niedziela, 13 kwietnia 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #80 [07.04.2014 - 13.04.2014]

SPOILERS, SPOILERS EVERYWHERE


Community S05E10 Advanced Advanced Dungeons & Dragons
-sequele są zawsze trudniejsze do realizacji i zazwyczaj rozczarowujące. Tak było i tym razem. Przygoda w D&D nie wydawała się tak świeża i nie miała jakiś niesamowitych pomysłów, ale to wciąż kawał świetnej komedii.
- Abed w roli mistrza gry był jak zwykle szalenie zabawny. Odwzorował świat z wszystkimi detalami (siła mostu! ucieczka wielkiego złego), zafundował świetną narrację i bezwzględnie pozbawił złudzeń kilka postaci. Przy okazji zagrał dwóch przesłuchiwanych goblinów. Szkoda tylko, że celem zabawy było pojednanie Hickya z synem. Brakowało Pierca, Troya i Nela, z nimi był dużo zabawniej i lepiej było czuć klimat fantastycznej przygody. Chociaż karty postaci czy podróżowanie po mapie było niczego sobie.
- odcinek kończy się połowicznym happy endem. Mi się bardziej podobały jak Jeff mówił o swoim ojcu. Fajnie rozegrano zależności ojciec - syna. Przy czym kapitalnie wyszła rodzinka Die Hardów. Tata Jeff i synek Dziekan. Polerowanie mieczy i finalne nabicie się dziekana było przezabawne.
- wielkie brawa za udźwiękowienie tego odcinka. Ładna muzyka, ale to tło robiło klimat przez co opowieść Abeda żyła.
- Shirley żegnająca się jak czyta opis swojej postaci, haha. Albo Hickey mylący nekromantę z nekrofilem.

OCENA 4.5/6

Game of Thrones S04E01 Two Sword
- w końcu jest, zaczął się kolejny rok z Grą o Tron. Długo trzeba było czekać bo aż to 7 kwietnia. Ale jak zwykle warto bo serial ponownie zabiera do niesamowitego świata Westeron. Niby czytałem książki i wiem co będzie, ale nie pozbawia to przyjemności z obcowania z tym dziełem i chłonięcia kolejnych scen. Dobrze jest znowu widzieć się z ulubionymi (i nie) bohaterami.
- ten odcinek był debiutem D. B. Weissa na stołku reżysera. Dotychczas showrunner i współscenarzysta circa połowy odcinków stanął za kamerą. I doskonale się z tego wywiązał. Umiejętnie operuje głębią pola i gdy trzeba chowa przed kamerą istotny składnik sceny by potem zrobić z niego pożytek z lepszym efektem. Wie co robi i oddaje klimat serialu, ale inaczej być nie mogło w końcu to jego małe dziecko.
- początek odcinka to symboliczny koniec pewnej epoki. Tywin przetapiając miecz Starków daje o zrozumienia, że wojna się skończyła, a Lannistrowie wygrali. Świetna otwierająca scena, bez słów, ale przejmująca. Po oto Lód zostaje pochłonięty przez ogień. Miecz z czasów starożytnej Valyri posłużył za stal na nową oręż dla wrogów. Muszę się tu do czegoś przyznać - nie zdawałem sobie sprawy jaką kozacką pochwę ma Lód. Skóra wilka wraz z jego paszczą coś pięknego. A Tywim zniszczył to dzieło sztuki!
- i wykuł przy okazji nowe. Mieczyk Jamiego prezentuje się całkiem całkiem. Chociaż trochę w nim za dużo przepychu i złota, brak mu tej godności Lodu, ale też przyjemny dla oka. Młody Lannister też zresztą wygląda jak należy. W końcu po trzech sezonach tułaczki może odetchnąć w domu z ukochanym ojcem i siostrą. No prawie. Ojczulek jak zwykle wymaga od niego za dużo, każe mu zerwać kolejną przysięgę w końcu co to za rycerz bez rączki. Jamie jednak postawia się ojcu i daje mu to satysfakcję, ten jego łobuzerski uśmiech. Widać, że dorósł przez podróż z Brianne i nie jest tak samo arogancki. Jednak wciąż kocha siostrę. Podobają mi się te napięte relację w tej pokręconej rodzince. On spędził miesiące w niewoli, a Cersei i tak go obwinia, że nie był przy niej i sama topi smutki w alkoholu jak jej znienawidzony brat. Tacy podobni! Również synek się z niego wyśmiewa, szydzi z niego, że dał się złapać w niewolę gdy to on wygrał wojnę. Do tego pokazano jeszcze księgę z dziejami Królewskiej Straży - jeden z moich ulubionych motywów wątku Jamiegie. To wszystko tylko sprawia, że to jedna z moich ulubionych postaci. Teraz czekać by zobaczyć jak sobie poradzi w walce lewą ręką.
- należę do nielicznego grona, które nie przepada za Tyrionem. Jednak w tym odcinku sceny z nim bardzo mi się podobały. Śmieszna z Bronnem i Podrickem podczas powitania gości, dramatyczna w rozmowie z Oberynem oraz nieudane próby pocieszenia Sansy i niechęć do Shea. Wie co się dzieje, że ten kurwidołek niedługo się zawali, a wraz z tym jego pozycja. Walczy o przetrwanie i nie ma czasu na uciechy tylko stara się rozwiązywać potencjalne konflikty zanim jeszcze wybuchną. Scena z powitanie Martellów podobała mi się też z innego powodu niż odrobina humoru - działa się na otwartej przestrzeni, a w tle było sporo statystów.
- samo przedstawienie Oberyna nie rozczarowało. No może prócz zbyt długiej ekspozycji i nagości. Wizyta w domu publicznym z nałożnicą wiele mówi o zwyczajach w Dorne i bardziej liberalnym stosunku do stosunków. Gdy zabrzmiały Deszcze Castamere wiadome było, że poleje się krew. Tylko tym razem Lannisterów. Dla odmiany. Co jest zwiastunem przyszłych wydarzeń. Bo Oberyn przybył się tu mścić za śmierć siostry i jej dzieci. Już nie mogę się doczekać walki z Górą. Co akurat spoilerem wielkim nie jest skoro było przedstawiane w zwiastunach. Czekam też na przedstawienie reszty mieszkańców Dorne i pewnego sławnego halabardzisty.
- Dany to kolejna z grona mniej lubianych postaci. I jak za nią nie przepadam to na jej zwierzaczki mogę patrzeć i patrzeć. Smoki urosły, zrobiły się bardziej agresywne i zwiastują kłopoty. Już buntują się przeciw matce, a nie są wcale takie duże. Za sezon lub dwa szykują się wspaniałe sceny z ich udziałem. Sama Dany dalej romansuje z Dhario (zmiana aktora na lepsze), pokazuje swoją siłę (lub arogancję) i kroczy by wyzwolić kolejne miasto. No nic przeżyję jakoś ten wątek. Póki będą się pokazywać jej pupilki. I Szary Robak bo za nim też przepadam.
- Brienne dalej siedzi w Królewskiej Przystani. Bo gdzieżby miała się udać? Wrócić do Tarthu gdzie jest wyśmiewana przez ojca? Bo Sansy nie ma komu zaprowadzić i Jamie dobrze mówi, że paradoksalnie to tutaj jest najbezpieczniejsza. Co do Sansy to trochę za późno przypomniano o Dantosie, powinien wcześniej się pojawić jeszcze przed wyjazdem Littlefingera.
- na Murze wiele się nie działo. Czarna Straż się szkoli, Jon martwi się o swoją jaki i Straży przyszłość i jest sądzony przez radę. Niewiele. Oczywiście jak w takich sytuacjach bywa generałowie wiedza najlepiej i nie ma co się szykować do obrony. Nienawidzę tego motywu w filmach. Ciekawiej było z Dzikimi. Schowali się  malowniczym wąwozie i szykują się do ataku. Przybyli za to Thennowie. I są upiornymi kanibalami. Chyba podpatrzyli trochę przepisów od Hannibala bo serwują niemal to samo danie, ale brakuje im talentu w kuchni.
- końcówka odcinka należała do Ogara i Aryi. Świetne dialogi z Łaskotkiem jak tamten opowiada, że tortury stały się taką codziennością, że nie sprawiają już przyjemności. Jednak dobrze, że jest wojna bo można do woli rabować i grabić w imię króla oczywiście. Wyraźny wydźwięk antywojenny tej sceny. Tak jak ostatni widok na zniszczone tereny aż po horyzont. Przyszła wojna wielkich panów, a ucierpieli najbiedniejsi. Zmieniła też ludzi. Aryia to dalej dziecko, ale jest ogarnięta rządzą zemsty i nawet nie ma wyrzutów jak zabija jednego z bohaterów jej litanii. Mocna scena gdy bez mrugnięcia go przebija odtwarzając to samo co on zrobił jej przyjacielowi. Przy czym dla niego była to kolejna z ofiar. Sama walka Ogara została niesamowicie zrealizowana. Walka na miecze w ciasnym pomieszczeniu efektowna i czuć było potęgę jego ciosów.
- mimo, że było o czym pisać to i tak w odcinku zabrakło Stannisa, Brana, Theona z Ramseyem, Littlefingera, Varysa, Davosa czy Gendryego. Oj będzie co oglądać w tym sezonie i liczę na jak najwięcej odstępstw od książki.

OCENA 5/6

Hannial S02E06 Futamono
- kolejny niesamowity odcinek Hannibala. Nie wiem jak oni to robią, ale z tygodnia na tydzień udaje im się podtrzymać zainteresowanie i napięcie mimo, że jeden z dwóch głównych bohaterów siedzi w więzieniu. Fuller jesteś geniuszem! Dlatego tym bardziej chce mi się płakać z powodu zrezygnowanie z jego nowego serialu przez stację Syfy.
- jak można się było spodziewać próba zabójstwa Lectera będzie miała katastrofalne konsekwencję. Oczywiście Hanni nie będzie się od razu mścił i wpadał w szał mordowanie, to tak bardzo nie w jego stylu. On ma plan. A raczej nad nim pracuje. Alanie mówi o tworzeniu nowego utworu, widać jak gra na klawesynie tylko, że jego pasję są zupełnie inne. Cały czas rozmyśla o jednej wielkie symfonii. Pierw odreagowuje poprzez człowieka-drzewo, ale to tylko przystawka. Dopiero na końcu odcinka jest zadowolony ze swego dzieła. Oczyszczenie Willa, zbliżenie się do Alany, naprowadzenie Jacka na trop Miriam i uwolnienie Gideona. Wszystko jest na swoim miejscu, teraz tylko doprowadzić swoje dzieło do końca. Jest tylko jedna niewiadoma - Jack z wątpliwościami. Chyba tylko tego nie wziął pod uwagę. Swoją drogą fenomenalny moment gdy Hannibal orientuje się, że Jack go podejrzewa. To tyknięcie zegara było niesamowicie na miejscu. Trochę jak w kreskówkach, ale pasowało do tego serialu.
- Will siedzi w klatce, ale niedługo będzie mógł z niej wyjść. Tylko jak się to odbije na jego psychice. Może w rozmowach z Jackem i Lecterem twierdzi, że się nie zmienił, ale oszukuje ich, czuje, że jest kimś innym co pięknie pokazują jego transformację z rosnącym porożem i upodobnianie się do Hannibala. Ciekawie też wyglądają sceny z Hannibalem gdzie Will mówi, że nie ma poczucia rzeczywistości i rozmawia o kłamstwach. Jak bardzo to pasuje do tego co działo się w pierwszej serii i tego co w drugiej. Wtedy to Hannibal grał na Will teraz jest odwrotnie. Nie mogę się doczekać ich pierwszej prawdziwie szczerej rozmowy.
- Gideon pogrywa sobie z wszystkimi. Z  Chiltonem, Jackem i Willem. Wszystko jednak miało jeden cel - ponownego spotkania z Lecterem. Przez co sprowokował pobicie i wylądował na izbie. Chorych. I co za pięknie-obrzydliwa scena zbrodnia dla agentów Jacka! Trup wiszący na linkach, a pod nim jelita. U Hannibala nic się nie marnuje. Mógł po prostu zabić, ale po co skoro można z tego zrobić małe dzieło sztuki. Nie marnują się też nóżki Gideona. O matko co za upiorny moment. Lecter tworzy piękne danie, opowiada o nim, częstuje Gideona, a potem okazuje się, że to jego noga jest na talerzu. Spełniło się jego marzenie, poznał Rozpruwacza i zasiadł z nim do stołu. I mu smakowało. Chyba to było najbardziej przerażające w tym momencie.
- Chilton jedną sceną skradł ten odcinek. W końcu pewnie trafi na talerz, ale ja się ciesze póki jest. Wyzwał Lectera na pojedynek, myśli, że są sobie równie, ale bardzo się myli. Nawet sam zaczął go podejrzewać, ale mimo wszystko udał się na jego przyjęcie. Jest tak arogancki, że uznał to za idealną przykrywkę by nie wzbudzać podejrzeń. Tylko, że Hannibal puszcza mu oczko. Tak! W ten jeden delikatny sposób dał mu do zrozumienie, że o wszystkim wie i jego na śmierć przeraził.
- Hannibal perfekcyjnie zagrał też na Alanie. Zbliżył się do niej by uderzyć w Willa, ale też ją wykorzystał. Grał skrzywdzonego przez los i ofiarę wzbudził w niej sympatię by w końcu trafili razem do łóżka. Już wcześniej byli ze sobą blisko, ale teraz Lecter postanowił z tego skorzystać bo w końcu mogło to przynieść mu jakiś pożytek. Zapewniło alibi oraz skrzywdzi Willa.

OCENA 5.5/6

Hannibal S02E07 Yakimono
- w zeszłym odcinku Hannibal napisał swoją symfonię i wystukał pierwsze takty, w tym doszło do jej rozwinięcia i gran finale. Oklaski dla pana dyrygenta! Wszyscy skakali tak jak tego zapragnął, jak po sznurku. Nie brakowało też zaskoczeń, ale nie były one wielkiego kalibru. Ten odcinek był spektaklem i oglądało się go z prawdziwą przyjemnością.
- pozostaje tylko żałować, że to koniec Chiltona i pożegnanie Raula Esperza. Będę za nim tęsknił bo przez kilka ostatnich odcinków na prawdę go polubiłem. Jako jedyny zaczął wierzyć Willowi, bał się o swoje życie, ale też walczył z nieuniknionym. Nie miał jednak szans wygrać z prawdziwym mistrzem manipulacji. Hannibal wrobił go w taki sposób, że nie pozostawia to wątpliwości. Aż za dobrze bym powiedział. Nie wiem jak Jack mógł w to tak szybko uwierzyć, ale szybko prawdy nie pozna bo Miriam pozbyła się Chiltona. Ostatni akord jakże efektowny. I co za piękne ujęcie z dziurki w szybkie na twarz Lass! Jej flashbacki nie pozostawiają złudzeń - Hannibal zmanipulował ja by myślała, że to Chilton. Trochę szkoda bo miałem nadzieje, że przez dłuższy czas jej postać pozostanie niewiadomą bo równie dobrze mogła przejść na stronę Lectera. Ciekawe też czy skoro ona przeżyła to czy jest szansa na powrót Abigail w końcu jej ciała też nie widzieliśmy. Zastanawia mnie też czy aby na pewno Chilton zginął. Jego postrzał nie wyglądał jakoś poważnie od frontu.
- Will wyszedł z wariatkowa i od razu wrócił w teren. Co ciekawe nie czekał aż zostanie sam, a od razu przeszedł do wizualizacji zbrodni. Jedna zmian jakie w nim zaszła? Skonfrontował się też z Hannibalem i niczego nie wskórał. Czy to było jego celowe zagranie i wyrachowana gra i być wstępem do finalnej sceny? Zaskoczyło mnie to co się stało. Na prawdę. Zadbany Will, w nowej koszuli i zaczesanymi włosami przychodzi do Hannibala i prosi o terapię. Zaczyna się nowe rozdanie! Hannibal zdobył przyjaciela, dostał to czego chciał, ale to teraz Will będzie się z nim bawił podczas ich rozmów. Tak bardzo czekam na kolejny odcinek.
- zdjęcia w tym serialu są prześliczne - wiadomo. Ale dźwięk też robi swoje. Nie tylko muzyka klasyczna, ale te całkiem niespodziewane odgłosy chrobotania czy opadające krople wody. Na prawdę kapitalna robota budująca klimat tajemnicy i zagrożenia.

OCENA 5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E16 End of the Beginning
- wiecie co, od paru tygodni bardziej czekam na nowe odcinki SHIELD i lepiej mi się ogląda ten serial niż Arrow. I nie zamierzam się tego wstydzić. Dalej ma swoje problemy jak np. słabiutki Deathlock i kulejący czasami humor, ale daje mi więcej funu i mniej irytuje. Wolę tez gdy odniesienie do komiksów czy MCU są subtelne i powoli wprowadzane niż np. wpychanie Birds of Prey czy Suicide Squad na siłę do Arrow i pianie odcinka przez kompletnych amatorów.
-  sam odcinek bardzo fajny, dużo akcji, ale też znaczący fabularnie. Gonienie za podejrzanymi wyszło dobrze. Ładnie reżyser poradził sobie z oszukiwaniem widza. Trzy sceny, w których czeka się na zasadzkę i ostatecznie ma ona miejsce tylko w jednej. Walka może wyszła trochę drętwo, ale tutaj też dałem się oszukać. Bo zacząłem narzekać jak to bez sensu po wystrzeleniu pięciu naboi Blake zmienia magazynek. Tylko, że to miało sens bo strzelił do niego inną amunicją.
- samo spotkanie z Jasnowidzem satysfakcjonujące. Jeśli wierzyć przepowiedni, że Skye zginie to zrobi się jeszcze ciekawiej. Myślę jednak, że to są wątki na przyszły sezon, a podwaliny pod to mogą zostać położone w Guardians of the Galaxy. Teraz wszystko będzie się kręciło w okół SHIELD i nawiązywało do Winter Soldier. Filmu jeszcze nie widziałem, staram się trzymać z dala od spoilerów, ale nie da się ich w całości uniknąć. Opierając się na stan obecnej wiedzy mogę wywnioskować, że SHIELD zostało zinfiltrowane, toczy je rak, a agencja nie jest już taka jak kiedyś. Dlatego Fury powołał niezależna jednostkę Culsona która dziwnym trafem kręciła się cały czas koło Jasnowidza. Czy Hand nim jest? Nie dam sobie uciąć ręki. Czy May dla niej pracuje? Nie sądzę. Raczej zdaje raporty Furyemu o stanie Culsona. Czy w takim razie Ward jest zdrajcą? Nie koniecznie. Zabijając domniemanego Jasnowidza mógł wykonywać rozkazy Victorii lub innego wysoko postawionego członka SHIELD. Kto zatem steruje samolotem? Autopilot? A może Ward jest zły i w finale zginie? To by była odważna decyzja. Jest też jeszcze inna możliwość. Tripplet mówi, że jego rodzina są jak Kennedy. Czyli bogaci, mający wpływ na politykę. Więc może dba o interesy swoich? Albo jego rodzinka też pracuje w SHIELD, jest wyższa rangą i od kogoś takiego dostał rozkaz. No w końcu serial zrobił się interesujący i można poteoretyzować!

OCENA 4/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E17 Turn, Turn, Turn
- najlepszy odcinek serialu! I co hejterzy? Warto było się męczyć przez kilka odcinków i czekać aż zostanie zrobiony użytek z MCU. A nawet jeśli się nie przepada za Marvelowym światem to trzeba być pod wrażeniem tego jak udało się skoordynować skrypt serialu z filmowymi wydarzeniami. Nie widziałem jeszcze Winter Soldier, ale z dnia na dzień mam coraz większe przeczucie, że dużo tracę. Zwłaszcza, że serial tak mocno jest powiązany z wydarzeniami z filmu, że sporo spoileruje. Pozostaje tylko żałować, że cały serial jest głównie telewizyjnym spin-offem Winter Soldier, a nie całego uniwersum. Cały sezon był budowany pod te wydarzenia, większość wątków ma tutaj kulminację i tym bardziej uwidacznia jak po macoszemu potraktowano historię z Thora 2. Oby w przyszłym roku więzi między światem serialowym i filmowym zostały mocniej zaciśnięte.
- do samego odcinka nie mam zbytnio zastrzeżeń. Był świetnie zrobiony, dobre dialogi, trochę humoru i angażowanie widza od początku do końca. Zgadywanie kto jest dobry, a kto zły i czekanie na kolejny zwrot akcji dawało mi mnóstwo frajdy. Tak jak oglądanie każdego z członków drużyny. Nawet Skye i Ward byli do zniesienia. May dostała ciekawą historię i potwierdziła się moja teoria, że raportuje Furyemu stan Culsona co zmieni dynamikę tej dwójki. Co ciekawe to ona zebrała zespół, a nie Culson. No nieźle.
- jednak najważniejsze były wydarzenia w SHIELD i powrót Hydry. Scenarzyści doskonale pokazali chaos i ten stan gdzie nie można ufać nikomu, trzeba kwestionować działania bohaterów i zastanawiać się czy to Hydra czy SHIELD. Ogromnie jestem ciekaw jak pokazano to w filmie. Udanie serial manipulował widzą. Koniec w zeszłego odcinka sugerował, że Hand jest zła, przez dłuższy czas pozwolono w to uwierzyć, a potem pokazano, że jest odwrotnie, a to Garrett okazał się tajemniczym Jasnowidzem. Nie Hand, a ona. Zaskoczenie.
- jednak nie takie jak zachowanie Warda. Zabicie "Jasnowidza" było ciekawe, budziło dużo pytań, a zamordowanie Victorii stwarza ich jeszcze więcej. Jedna z moich teorii potwierdza się - on jest kretem w drużynie, a wywiady z twórcami mówią, że tak było od początku. Odważna decyzja. Tylko jak się to ma do jego relacji ze Skye? To wyrachowane działania czy rzeczywiście emocjonalnie się angażuje. Czy na pewno był członkiem Hydry odkąd pracował z Garrettem czy może wywiady trochę oszukują? Bo może to teraz on infiltruje Hydrę? Broń dostał od Victorii, pomysł z zabiciem Jasnowidza był dziwny, może to wszystko teatrzyk i broń miała jakieś specjalne naboje? Tylko czemu ma taki nieobecny wyraz twarzy jakby wszystko było stracone. Autentycznie chcę się oglądać dalej.
- wydarzenia z tego odcinka mocno wpłyną też na przyszłość serialu. SHIELD jako organizacji praktycznie już nie ma, Culson jest jednym z najwyżej postawionych agentów. Do tego jeszcze Fury rzekomo nie żyję. Lub pozoruje swoją śmierć by móc odbudować nowe i lepsze SHIELD, a Culson mu w tym ewidentnie pomoże. Może na tym będzie się skupiał drugi sezon? Na pewno moja teoria sprzed kilku odcinków gdzie w finale sezonu Culson i jego zespół wylecieć z SHIELD już nie aktualna, a może się dziać coś zupełnie odwrotnego. Co ważne to nie jedyny wątek, który będzie się w przyszłości przewiał. Przecież jest jeszcze tajemnicze pochodzenie Skye, Dethlock, niebieski alien i zbliżające się premiery Avengers 2 i Guardians of the Galaxy. Właśnie wiatr zawiał w żagle tarczy oby tylko nie trafił na ścianę w postaci anulowania serialu przez ABC.

OCENA 5/6

Person of Interest S03E19 Most Likely To...
- zaskakujący początek odcinka ze śmiercią numery. Nie często się zdarza, że osoba którą bohaterowie mają chronić ginie. Tutaj było to zawiązaniem akcji. Tylko szkoda, że zamiast poświęcić odcinek Czujnym większość dotyczyła kolejnej ofiary/sprawcy. Zjazdy szkolne to nic nowego w serialach, wychodziły lepiej i gorzej. W PoI było dużo komediowych scen i luźnego klimatu. Oglądało się jak zwykle bardzo dobrze, ale trochę się kłóciło z klimatem i oczekiwaniami jakie zafundowały pierwsze minuty. Dobrze, że Shaw i Reese mieli jednak trochę do roboty pod koniec epizodu.
- wolałbym żeby większość czasu dostał Finch z Fusco w Waszyngtonie oraz walka z Vigilance. Root też jak na lekarstwo. Jednak to co się działo będzie miało dalekosiężne konsekwencję. Do internetu wyciekł projekt finansowania Zorzy Polarnej, ludzie zaczęli zadawać pytania o inwigilację, a Kontrola wyłączyła operację. Czyli co, w finale jakiś poważniejszy zamach terrorystyczny? I co takiego będzie robił Harold w stolicy?
- cudowna scena jak John wbija do pokoju Shaw i rozpakowują walizki pełne broni. Albo każdy kolejny policzek który Rees dostawał.

OCENA 4/6

The 100 S01E04 Murphy's Law
- lubię ten serial, odcinek też mi się podobał, dobrze się go oglądało, kilka zwrotów akcji, dynamicznie i mało głupot tak charakterystycznych dla seriali The CW. Jednak jednej rzeczy znieść nie mogę - seks Clarke z Finnem. No serio? Pozbyto się jednego boku z wielokąta miłosnego to teraz gmatwają jeszcze sytuację. Fajnie, że zamiast wymieniać spojrzenia i trzymać się za rękę bohaterowie idą na całość, ale nie wtedy gdy na Ziemię przybywa Raven. Zbyt tani chwyt, zbyt naiwne.
- sam odcinek to reperkusję poprzedniego. Szukanie mordercy było szybko dobrze. Ciekawszy był lincz na Murphym, który został dobrze zrealizowany bo pokazuje jak działa motłoch. Wystarczyła mała iskierka i już rzucają się sobie do gardeł i przy okazji mszczą na swoim oprawcy. Pięknie też pokazano różnice między dwoma przywódcami - Clarke i Bellamym. On oportunista, ona robi to co uważa za słuszne, ale przy tym uczy się na wydarzeniach z tego odcinka.
- nie spłycono też wątku Charlotte. Clarke chcę tej wyimaginowanej sprawiedliwości, ale nie chcę samosądów. Pomaga dziewczynce, ale nie jest jej przyjaciółką. Ona za to czuje się odrzucona i postanawia z tym skończyć. Może to trochę naciągane, że była w stanie popełnić samobójstwo, ale scena nie wypadła banalnie.
- cieszy mnie też, że obóz się rozbudowuje, budowane są fortyfikację i pełnione warty. Ludzie z The Walking Dead mogliby podpatrzyć trochę rzeczy. Zaskakujące jest dla mnie, że wciąż nie udało się połączyć z Arką co buduje fajny klimacik niepewności co do przyszłych wydarzeń.
- jeśli chodzi o samą Arkę to trochę nowego pokazano. Dziwny kult Ziemi i handel kontrabandą. Do tego pojmano Abby i Raven poleciała na Ziemię. Jestem ciekaw jak zareaguję na to Kane. I czy znowu będzie próbował doprowadzić do egzekucji. Czy może zajmie się masowym mordem by wydłużyć życie pozostałych przynajmniej do czasu odzyskania łączności.

OCENA 3.5/6

The Shield S03E12 Riceburner
- w ten sposób Koreańczyków jeszcze nie pokazali w serialu. Większych różnic między Latynosami nie ma - wewnętrzna solidarność, nienawiść do obcych i chęć wypracowania większej ilości praw. Podoba mi się jak w The Shield przedstawiana są poszczególne grupy etniczne i przekrój całego miasta. Jednak krycie mordercy dzieci przez przyjaciela Acevedy wydaje mi się trochę naciągane. Naloty na miasto i pozyskanie nowego informatora wyszło całkiem fajnie, najbardziej podobała mi się atmosfera zagrożenia podczas kolejnych przeszukań.
- w tle rozwijały się powiązane wątki rodziny Vicka i pociągu z forsą. Dobrze jest to rozpisane, widać zależność i absurd sytuacji - kasa jest, ale nie można jej użyć. Podejrzany Dutcha pewnie długo podejrzanym nie zostanie i Ormianie się z nim rozprawią. Vick też zrobi coś głupiego. Romans, problem z dzieckiem, zaszczucia i uczucie, że nie może polegać na przyjaciołach zrobią swoje.
- wątek napadów też wyszedł bardzo dobrze. Maltretowana żona chcę uciec od męża, ale potrzebna jest kasa. Najlepsze w tym były rozmowy Wyms z Dutchboyem. Bo on po rozmowach z Faulksem trochę przejrzał. Nie szufladkuje jak kiedyś podejrzanych tylko próbuje ich zrozumieć, wziąć pod uwagę inne opcję. Koniec sprawy tragiczny, tym bardziej podkreśla go obojętność właściciela sklepu.
- nie mogło zabraknąć wątku humorystycznego w postaci polowania na skradzione krzesła przez Danny, Juliena i informatora Vicka, który podbiał do pani funkcjonariuszki. I ta spadająca cena krzeseł. Ulica nie zna się na współczesnej sztuce nowoczesnej.

OCENA 4.5/6

Vikings S02E07 Blood Eagle
- uwielbiam mistyczne sceny w Wikingach. Tutaj udało się wytworzyć ten nastrój podczas egzekucji jarla Borga. Nie jest to może "most shocking moment in television" jak zapowiadały zwiastuny, ale zostały to znakomicie zrealizowane. Kamera nie pokazywała szczegółów tworzenia orzełka, ale to nie było wcale potrzebne. Wystarczyły reakcję obserwatorów, nastrojowa muzyka i cała inscenizacja przypominająca religijny rytuał. Ragnar w białej szacie i jego ofiara dostępująca podczas śmierci wywyższenia i zaszczytu wstąpienia do Walhalli. 
- ten odcinek umiejętnie też pokazuje podobieństwa i różnice między dwoma światami na przykładzie małżeństwa. U Anglików mamy poważną atmosferę, sztywny rytuał i aranżowany ślub, a w Skandynawii pełną improwizacji i entuzjazmu ceremonię, również z pewnymi rytuałami, ale widać było radość ludzi. Podobieństwa są za to między Ragnarem, a Ekbertem. Obaj muszą zawierać trudne sojusze by zwiększyć swoje wpływy.
- Lagherta wróciła i to jako jarl! Nieźle się dorobiła i co najważniejsze cała rodzinka uda się na wycieczkę krajoznawczą do Anglii. Już nie mogę się doczekać kolejnych podbojów i spotkania ze starym przyjacielem. Bo Atlestein musi się pojawić i wybrać życie jakie chcę wieść.
- w tym odcinku pojawiły się świetne sceny z Ragnarem, w końcu nie był taki wycofany. Pijacka zabawa z Torsteinem była zabawna. Jednak to podsłuchiwanie i obserwacja swoich ludzi by wiedzieć co się dzieje w Kattegat wiele o nim powiedziała. Do tego dalej prowadzi swoją intrygę. Słucha się Horika, nie chcę znieważyć króla bo sam nim chcę zostać, a wtedy dałby zły przykład. Cwana bestia.
- Rollo dalej jest wodzony na pokuszenie, Floki chcę trochę samodzielności, Bjorn zaufania od ojca, a Aslaug ma problemy z ciążą. Pomniejsze wątki odcinka, ale świetnie się je ogląda, brak zbędnych scen, każda mówi coś o postaciach czy społeczeństwie. A gdy trzeba pokazane są te uwielbiane przeze mnie krajobrazy w których można się zakochać.

OCENA 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz