niedziela, 6 kwietnia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #79 [03.31.2014 - 06.04.2014]

SPOILERY

Arrow S02E18 Deathstroke
- fatalne dialogi (wyróżnienie dla "Thea by tego chciała!") i gra aktorska niektórych postaci, ale przyjemnie się oglądało ten odcinek, a i fajnie zrealizowanych walk nie zabrakło.
- strasznie mi się podoba jak prowadzona jest postać Slade'a. Mogłoby się obejść bez wizji Shado, ale reszta jest pierwsza klasa. Konsekwentnie uderza w czułe punkty Olivera i doprowadza do jego upadku co chyba jest przewodnim motywem sezonu. Bohater musi upaść by powrócić lepszy niż kiedykolwiek. Roy traci w niego wiarę, Ollie nie dał rady jako jego mentor, siostra go znienawidziła, stracił firmę, a na końcu odcinka Laurel dowiedziała się, że to on jest Arrowem.
- ogromny plus za wykorzystanie w końcu możliwości Summer Glau. Pokazała pazurki i przejęła fotel prezesa w firmie. Szkoda, że nie skopała tyła Oliverowi. Powinna. Ich walka bardzo fajna. Widać też, że łączy ją jakaś przeszłość z Queenem seniorem. I tutaj też objawia się bezsens serialu - Moira wie o co chodzi, ale nie mówi bo ma nadzieje, że tajemnica pozostanie tajemnicą. Tak jak Ollie w przypadku Thei. Jacy oni nieznośnie naiwni!
- Roy wyjechał do Central City. Czyżby jakieś info o Barrym?
- podobało mi się przedstawienie dwóch walczących między sobą triumwiratów na końcu odcinka Rochev, Slade i Blood vs. Oliver, Felicity i Diggle. Mam nadzieje, że ofiary będą po obydwu stronach.
- no dobra gdzie jest Waller? Przecież niedawno prosiła Olliego o pomoc w pokonaniu Deathstroka i teraz nagle zamilkła?

OCENA 4/6

Community S05E08 App Development and Condiments
- aplikacja mobilna kształtująca rzeczywistość - takie rzeczy tylko w Community. Trochę szkoda, że odcinek nie powstał w formie paradokumentu bo trochę się stęskniłem za nimi, ale i tak był wspaniały. Takie porąbane rzeczy mogły powstać tylko w głowie Dana Harmona. Powolny upadek społeczeństwa potem wprowadzenie rządów dyktatury i podział na klasy społeczne, danie tłumowi igrzysk i wielka rewolta. Do tego kapitalnie przestylizowane Greendayle, tereny dla pospólstwa szare i ekskluzywne pomieszczenia oraz stroje stylizowane na starożytną Grecję dla arystokracji. Absurd gonił absurd.
- tylko trochę zawiodły mnie dialogi. Były strasznie chaotyczne i brakowało im przysłowiowego pazura. Szczególnie podczas występu Jeffa. Do tego mało Anni i Hickey gdzieś w połowie odcinka zniknął. Jednak to chyba on jest autorem najlepszego tekstu, jak mówi, że nie za taki kraj walczył.
- jak to w Community jest zabawnie, ale oczywiście jest też gorzki wydźwięk. Ludzie dla popularności zrobią wszystko nawet innych będą upodlać, nasze działania to tylko pozory, a najbardziej zależy nam na opinii innych. Manipulacja to nasze drugie imię i dobrze jak my ich, ale źle jak Kaliemu ukraść krowę.

OCENA 5/6

Community S05E09 VCR Maintenance and Educational Publishing
- Brie Larson taka piękna, ciesze się, że zenowu się pokazała. I mam nadzieje, że zostanie z Abedem bo mają cudowne sceny. Awww couple. Ładnie wyszła scena z przeprosinami z powrotem Pała i Abedem w deszczu z konewki plus kaskader.
- pierwsza scena odcinka znowu zaczyna się od debat o naprawie Greendayle co jest fajnym powracającym żartem. Do tego rapujący dziekan maksymalnie zbaczający z tematu i zapowietrzający się skradł odcinek.
- Vince Gilligan jako szurnięty rewolwerowiec wypadł przyzwoicie. Jednak w tej części odcinka to najlepiej wypadł Abed z Annie rywalizujący w grze, która tylko ich obchodzi. Jestem pełen podziwu jak udało im się nakręcić te sceny i z komicznego ich rezultatu. Do tego tradycyjna gorzka pigułka - wciąż próbują jakoś zapełnić pustkę po stracie Troya, ale też walczą o coś co tak na prawdę nie zależy od nich. I jeszcze nie chcą Britty do mieszkania. To by była wybuchowa miesz(k)anka.
- jako, że pojawił się Vince nawiązanie do Breaking Bad musiało być. Shirley robiła za mafijnego bossa, a Britta za rzeczoznawcę. Plany na przyszłość z wciąganiem koki to przy tym błahostka. Do tego związany Jeff z Changem skojarzyli mi się z końcówką 3 sezonu BB gdzie Walter i Jesse zostali pojmani przez Gusa.

OCENA 5/6

Dead Like Me S02E07 Rites of Passage
- chwilowy brak nowych odcinków zaowocował odpaleniem kolejnego Dead Like Me. I dobrze bo ten serial lepiej ogląda się w dłuższych przerwach niż ciurkiem. Odcinki są różnorodne, ale jego monotematyczność momentami męczy dlatego przerwy są tak odświeżające.
- George musiała zripować VIP przez co zrobiła się na lachona. Tylko ja tego nie kupuje. Co z tego, że wyglądała całkiem atrakcyjnie jak zwykli ludzie widzieli ją zupełnie inaczej. Mam wrażenie, że scenarzyści dostali chwilowej sklerozy i zapomnieli o specyfice żniwiarzy. Jej wątek nie był jakoś specjalnie ekscytujący śmieszniejsze rzeczy były w pracy niż za kulisami koncertu. Jednak podobała mi się śmierć piosenkarza - nie był to wypadek, zrządzenie losu i działalność chochlików tylko desperacki atak drugiego człowieka. Coś nowego. Ciekawiej się robi jak Roxy musiała ją zabić i tak żniwiarz pierwszy raz zabija i czuje się z tego powodu źle.
- wątek Masona śmieszny bo to Mason. Biedaczek nie mógł dostać się na koncert, a potem chwalił się czym się zajmuje przed metalowymi kultystami śmierci.
- o wiele fajniejszy był wątek Roxy, który odbiera dusze księdza. Mam wrażenia, że można by było to ciekawiej zrobić, ale wątpiący kapłan, objawienie Roxy i śmierć wierząc w lepsze życie po życiu też wypadł dobrze. Co ważne nie utwierdziło to wiary Roxy, a sprawiło, że sama zaczęła bardziej wątpić.  
- w domu Lassów kolejny sposób na radzenie sobie po stracie George tym razem w wykonaniu ekscentrycznej babki. Niech będzie. Fajny kontrast między śmiercią Georgie, a artysty i ilością świeczek oraz śmieszna scena z dachem, ale to wszystko.

OCENA 4/6

The 100 S01E02 Earth Skills
- muszę się do czegoś przyznać - podobało mi się. Dalej mnie w pewnych momentach irytowała głupota niektórych postaci czy realiów świata, ale znośnie się to oglądało i dopiero w okolicach 30 minuty musiałem zrobić sobie krótką pauzę by znieść wątek romansowy. Poza tym było znośnie i jestem ciekaw co dalej.
- o ile w pilocie Clarke strasznie mnie denerwowała przyjmując pozycję aroganckiego lidera tak teraz jako jedyna ma głowę na karku i rozumie powagę sytuacji. Do tego jej konflikt (lub wymuszony sojusz) z wprowadzającym anarchię Blakem jest dobrze prowadzony. On rośnie w siłę, ale prowadzi to do coraz większej anarchii w grupce 100. Ona myśli o ludziach, patrzy na szerszą perspektywę i bierze pod uwagę co będzie jutro.
- mały detal który mi się spodobał - ubrania ocalałych się niszczą, a na twarzy pozostają im zadrapania i trudy pobytu. Nawet niektórzy myślą by z trupów zabierać ubrania. Dla przeciwwagi dzida, która utkwiła w płucu Jaspera nie zabiła go bo w końcu nie trafiła w serce. Bez przesady. Jednak złożenie go w ofierze lub utworzenie zasadzki całkiem przemyślane przez innych.
- strasznie mnie irytuje jak dobrze dzieciaki przystosowały się do warunków panujących do Ziemi. Ciekawią ich tylko rzeczy, które i nas by zdumiały jak święcące motyle. Trochę więcej zachwytu na przyziemne rzeczy. Najbardziej jednak rażą umiejętności tropiące Finna. To już jest lekkie przegięcie.
- na Arce tak samo jak na Ziemi - są momenty głupie, ale też całkiem fajnie zrealizowane. Nie mogę znieść jak przez półtora odcinka nikt nie wpadł na to, że dzieciaki mogą zwyczajnie pozdejmować opaski. Jednak podobają mi się problemy moralne - poświęcić ludzi teraz czy dać więcej czasu, ale w razie niepowodzenia zabić więcej. To wciąż jest naiwny serial The CW, ale brawa, że próbuje poruszać trudne tematy moralne.
- ciesze się, że odsłaniane są informację z historii. Wciąż nic nie wiadomo o wojnie, ale jest już info, że miała ona miejsce w XXII wieku. Więcej szczegółów poproszę.
- w sumie jestem ciekaw co dalej. Może wojna z tubylcami nie jest najfajniejszym z motywów, ale co jeśli w finale sezonu sprowadzono by wszystkich z Arki na Ziemię? Wtedy by się zrobił z tego całkiem inny serial i interesujący. Albo jakby nie udało się naprawić Arki i wylądować na Ziemi? Wtedy ocalali byliby ostatnimi przedstawicielami gatunku ludzkiego. No możliwości jest sporo, wszystko zależy jak długo uda się serialowi utrzymywać moje zainteresowanie.

OCENA 4/6

The 100 S01E03 Earth Kills
- ciężko mi w to uwierzyć, ale było lepiej niż poprzednio. Dobre dialogi, brak nieistotnych scen, rozwój postaci i kilka sporych zaskoczeń. Wciąż było kilko mniejszych głupotek, ale nie rzutowały one na odbiór serialu. Z ciekawości spojrzałem kto jest odpowiedzialny za scenariusz i reżyserie. Nazwiska mi nic nie mówiły, ale okazało się, że to całkiem doświadczeni ludzie pracujący m.in The Shield i Dollhouse. Prześwietliłem kolejnych scenarzystów i jestem dobrej myśli co do przyszłości tego serialu.
- tak jak mówi tytuł Ziemia zbiera żniwo i kolejni ludzie giną. I całkiem zaskakujące kto to jest. No może poza przypadkową parką. Nie są to też bezcelowe zgony, a dobrze poprowadzone i wpływające w przyszłości na relację bohaterów. Zgon Atoma nie szokuje tak jak kolejny, ale to jak zostało to poprowadzone zasługuje na oklaski. Bellemy wcześniej mówi, żeby dobić Jaspera bo i tak nie można mu pomóc. Nawet mówi, że sam to zrobi jeśli sam nie umrze. A potem mamy umierającego Atoma proszącego go o śmierć której nie jest w stanie mu ofiarować. I wtedy pojawia się Clarke, która z taką determinacją walczyła o Jaspera i opowiadała, że Ziemia to nie Arka i nikt nie musi ginąć. Tylko, że ten przypadek jest beznadziejny. Oboje sobie z tego zdają sprawę, ale to Clarke jest w stanie go zabić i uwolnić od cierpienia. I tutaj byłem pod ogromnym wrażeniem do czego ten serial się posunął i poczułem delikatnie klimat tego desperackiego świata z The Walking Dead. Jednak najgorsze (czytaj najlepsze) miało dopiero nadejść.
- przez cały odcinek przewiał się wątek zdrady Wallace'a oraz małej dziewczynki z koszmarami. Myślałem, że to zapychacze. Dobrze poprowadzone, ale zapychacze. Clarke przez cały czas obwiniała dawnego przyjaciela za śmierć ojca, ale nie w sposób nachalny i irytujący, ale wtedy gdy było trzeba, odpychała go od siebie. On za to nie próbował się tłumaczyć, ale czuł się przybity. Tylko, że to była gra z jednej i z drugiej strony. On chronił przyjaciółkę, a ona obwiniała go bo tak było łatwiej. Domyślała się, że prawda jest inna, ale nie chciała przyznać, że to matka jest odpowiedzialna za śmierć ojca. Ostatecznie dochodzi do pojednania i zapala się żółta lampka ostrzegawcza, że niebezpiecznie może się to przerodzić w wątek miłosny. Tylko, że jest jeszcze historia Charlotte. Młoda dziewczynka cierpiąca na bezsenność i koszmary po stracie rodziców. Rozmawia z Clarke, która ją pociesza, a potem Bellamym, który karze jej stawić czoła koszmarom. Bo nie można dać się im opanować, trzeba walczyć. Karze jej też użyć noża by symbolicznie odganiać te koszmary. Fajny wątek, przyjemny i dobrze prowadzony. Tylko, że jej się śni kanclerz, a potem widzi jego syna, który jest ucieleśnieniem jej koszmarów. Co w takim razie robi? To niepozorne dziewczę zabija go. Tak! Mała dziewczynka podpatrzyła jak Clarke z miłosierdzia dobija Atoma i w niemal ten sam sposób wykańcza Walleca, który przecież chwilę wcześniej pojednał się z Clarke. I tak się kończy odcinek wraz z nuceniem tej samej melodii, która towarzyszyła śmierci Atoma. Piękne, po prostu piękne! Chylę czoła przed tym kto to wymyślił i dzięki temu czekam na kolejne odcinki. Wiem, to dalej serial The CW, będą się zdarzać głupoty i miłosne rozterki tylko, że on ma dodatkowo klimat post apokalipsy i pokazuje, że każdy może zginąć. Może się na tym przejadę w końcu w Revolution też w 2 lub 3 odcinku zabili jedną z fajniejszych bohaterek, może być z tego też całkiem dobry serial wypełniający pustkę po The Walking Dead.
- flashbacki może i wiele nie wnosiły i przez nie zrezygnowano z nowych scen na Arcę, ale w ostatecznym rozrachunku zaliczam je na plus. Po pierwsze szczęśliwa rodzina Griffinów i Jahów oglądała jakiś stary mecz piłkarski i się nim emocjonowała. Po drugie poruszono wątek pragmatyzmu i idealizmu. Przekazać wiadomość o awarii filtrów i ryzykować anarchią na stacji czy może zachować to w tajemnicy i znaleźć inne rozwiązanie? Czy ludzie mają prawo wiedzieć o wszystkim co się dzieje czy może rząd powinien mieć jakieś tajemnice? I ile jesteśmy poświecić w imię tego co wierzymy?
- przy poprzednim odcinku trochę się śmiałem z tego jak bohaterowie dobrze radzą sobie na Ziemi. Dalej mam trochę zastrzeżeń, ale fajnie że zupełnie mimochodem wspomniano, że mieli w szkole przedmiot przystosowanie do życia na Ziemi. Czyli jednak na Arce nie mieszkają kompletni idioci.
- pierwsza myśl po pojawieniu się toksycznej chmury to dymek z lost. Dobrze, że szybko wyjaśniono co to jest, już wystarczy, że mamy Innych. To jakieś toksyczne i radioaktywne chmury, pozostałości po wojnie atomowej. Naciągane, ale niech będzie bo sprawia, że mimo zielonych drzewek i święcących motyli na Ziemi jest coraz bardziej niebezpiecznie.

OCENA 4.5/6

The Good Wife S05E16 Last Call
- odcinek jest logicznym następstwem poprzedniego, a dominuje w nim żałoba. Każda postać na swój sposób przeżywa śmierć Willa i na nią reaguję. Teraz jest to najbardziej widoczne, ale te wydarzenia będą miały długotrwałe konsekwencję. Odcinka był do tego strasznie emocjonalny, twórcą udało się oddać nastrój straty kogoś i gdy postacie żegnają się z swoim przyjacielem, widzowie ostatni raz oglądają aktora. Na szczęście obyło się bez ckliwości i prostych rozwiązań. Ostatnia rozmowa nic tak na prawdę nie znaczyła, pozostawiła tylko możliwości interpretacji i zwiększyła desperację bo stracie bliskiej osoby. Ciekawa jestem jak te wydarzenia zmienią bohaterów, co zrobi Alicja i czy oznacza do koniec konfliktu z LG. Możliwości jest sporo i nie mogę się doczekać by je zobaczyć.
- podobały mi się sceny z Kalindą i Carym. Ona jak zwykle próbuje zrozumieć co się stało, dociec prawdy, ale przy okazji reaguje bardzo uczuciowo bo straciła przyjaciela. Jenna jej pomaga bez żadnej dyskusji i ją wspiera. Kalinda dokonuje też swoją małą zemstę. Daję odrobinę nadziei Jeffreyowi po czym brutalnie ją odbiera i karze mu żyć z tym co zrobił. Cary za to wyżywa się na swoim przeciwniku, tylko to mu pozostaje. Znajduje ofiarę i wyładowuje na nim całą złość.
- początek odcinka był kapitalny. Alicja dowiaduje się o śmierci Willa, a w tle dla kontrastu śmiechy widowni. Albo potem Eli czytający z promptera przemówienie Alicji. Śmieszne, ale cały czas się pamięta o ostatnich wydarzeniach.

OCENA 5.5/6

The Shield S03E11 Strays
 - przesłuchanie z seryjnym gwałcicielem nie poszło po myśli Dutcha. Nie dlatego, że nic się nie dowiedział. Problemem okazało się to, że jego przypadek nie był podręcznikowy, trudny do sklasyfikowania zwyrodnialec, który sam chcę poznać swoje motywację. Ich rozmowy trochę przerażające, ale przez to tak ciekawe. I pointa tego wątku gdy Dutch morduje kota patrząc mu w oczy. Chyba będzie potrzebował niedługo pomocy psychologa.
- Vic znowu działa z ekipą, łapią kolejnych przestępców i Danny jeszcze im w tym pomaga. Fajne sceny, ale ciekawsze jest to jak sypię się u Vicka. Przyjaciel coraz bardziej traci zaufanie, w rodzinie kolejne dramaty, a kochanka już nie daje takiego ukojenia jak dawniej. Powoli, ale konsekwentnie sypie mu się życie.

OCENA 5/6

The Walking Dead S04E16 A
- odcinek dobry, ale jak na finał sezonu to za mało. Kilka mocnych scen w środku i cliffhanger na koniec to nie wystarczająca ilość emocji by w odpowiedni sposób przetrwać 6 miesięczną przerwę. Nie podobało mi się nastawienie odcinka na Ricka. Takie coś powinno być w przedostatnim. Finał jako zwieńczenie sezonu powinien rozdzielić czas każdej postaci by nikt nie poczuł się poszkodowany. Tutaj nie dość, że tego nie było bo grupka Glenna pojawia się zaledwie w ostatniej scenie to jeszcze pominięto zupełnie wątek Beth oraz Tyreesa. Czuję się zawiedziony.
- rozczarowująco wypadło też przedstawienie Terminusa. Pierw jednak oklaski dla Ricka, który postanowił pierw zbadać miejsce, a dopiero później wejść do środka. Jednak trochę się z tym pośpieszył. Sama osada spokoju nie jest jakaś przerażająca poza tym, że została zamieszkana przez sektę kanibali (?) bo chyba po to trzymają pojmanych w wagonach jak bydło i zasugerowali to ludzkim szczątkami. Nic odkrywczego w tym świecie. Może być brutalnie, ale na razie nie wygląda to jakoś strasznie. Zwłaszcza, że Terminus okazał się strasznie śmiesznym miejscem gdzie nikt nie potrafi strzelać. Serio, ja mam uwierzyć, że kilkunastu strażników na dachach z bronią maszynową nie mogło trafić czterech uciekinierów, nawet jak celowali im w nogi? Chyba, że ich specjalnie naganiali w pułapkę do wagonu, tak samo jak Rick polował ta króliki na początku odcinka, to by miało więcej sensu. Już o irracjonalnym zachowaniu Ricka nie chcę mi się wspominać. Raz zachowuje się inteligentnie, jest w stanie schować część uzbrojenia i przeprowadzić zwiad by zaraz w środku obozu rzucać się na jednego z ludzi Garetha.
- jednak co by nie mówić o drugiej połowie odcinka początek był dobry. Kolejny dzień podróży, nauki ojca o polowaniu i narzekanie na braki żywności. Fajny klimat post apo. Potem brutalny napad bandy Joe i pojednanie z Daryla. Fajnie wyszła walka o przeżycie, a do tego cała scena była bardzo brutalna i nieźle zrealizowana. I pokazała Ricka przekraczającego kolejną granicę. Wprawdzie ratował życie swoje jak i syna, ale przegryzienie tętnicy szyjnej było makabryczne. Tak jak zasztyletowanie niedoszłego gwałciciela Carla. Dał się ponieść emocją, przez chwilę stał się człowiekiem jakim zawsze pogardzał przy czym zrobił to na oczach syna, którego chciał chronić przed tym upiornym światem. Michonne go jednak rozumie bo sama dopuszczała się potworności, to ta sytuacja robi z ludźmi coś nieludzkiego, zamienia ich w bestię z którymi walczą.
-flashbacki uważał za niepotrzebne. Fajnie było znowu zobaczyć Hershella oraz sielankę  w więzieniu, ale podkreślanie kolejny raz, że Rick jest urodzonym liderem i w tym świecie nie ma miejsca dla ideałów zbędne. Do tego trochę mi to zburzyło wizję Ricka. Myślałem, że od razu po wojnie z Gubernatorem wycofał się i sam szukał ukojenie w zabawie w farmera, a okazało się, że to za namową Hersha się wycofał. W sumie jedna rzecz mi się w tych przebłyskach przeszłości podobała - Carl czyszczący broń gdy chłopach starszy od niego o parę lat, który ginie, bawi się klockami lego. Nie ma miejsca na zabawę w tej rzeczywistości, trzeba się dostosować do brutalnych realiów i szybciej dorosnąć inaczej czeka tylko śmierć.
- nie wyjaśniono co z Tyreesem i Carol, ale można założyć, że jako pierwsi dotarli do Terminusa i również byli przetrzymywani w wagonie A. Inaczej poco by tam leżało opakowanie mleka w proszku dla Judith?
- na kolejny sezon czekam, ale mam nadzieje, że będzie dużo lepszy niż ten, który ostatecznie okazał się być przeciętny. I niech będzie lepiej skonstruowany bo skakanie po poszczególnych bohaterach co parę odcinków lub poświęcaniu dwóch gubernatorowi to pomysły złe. I niech przez przerwę postacie dostaną trochę bonusu do IQ bo momentami już ciężko patrzeć na to co wyczyniają.

OCENA 4/6

Vikings S02E06 Unforgiven
- w tym odcinku mnóstwo dobrych rzeczy dla każdej z postaci. Może poza Flokim, ale dla niego ciężko jest stworzyć samodzielny wątek.
- pierw na piszę o rzeczach oddalonych od głównego miejsca akcji czyli o tym co działo się w Anglii. Omamy Athelistana nie są niczym nowym, ale jego rozmowy z Ekbertem już tak. Obydwoje fascynują się sztuką i są podatni na piękno. Strasznie mi się podoba to jak król wyśmiewa ciemnotę chrześcijan i przy pomocy mnicha chcę zachować starożytne teksty. Nie rozumiem tylko Athelstana, który zaprzecza, że poganie mają kulturę. Nie jest może ona porównywalna do tej rzymskiej czy zachodnioeuropejskiej, ale nie można odmówić jej piękna. Tak samo jak im opowieścią o bogach przecież i to można uznać za przejaw sztuki.
- omijając Kattegat zahaczę o Hedeby i jarla Sigvarda. Lahgerta długo znosiła upokorzenia, dzielnie stawiała czoło nasłanym na nią napastnikom oraz mimo pobicia okazywała dumę. Jednak w końcu pokazała swoje obliczę, miała dość bycia tą uległą i przy kolejnej próbie upokorzenie wbiła nóż w oko swojego męża. I jego wojownicy to zaakceptowali. Widzieli jego słabość i nie zamierzali mu pomagać. W świetle wydarzeń u Ragnara dobrze się składa, że Lagherta przejęła władzę. Czyżby teraz ona miała udać się na wyprawę do Anglii. Chciałbym to zobaczyć.
- skoro mowa o Ragnarze - pierwszorzędnie zajął się swoim problemem. Przemyślał i zaatakował skrycie i skutecznie. Pojmał jarla Borga i spalił jego ludzi. Zemsta się dokonała. I tutaj rysują się fajne możliwości na przyszłość. Bo Siggy sypia z Horikiem (i jego synem), a ten jest z tego nie niezadowolony. Ona zresztą też. A przecież kolejna wyprawa musi się odbyć. To jest wybuchowa mieszanka.
- Bjornowi wpadła w oko całkiem urodziwa kobitka. Nie wiem jak długo zostanie Porunn w serialu, ale jestem ciekaw jaki pomysł twórcy mają na nią. Przypomina z wyglądu i zachowania Laghertę (kompleks Edypa u Bjorna?), ale jest zwykłą dziewką służebną. Fajnie jakby na jej przykładzie pokazali szkolenie shieldmaiden. W końcu Vikings to strasznie feministyczny serial.

OCENA 5/6

2 komentarze:

  1. Ten blog to straszny chłam. Autor powinien zająć się czymś innym. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za konstruktywną krytykę, cenie sobie tego typu komentarze.

      Usuń