym. Jak choćby ciąg dalszy śledztwa Fusco w sprawie zaginionych osób. Nie sądziłem, że już teraz znajdzie rozwiązanie. Zaginieni okazali się mordowani i teraz ich ciała spoczywają w zawalonym tunelu. Razem z Fusco. Ładny cliffhanger.

Trochę rozczarowała historia Shaw. Kolejny raz zaprezentowany twist z wirtualną rzeczywistością, to niespotykane rozwiązanie w tym serialu. Rozumiem za to próby usprawiedliwienia Samarytanina, pokazania że nie jest on wcale taki zły i może ocalić miliony żyć. Oddanie kontroli nad swoim życiem w zamian za ochronę. Tylko szokująca scena z zapowiedzią trzeciej wojny światowej była niedorzeczna. Przecież do tego powstała Maszyna, by wyłapywać takie zagrożenia. Samarytanin też nie musi wszystkiego kontrolować by ocalić ludzkość. Chyba, że ludzkość wg. niego jest w takim momencie, że sama dąży do samozagłady i tylko SI może zapanować nad chaosem jaki się wytworzył, a drastyczne działania są konieczne.

OCENA 4/6

Person of Interest S05E07 QSO
Odcinek Rootocentryczny czyli było wyśmienicie. Na początku seria przebieranek (kolonialny strój i baletnica!), a potem sceny w rozgłośni radiowej i audycja o zjawiskach paranormalnych. Już samo to sprawiło, że oglądało się z przyjemnością. Stawkę podbiły jednak poszukiwania Shaw. To już połowa sezonu i najwyższy czas by wróciła do drużyny. Maszyna robi co może i pomaga, przy okazji ratując kolejne życia. I tutaj muszę napisać o moim ulubionym motywie w odcinku. Root i John ratują Maxa przed agentami Samarytanina, a on obiecuje zachować dla siebie ostatnie wydarzenia. Jednak tego nie robi przez co ginie z czego bardzo dobrze zdawał sobie sprawę. Finch oburza się na Maszynę z powodu przedmiotowego traktowania ludzi, a ona tłumaczy się wolną wolą, czymś co odróżnia ją od Samarytanina. Nie wszyscy chcą być ocaleni, danie ludziom wyboru i możliwości kontroli nad swoim życiem to przewaga naszej SI nad wrogą o czym można zapomnieć. Jestem pod wrażeniem jak umiejętnie te kwestie są rozpisywane. Brakowało mi tego trochę w The 100.

Puszczenie dwóch symulacji w wątku Shaw miało jednak sporo sensu. Teraz oglądając z nią sceny zastanawiałem się czy dla odmiany schemat zostanie złamany. I tak się stało. Ona wierząc, że jest w symulacji zabiła genetyczkę, która mogła doprowadzić do śmierci setek tysięcy ludzi. Tylko by jak najszybciej zakończyć symulację. Świetne było zwieńczenie wątku gdy zorientowała się co zrobiła i jak straciła całą nadzieję. Gdzie jest rzeczywistość, a gdzie wirtualny świat. Co jeśli w przyszłości sami będziemy mogli zrobić system VR i naturalne wirtualne światy, czy wtedy ludzie będą gubili poczucie rzeczywistości?

OCENA 4.5/6   

The Flash S02E23 The Race of His Life
Ziew. Tak, na prawdę usypiałem z nudów na finale sezonu. Co z tego, że stawka była ogromna jak serial nie potrafił tego sprzedać. Zniszczenie multiwersum, nieskończona liczba światów i ludzi ma zginąć z powodu zachcianki Zooma. To powinno robić wrażenie i działać na wyobraźnie. Nieskończone pompowanie stawki jednak nie wyszło. Z takim scenariuszem zagrożenie jednej Ziemi pewnie też by się nie udało. Czy nawet jednego życia. Chociaż może nie. Może osobista historia o szalonym Zoomie chcącym być coraz szybszym i kształtować Barry'ego na swoje podobieństwo miałaby więcej sensu i emocji niż kolejne ratowania świata?

Ten odcinek nie cierpiał jedynie na brak stawki. Denerwowały gryzące uszy dialogi, patos wymieszany z użalaniem się nad sobą. Bohaterowie również nie błyszczeli inteligencją, a błędy które musieli naprawiać były w większości ich winą. Nawet Barry przeszkadzał, zwłaszcza w ostatniej scenie. Serial ma ewidentny problem by znowu udanie pisać tą postać. Szamocze się i nie wie w którym kierunku zmierza. Wciąż zdarzają się udane emocjonalne sceny jak śmierć ojca, desperacja, a potem ponowne zobaczenie jego twarzy. Jednak częściej wydaje mi się, że to nie jest ten sam Barry którego polubiłem, a co najgorsze nie wynika to z płynnej ewolucji.

I ta końcówka. Serial dwa sezonu prowadził historię pogodzenia się z stratą matki, która miała swoją kulminację dwa tygodnie temu w znakomitym odcinku. Ginie ojciec i cała droga bohatera nie ma już sensu. Rozumiem, trauma, ale to nie usprawiedliwia biegania w kółko. I tak jak zeszły sezon skończył się jak Flash przygląda się śmierci matki tak teraz ją ratuje. I to jest teoretycznie wielkie ponieważ resetuje wszystkie wydarzenia jakie miały miejsce. Nie tylko wpływa na The Flash, ale całe komiksowe uniwersum The CW. Czy raczej powinno wpłynąć. Legends of Tomorrow powinni mieć inną drużynę, Vandal powinien być inny, ba cały Arrow powinien wyglądać w inny sposób, a nawet Supergirl zmienić jeden fabularny element. Teoretycznie, tak w końcu powinny wyglądać podróże w czasie. W praktyce scenarzyści to w jakiś sposób obejdą. A ja będę tylko coraz bardziej nienawidził Barry'ego za jego arogancję i to jak zabił swoich przyjaciół wymazując ich z linii czasowej.

Teoretycznie więzień Zooma miał być wielkim zaskoczeniem. Był zaledwie miłą niespodzianką. Czy może spodzianką. Harry Allen był na drugim miejscu w moim obstawianiu. Nie przewidziałem tylko tego, że jest Flashem. To jest bardzo fajny ukłon dla fanów i naprawienia spuścizny komiksowego Jaya Garricka. I teraz pytanie z której Ziemi pochodzi? Fajnie jakby z tej samej co Supergirl.

Z cliffhangerowych zakończeń najbardziej nie podobało mi się odejście Harry'ego z Jesse. Prawdopodobnie to nie jest ostatni raz kiedy ich zobaczymy, ale delikatny niesmak pozostał. Chyba, że wrócą na Earth-1 z pamięcią co stało się w prawdziwej linii czasowej i naprawią zmianę przeszłości przez Barry'ego.

Chyba, że linia czasowa nie została zmieniona na Ziemi Arrowverse. Zom mówi, że jest ona centrum wszystkiego, z niej można dostać się na dowolną wersję Ziemi z multiwerum. Czyli może nie da się jej zmienić w radykalny sposób i jest jedyną stałą w wszechświecie i zmiana przeszłości spowodowała jedynie powstanie kolejnej alternatywnej Ziemi. Tylko przeszkadza mi to zniknięcie Barry'ego z S01.

Podsumowując. Słabe zakończenie, stawka która nie ruszyła, fatalne dialogi, trochę emocji na gruncie personalnym i nudy. Było też kilka komediowych momentów, świetnie zrealizowana akcja i porządne efekty specjalne. Była też nadzieja podczas oglądania, że zaraz będzie lepiej, nadzieja która sprawiała, że nie było wcale tak tragicznie jak mogło być. Co nie zmienia rozczarowania i zawodu.

OCENA 3.5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz