Zbieracz
Burz to bardzo ładnie wydana książka – porządny papier, piękne rysunki,
zakładka, cudowny obrazek na twardej okładce. Cena jest wysoka, ale należyta.
Tylko czemu do cholery wydawca podzielił jedną książkę na dwa tomy!? To jest
jedna z najbardziej idiotycznych decyzji jakie widziałem. O ile jeszcze w przypadku
kolejnych części Pieśni Lodu i Ognia ta decyzja ma sens bo książki to prawdziwe
cegły tak tutaj jest dla mnie to niepojętne. Lekko zmieniając czcionkę i
zwiększając format można by spokojnie Zbieracza Burz wydać w jednej książce
zamiast dzielić na dwie. I wcale nie byłaby to jakaś monumentalna kobyła, a
przyjemność z czytania byłaby większa bo po pierwsze byłaby to spora
oszczędność dla portfela, a po drugie przysłużyłoby się to spójności historii.
Przyznam
się, że po przeczytaniu pierwszego tomu nie za bardzo miałem ochotę na drugi i
książka długi czas czekała na swoją kolej. Gdy już ją zacząłem nie miałem
pojęcia co się dzieje. Trzeba było czytać je po sobie… zero przypomnienie, a
jedynie podjęcie wątków z poprzedniego tomu jakby był to kolejny rozdział. Nie
zdziwiłbym się nawet gdyby takie było początkowe założenie autorki, ale ci na
górze podjęli własne decyzję. I tak przez pierwsze kilkadziesiąt stron byłem
zagubiony, średnio pamiętałem kto z kim i dlaczego się wadzi. Główny wątek
kojarzyłem, gorzej było ze szczegółami i pobocznymi postaciami. To tylko
potwierdza moją opinie o Zastępach Anielskich Kossakowskiej – przyjemna
lektura, mająca specyficzny klimat, wciągająca, ale średnio godna zapamiętania
z przeciętną historią. Póki się czyta jest dobrze, książka nie pozwala się
oderwać i często zaskakuje pomysłami, ale gdy już przychodzi czas na refleksję
i zastanowienie się nad poszczególnymi składnikami nie jest już tak różowo.
O ile
jeszcze do wykreowanego świata nie można się doczepić bo anioły i demony jako
bohaterowie z Lucyferem, Gabrielem i Daimonem Freyem na czele to pomysł godny
braw tak już prowadzenie akcji jest nudne. Dużo nieistotnych wątków i postaci
pobocznych, które średnio obchodzą. Zakochany Asmodeusz niech będzie tutaj
przykładem. Rozterki Wertera, a nie opowieść o demonie. Główny wątek też nie
powala. Jest prosty, mało prawdziwych
zaskoczeń, dobrze że przynajmniej czyta
się to przyjemnie za sprawą języka i mnogości odwołań do Biblii, apokryfów i
mitologii. Z tego właśnie czerpie się największą przyjemność bo polowanie na
Freya, a potem próba spełnienia przez niego obowiązku jest męczące. I jeszcze
to zakończenie.
Przez całą
książkę był poruszany wątek wiary i wolnej woli. Zaufać Panu czy zrobić to co
słuszne. Już Siewca Wiatru poświęcił temu sporo miejsca. Do czego są zdolni
aniołowie gdy Pan odejdzie i czego są się w stanie dopuścić w imię wyższej
sprawy. Tutaj było to samo tylko jeszcze objawienie Pana. Czy w to uwierzyć czy
uznać za wizję szaleńca? Pomysł ciekawy, ale rozwiązanie głównej intrygi
kompletnie rozczarowujące. I tych fabularnych rozczarowań było więcej. Zdrada
Michała, zbliżający się koniec świata, wątek Hiji, narastające napięcie w Głębi
i Niebie. Ogólny zarys na papierze wygląda dobrze, tak jak pierwszy akt
tych wątków, gorzej z rozwinięciem (dłużyzny!) i zakończeniem. Zupełnie nie
satysfakcjonujące. I taka też dla mnie była książka. Pozostawiła sporo
niedosytu mimo, że szybko się ją czytało. Do tego pozostawiono kilka otwartych wątków, więc
kolejny tom powinien wyjść. Pytanie tylko czy będę miał na niego ochotę?
OCENA 3/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz