Kolejny tom cyklu Honor Harrington to kolejne przygody
dobrze znanych i nowych bohaterów, spora garść świeżych informacji o Honorverse i
przede wszystkim dalszy ciąg wojny między Królestwem Manticore i Ludową
Republiką Haven. Czyli to czego powinniśmy się spodziewać i do czego jesteśmy
przyzwyczajeni po Davidzie Weberze.
Zacznę może od Honor
Harrington bo to ona w końcu jest główną bohaterką całego cyklu, której wbrew
początkowym planom autor nie uśmiercił w jednym z pierwszych tomów. Dalej jest
żywa, sprawna i sprowadza nowe kłopoty na siebie i swoich wrogów. Tym razem ma
ułatwione zadanie bo wróciła do regularnej armii i ma uczestniczyć w walkach z Haven pod
rozkazami samego Hamisha Alexandra, dowódcy 8 floty. Tak by to wyglądało gdyby
nie jeden problem – Honor odkrywa, że White Haven coś do niej czuję przez co
zgłasza się na ochotnika na rutynowy patrol. Jednak w jej przypadku nie ma
czegoś takiego jak rutyna i można się spodziewać, że wpadnie w kłopoty. Jednak
skala tych kłopotów byłaby nie do przewidzenia gdyby nie informacja z
skrótowych informacji o książce co skutecznie zniszczyło część przyjemności z
czytania. Ba nawet sam tytuł zdradza co się wydarzy więc nie będzie to wielkim
spoilerem. Mianowicie Honor trafia do niewoli. Wiemy to jeszcze przed lekturą i
przez cały czas czekamy aż to się wydarzy. A dzieje się to dopiero w 1/2
książki! Nie zrozumiałe jest dla mnie, że informacja która ma zachęcać do
czytania zdradza największy twist fabularny. Bo Honor zostaje pierwszy raz
pokonana i trafia do niewoli UB gdzie dowiadujemy się o ich okrucieństwie i o
tym jakie metody stosują. Dobrze, że przynajmniej druga połowa tomu to niewiadoma
przez co przyjemność „samodzielnego” przeżywania przygody jest ogromna. Weber
poszedł o krok dalej i zamiast dać nowe niesamowite bitwy postawił bohaterkę i jej bliskich przyjaciół i podkomendnych przed zupełnie
nowym i niespodziewanym zagrożeniem. I dlatego ten tom się tak dobrze
czyta. Bo to coś nowego. No niby, bo dalej jest to walka o przetrwanie, ale w zupełni innych warunkach. A przyszły tom zapowiada się jeszcze bardziej niespodziewanie bo ten zostawił nas z
najlepszych cliffhangerem w serii.
Naturalnie nie wszystko kręciło się wokół Honor. Ester
McQueen czyli nowa Sekretarz Wojny Ludowej Republiki oraz część jej ambitnych podwładnych
zmieniają obliczę wojny. Więcej dowiadujemy się o niej samej oraz Theismanie,
Caslecie i debiutującym w cyklu (chociaż nie zdziwiłbym się gdyby wcześniej był
wspomniany) Tourvillu. Im więcej o nich czytamy tym bardziej każde z nich
zyskuje głębię i wydaje się bardziej ludzkie mimo, że to tylko postacie
wymyślone w czyjejś głowie. Co ciekawe nie toczą oni tylko walki z Manticore,
ale też z własnym Urzędem Bezpieczeństwa. Pokazana jest ludzka bezwzględność i
deprawacja przez władzę co szczególnie widać na przykładzie Cordeli Ransom,
której decyzję mocno odcisną się na wojnie.
Wojna to nie wszystko o czym pisze autor. Poznajemy coraz
więcej szczegółów świata, tak dużo że czasami ma się ich dość, a chcę się tylko dowiedzieć
co dalej z wojną. Wiemy coraz więcej o Lidze Solarnej, lepiej poznajemy rodzinę
Honor oraz historię treecatów. Z nimi wiążę się całkiem sympatyczny wątek,
który nie raz sprowadzi uśmiech na twarz czytelnika.
Siódmy tom nie zaskakuję bo już dobrze znamy cykl by
wiedzieć czego się spodziewać. Dialogi i opisy walk są dalej prowadzone w
podobnym stylu gdzie wciąż pełno przeróżnych dygresji przeciągających akcję. Nie
jest to wada. Bo sięgając po kolejną książkę z cyklu ma się wrażenie, że wraca
się do starego przyjaciele, który wcześniej zrobił sobie przerwę w opowieści.
Polecanie tego tomu jest bez sensu, bo zapewne kto czyta tą recenzję ma już
wyrobione zdanie o serii albo nie ma najmniejszego pojęcia czym ona jest. Ci
pierwsi już dawno podjęli decyzji czytać czy nie, ci drudzy natychmiast powinni
spróbować Plaówki Basilisk.
OCENA 4-/5
OCENA 4-/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz