środa, 9 stycznia 2013

Honor Harrington VI: Honor wśród wrogów - David Weber


Szósty tom przygód Honor Harrington specjalnie nie zaskakuje. To wciąż świetna książka rozrywkowa z bogatym wszechświatem, ale niestety zabrakło czegoś nowego i rewolucyjnego. To jeszcze nie jest powód do zastanawiania się nad sensem kontynuowania cyklu, a jedynie małe ostrzeżenie. Bo kto bawił się dobrze do tej pory, będzie czerpał radość z lektury i tego tomu.

Honor wśród wrogów dzieje się ok. rok po wydarzeniach z Honor na wygnaniu. Tytułowa bohaterka dalej jest admirałem floty Greysona, a jej domena przeżywa ekonomiczny i kulturalny rozkwit. Jednak wojna trwa dalej, a dzięki manipulacji dawnych wrogów Admiralicja Królewskiej Marynarki Manticore przywraca jednego ze swoich najlepszych dowódców do służby. Nie jest to wymarzony przydział dla kogoś o jej umiejętnościach. Nie dość, że zwalczanie piratów ma odbywać się z dala od linii frontu i jest zajęciem niebezpiecznym to jeszcze Harrington musi zaprowadzić porządek na swoim okręcie.

Na przestrzeni blisko 400 stron nie zabraknie emocjonujących pojedynków, zasadzek, opisów techniki i historii Honorverse. Czyli tego w czym Weber jest najlepszy. Niestety cierpi przez to historia jako całość bo mamy powtórkę z rozrywki. Honor znowu jest potrzebna i znowu robi wszystko by pokonać zagrożenie, które okazuje się poważniejsze niż można się było spodziewać. Standard. Na szczęście nie jest to dosłowna kopia poprzednich tomów, a raczej wymieszanie niektórych elementów. Najbliżej książce do Placówki Basilisk ze względu na jej kameralny charakter. Niby Honor dowodzi grupą wydzieloną w skład, której wchodzą cztery statki, ale fabuła skupia się tylko na pokładzie flagowego Wayfarer. Sporo miejsca poświęcono podoficerom, pracownikom maszynowni czy zwykłym konfliktom wśród załogi. Wciąż jest to wycinek okrętu, ale nowy i wcześniej nie opisywany tak dokładnie.

Prócz samego skupiania się na części przygodowej Weber tradycyjnie zajął się innymi tematami. Tym razem bliżej przyjrzał się ludziom i złu, które w nich siedzi. Zarówno w mniejszej jak i większej skali. Pokazał też, że paradoksalnie wojna może być honorowa, zależy to tylko od ludzi którzy biorą w niej udział, a nie od strony po której walczą. Czasem można się zjednoczyć przeciw okrucieństwu i sadyzmowi, które są największym wrogiem człowieka inteligentnego. Nie jest to nic odkrywczego, ale trzeba docenić to że autor starał się urozmaicić lekturę i nie przedstawia wyraźnego podziału na dobrych i złych.Muszę też pochwalić tytuł, którego dwuznaczność idealnie pasuje do tego co się w niej dzieje.

Tradycyjnie została też poszerzona nasza wiedza o znanym wszechświecie. Tym razem Honor operowała na zachodniej granicy Królestwa Manticore więc bliżej poznaliśmy Imperium Andamarskie (skrzyżowanie Japonii z Prusami) oraz Konfederacje Silesiańską (z sektorami New Berlin, Breslau i Posen). Jestem godny podziwu jak autor przerabia znane motywy z historii i je uwiarygadnia na kartach cyklu. Dzięki temu jest on właśnie tak wiarygodny i nie razi swoją sztucznością. Ma się wrażenie, że coś takiego mogłoby się wydarzyć za te dwa tysiące lat. Największą tajemnicą wciąż pozostaje Liga Solarna, na opis której pewnie niedługo przyjdzie czas. Ja liczę, że wojna z Ludową Republiką w przyszłości przybierze na rozmachu i zasięgu bo szkoda się robi, że w takim wielkim wszechświecie akcja toczy się tylko w kilku systemach.

Co ważne nie czuć zagubienia podczas lektury. Oczywiście, zdarza się, że za nic nie można sobie przypomnieć kim jest dany człowiek, albo jakie są powiązania, ale na szczęście autor umiejętnie w książkę wplata prievosly on , które służy przypomnieniu najważniejszych faktów. Alice Thruman, Rafę Cordoness, bosman Harkness, Humpton – jeśli się ich nie kojarzy od razu to dialogi są tak prowadzone by przybliżyć najważniejsze wydarzenia z poprzednich tomów. Takie coś się bardzo przydaje w wielowątkowych cyklach i jestem jak najbardziej za to wdzięczny.

Niestety są też minusy, które muszę wypunktować. Chyba najbardziej irytowały dialogi. Zazwyczaj brakuje w nich dynamizmu. Niby spełniają rolę – służą do przekazania faktów i nakreślenia sytuacji, ale nie tak jak bym tego chciał ponieważ wymiana informacji zazwyczaj dzieje się w myślach bohaterów, a dialogi są tylko pretekstem by je uaktywnić. Przez co ciągną się one przez kilka stron, a tak naprawdę mało zdań jest wymienianych. Denerwujące jest też to, że zazwyczaj jedna ze stron przejmują w nich rolę dominującą, a druga tylko potakuje lub wtrąca kilka mało znaczących zdań. Rozmowy pełne napięcia i chemii między bohaterami to coś co należy do rzadkości. Powoli zaczyna mnie też denerwować ślamazarność cyklu. Niby to jest szósty tom, Honor już sporo zrobiła i zmieniła się, to i tak wciąż nie widać gdzie to zmierza i czy jest jakiś większy plan. Bo na dłuższą metę wojna z Ludową Republiką i walki kosmiczne prędzej czy później okażą się nudne. Chyba czas na scenę wprowadzić nowego aktora. Mogę przyczepić się też, że samej Honor nie było tak wiele jakbym chciał, ale tego nie zrobię bo lubię czytać o wydarzeniach z perspektywy innych osób.

W podsumowaniu nie będę zachęcał czy zniechęcał do tej książki bo przy takich gigantycznych cyklach jest to bez sensu. Jeśli komuś podobały się pierwsze dwie czy trzy to i po następną sięgnie. Natomiast jeśli ktoś nie przebrnął przez poprzednie tomy to i tych przygód Honor Harrington nie przeżyję.

OCENA 4/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz