czwartek, 7 lutego 2013

Honor Harrington VII: Honor w rękach wroga



Kolejny tom cyklu Honor Harrington to kolejne przygody dobrze znanych i nowych bohaterów, spora garść świeżych informacji o Honorverse i przede wszystkim dalszy ciąg wojny między Królestwem Manticore i Ludową Republiką Haven. Czyli to czego powinniśmy się spodziewać i do czego jesteśmy przyzwyczajeni po Davidzie Weberze. 

Zacznę  może od Honor Harrington bo to ona w końcu jest główną bohaterką całego cyklu, której wbrew początkowym planom autor nie uśmiercił w jednym z pierwszych tomów. Dalej jest żywa, sprawna i sprowadza nowe kłopoty na siebie i swoich wrogów. Tym razem ma ułatwione zadanie bo wróciła do regularnej armii  i ma uczestniczyć w walkach z Haven pod rozkazami samego Hamisha Alexandra, dowódcy 8 floty. Tak by to wyglądało gdyby nie jeden problem – Honor odkrywa, że White Haven coś do niej czuję przez co zgłasza się na ochotnika na rutynowy patrol. Jednak w jej przypadku nie ma czegoś takiego jak rutyna i można się spodziewać, że wpadnie w kłopoty. Jednak skala tych kłopotów byłaby nie do przewidzenia gdyby nie informacja z skrótowych informacji o książce co skutecznie zniszczyło część przyjemności z czytania. Ba nawet sam tytuł zdradza co się wydarzy więc nie będzie to wielkim spoilerem. Mianowicie Honor trafia do niewoli. Wiemy to jeszcze przed lekturą i przez cały czas czekamy aż to się wydarzy. A dzieje się to dopiero w 1/2 książki! Nie zrozumiałe jest dla mnie, że informacja która ma zachęcać do czytania zdradza największy twist fabularny. Bo Honor zostaje pierwszy raz pokonana i trafia do niewoli UB gdzie dowiadujemy się o ich okrucieństwie i o tym jakie metody stosują. Dobrze, że przynajmniej druga połowa tomu to niewiadoma przez co przyjemność „samodzielnego” przeżywania przygody jest ogromna. Weber poszedł o krok dalej i zamiast dać nowe niesamowite bitwy postawił bohaterkę i jej bliskich przyjaciół i podkomendnych przed zupełnie nowym i niespodziewanym zagrożeniem. I dlatego ten tom się tak dobrze czyta. Bo to coś nowego. No niby, bo dalej jest to walka o przetrwanie, ale  w zupełni innych warunkach. A przyszły tom zapowiada się jeszcze bardziej niespodziewanie bo ten zostawił nas z najlepszych cliffhangerem w serii.
Naturalnie nie wszystko kręciło się wokół Honor. Ester McQueen czyli nowa Sekretarz Wojny Ludowej Republiki oraz część jej ambitnych podwładnych zmieniają obliczę wojny. Więcej dowiadujemy się o niej samej oraz Theismanie, Caslecie i debiutującym w cyklu (chociaż nie zdziwiłbym się gdyby wcześniej był wspomniany) Tourvillu. Im więcej o nich czytamy tym bardziej każde z nich zyskuje głębię i wydaje się bardziej ludzkie mimo, że to tylko postacie wymyślone w czyjejś głowie. Co ciekawe nie toczą oni tylko walki z Manticore, ale też z własnym Urzędem Bezpieczeństwa. Pokazana jest ludzka bezwzględność i deprawacja przez władzę co szczególnie widać na przykładzie Cordeli Ransom, której decyzję mocno odcisną się na wojnie.

Wojna to nie wszystko o czym pisze autor. Poznajemy coraz więcej szczegółów świata, tak dużo że czasami ma się ich dość, a chcę się tylko dowiedzieć co dalej z wojną. Wiemy coraz więcej o Lidze Solarnej, lepiej poznajemy rodzinę Honor oraz historię treecatów. Z nimi wiążę się całkiem sympatyczny wątek, który nie raz sprowadzi uśmiech na twarz czytelnika. 

Siódmy tom nie zaskakuję bo już dobrze znamy cykl by wiedzieć czego się spodziewać. Dialogi i opisy walk są dalej prowadzone w podobnym stylu gdzie wciąż pełno przeróżnych dygresji przeciągających akcję. Nie jest to wada. Bo sięgając po kolejną książkę z cyklu ma się wrażenie, że wraca się do starego przyjaciele, który wcześniej zrobił sobie przerwę w opowieści. Polecanie tego tomu jest bez sensu, bo zapewne kto czyta tą recenzję ma już wyrobione zdanie o serii albo nie ma najmniejszego pojęcia czym ona jest. Ci pierwsi już dawno podjęli decyzji czytać czy nie, ci drudzy natychmiast powinni spróbować Plaówki Basilisk.

OCENA 4-/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz