Specjalnie dla moich czytelników wrażenie z ostatniej Gry o Tron w tym roku trochę wcześniej niż w niedzielę :)
Bez wątpienie najlepszy finał sezonu. Chciałoby się rzecz, że do
czterech razy sztuka. Poprzednie były raczej epilogami sezonów, momentem
by pożegnać się z bohaterami przed przerwą, a redefiniujące i emocjonujące wydarzenia
działy się w dziewiątych odcinkach. Tym razem mięsko było trzymane na
sam koniec i było dobrze wypieczone, smakowicie podane, ale zabrakło
kilku składników. Brak Sansy, Petera, Theona, Boltonów, knowań
Melissandre lub Żelaznych Ludzi to lekkie rozczarowanie. Nie było też
Lady Stonehearth i obawiam się, że jej debiut będzie dopiero w finale
przyszłego sezonu. Takie coś zasługuje by być cliffhangerem przed długą przerwą. Jednak sam
finałowy odcinek miał świetne tempo, wolno się rozkręcał, ale potem jak
przywalił z płaskacza gdzieś po 25 minutach już ciężko było oderwać
wzrok.
Może zaczną od Królewskiej Przystani. W końcu była TA
scena! Jednak zanim do tego doszło Cersei znowu pokazała swoje oblicze.
Ostatnie zwycięstwo nad Tyrionem ją uskrzydliło i doszła do wniosku, że
cały świat leży u jej stóp i tylko czeka na jej rozkazy. Jej arogancja
jest ogromna co odbije się na losach całego Westeros. Bo gdy Tywina już
nie ma to ona będzie najsilniejszą postacią w państwie. I już nie mogę
się doczekać jej Walk of Shame. Powinna to być jedna z mocniejszych
scen przyszłego sezonu. Odcinek dziewiąty? Jej, ale pięknie by to
wyglądało na jednym kilkuminutowym ujęciu kamery.
Po tym odcinku
nasuwa się ciekawa analogia - Tywin okazał się postacią niesamowicie
podobną do Neda. Tylko zamiast zaślepienia honorem, które często
wpływało na jego trzeźwy osąd i podejmowanie decyzji Lannister
bezgranicznie polegał na swojej rodzinie. Nie wierzył w plotki dotyczące
dzieci, zlekceważył Tyriona i przez to zginął. Do samego końca był
pewien, że syn go posłucha, że przemówi mu do rozumu. No i się nie
udało. Tyrion już miał dość kłamstw, bycia wyzyskiwanym i poniżanym więc
postanowił zemścić się na staruszku. Do wychodka poszedł z zamiarem
zabicia ojca i to też uczynił. Ciekawe ile osób będzie go broniło po
tym. Ja w tym momencie straciłem do niego całą sympatię, ale jestem ciekaw
jak serial poprowadzi jego dalsze losy i czy szybko rozdzielą go z
Varysem. Poza tym lubię takie niejednoznacznie moralnie postacie, a podczas ich oglądanie nie muszę im wcale kibicować, a nawet wolę jak cierpią. Taki sadysta ze mnie. Jednak najbardziej chcę zobaczyć wyrzuty sumienia u Jamiego.
Przecież jest pośrednio odpowiedzialny za śmierć ojca. Jego przemiana
zaczęła się jakiś czas temu i chcę by trwała dalej. Tym bardziej, że będzie teraz jeszcze bardziej kuszony przez siostrę.
To może
teraz od Północy. Tej bliższej. Dalej uważam, że wątki na Murze są źle
prowadzone, brak snucia wizji zagłady królestwa i poczucia realnego
zagrożenia. Najśmieszniej wygląda 100 tysięczna armia Mance'a. Jon
wychodzi z Czarnego Zamku, idzie prosto przed siebie i trafia
bezpośrednio do namiotu głównodowodzącego. Stannis to samo, bez żadnego
rozpoznania jego jazda trafia w samo serce armii. Ciężko mi na to
przymknąć oko. Źle też są prowadzone relację Starków ze swoimi
zwierzaczkami. Duch pokazuje się od czasu do czasu, Jon nawet się z nim
nie pożegnał gdy szedł na śmierć. Już nawet pomijam to, że Arya nie
wspomina o swojej Nymerii.
Jednak scena w namiocie Mance'a była
świetnie napisana. Z humorem, ale czuć było też napięcie. I tutaj też
ciekawa paralela - Jon łamie się jadłem, pije bimber (klisza z krzywieniem ryja po niespodziewanie wysokim woltażu napoju...), a
równocześnie planuje morderstwo gospodarza i wzięcie przykładu z Freyów i Krwawych Godów tylko na mniejszą skalę. Przybycie Stannisa wyglądało
epicko, świetnie wyglądała jazda i oskrzydlanie wroga.
Wydarzenia na Murze nabiorą teraz rumieńców skoro spotkały się tutaj
trzy długo prowadzone wątki i frakcje. I oby scenarzyści teraz przy tym
przysiedzieli bo na razie mimo, że wizualnie i technicznie ładnie to
wygląda (ach ten widok na Mur!) to słabo jest to pisane. Dobrze, że
Goździk nie było, ale już własnoręczne palenie Ygrette przez Jona
niepotrzebne. Już lepiej byłoby poświęcić ten czas na ważną i
emocjonalną rozmowę Tyriona z bratem o pewnej kurwie z przeszłości co
niepotrzebnie wycięto.
Na prawdziwej Północy wątki czerpane są
już z Tańca ze Smokami i bardzo prawdopodobne, że przyszły sezon
wyprzedzi książkę co mnie niezmiernie cieszy. Spotkanie Brana z wroną i
Dzieckiem wyszło zaskakująco efektownie. Dobra sieczka z szkieletami i
sporo dramatyzmu. Mam tylko trochę mieszane uczucia co do efektów - z
jednej strony zachwycały szczegółowością i naturalnością wyglądu
szkieletów, ale z drugiej animacja momentami była jak z Jazona i
argonautów, jakby zabrakło kilku klatek. Przy okazji udowodniono, że
Bran dalej jest tylko dzieckiem, nie zna swojej roli i marzy tylko by
odzyskać władzę w nogach.
Ten odcinek miał świetną muzykę oraz
zdjęcia z czego najlepiej pod tym względem wypadł pojedynek Brianne i Ogara. Już pal
licho, że nie powinni się spotkać w tak zupełnie przypadkowy sposób, a
Westeros uległo jakiemuś magicznemu skondensowaniu na potrzeby serialu.
Świetna scena walki z zdjęciami z m.in. z helikoptera i oddali z dużą
ilością cięć zmieniających perspektywę, ale nie wprowadzających chaosu. I
udźwiękowienie podczas walki! I nie chodzi tylko o nowy kawałek od
Djawadiego, ale też o jego nagłe zakończenie gdy Ogar złapał miecz, a
potem jedynie odgłosy brutalnej walki, okładania się pięściami,
miażdżonego ciała, zgrzytających płatów zbroi i wściekłych krzyków
walczących. Kurde, to chyba najfajniejsze starcie serialu. Przy okazji
scenarzystom znowu wyszedł zabieg gdzie z pozytywnego bohatera robią tego
złego jak Brianne rozbiła świetny związek Ogara i młodej Starkówny.
Śmierć Pieska czy raczej konanie to kolejna świetna scena odcinka i też
ma pięknie skonstruowane paralele. Pierwsza z nich to do wcześniejszego
spotkania z konającym wieśniakiem. Druga do Góry. Dwaj Cleagenowie konają w tym samym momencie po morderczym pojedynku. Co za ironia! Świetna była kamienna twarz
Aryi wysłuchującej monolog Ogara i odmawiającej zadania miłosiernego
ciosu. Młoda nauczyła się, że śmierć może być też ukojeniem i nie chcę się nad nim zlitować. Nie tłumaczy się, bierze tylko sakiewkę i odchodzi nie wypowiadając nawet słowa. Następny
sezon to będą jej zabawy w Bravos. Z jednej strony nie mogę się
doczekać, ale z drugiej denerwuje mnie ten jej samodzielny wątek. Może
twórcy poprowadzą go lepiej niż w książkach i Arya nie będzie taka
przefajnowana.
Tytuł odcinka można interpretować na kilka
sposobów, ale najtrafniej odnieść go do wątku Danki. I muszę przyznać,
że przyjemnie jest patrzeć jak ta bohaterka cierpi. Przez bodajże dwa
sezony miała z górki to teraz fekalia uderzyły w wiatrak i atakują ze
wszystkich stron. Nie tak łatwo jest rządzić miastem, a co dopiero
Westeros. Niewolnicy nie chcą być wolni, a smoki, które miały być jej
największą zaletą przysmażają tylko kłopotów. Piękna scena z zakuwaniem
ich w łańcuchy, rozdzierająca muzyka pełna smutku, cudne zdjęcia i
krzyki paniki i wyrzutu w stronę matki od smoków. Cała akcja z smokami
też strasznie ironiczna. Źródło siły Dany zakute w łańcuchy przez
kobietę, która ma przydomek Breaker of Chains.
Im dłużej myślę o
tym odcinku i przeglądam jego fragmenty podczas pisania recapu coraz
bardziej go doceniam. Nawet się tego nie spodziewałem, że tak
szczegółowo go dopracowano. Budżet na ten odcinek musiał być ogromny.
CGI, zdjęcia, nowe kawałki muzyczne, nowe lokacje czy masa statystów,
ale też scenariusz najwyższej próby (chociaż pewne poprawki by się
przydały). Do tego zwroty akcji, które zmienią oblicze serialu. Jest to
zdecydowanie jeden z najlepszych odcinków najlepszego sezonu. A teraz
uzbroić się w cierpliwość i oczekiwać na nową serię i wieści z planu.
Lipcowy Comic-con powinien trochę tego dostarczyć. A może Martin zrobi
niespodziankę i wyda szóstą książkę? Dobra, przepraszam to był głupi
żarcik
OCENA 5.5/6
Jak dla mnie scena walki Brienne i Ogara była najlepszym momentem finałowego odcinka!Brawo dla aktorów!
OdpowiedzUsuń