sobota, 15 czerwca 2013

„Zastępy Anielskie IV: Zbieracz Burz t.2” – Maja Lidia Kossakowska


Zbieracz Burz to bardzo ładnie wydana książka – porządny papier, piękne rysunki, zakładka, cudowny obrazek na twardej okładce. Cena jest wysoka, ale należyta. Tylko czemu do cholery wydawca podzielił jedną książkę na dwa tomy!? To jest jedna z najbardziej idiotycznych decyzji jakie widziałem. O ile jeszcze w przypadku kolejnych części Pieśni Lodu i Ognia ta decyzja ma sens bo książki to prawdziwe cegły tak tutaj jest dla mnie to niepojętne. Lekko zmieniając czcionkę i zwiększając format można by spokojnie Zbieracza Burz wydać w jednej książce zamiast dzielić na dwie. I wcale nie byłaby to jakaś monumentalna kobyła, a przyjemność z czytania byłaby większa bo po pierwsze byłaby to spora oszczędność dla portfela, a po drugie przysłużyłoby się to spójności historii.

Przyznam się, że po przeczytaniu pierwszego tomu nie za bardzo miałem ochotę na drugi i książka długi czas czekała na swoją kolej. Gdy już ją zacząłem nie miałem pojęcia co się dzieje. Trzeba było czytać je po sobie… zero przypomnienie, a jedynie podjęcie wątków z poprzedniego tomu jakby był to kolejny rozdział. Nie zdziwiłbym się nawet gdyby takie było początkowe założenie autorki, ale ci na górze podjęli własne decyzję. I tak przez pierwsze kilkadziesiąt stron byłem zagubiony, średnio pamiętałem kto z kim i dlaczego się wadzi. Główny wątek kojarzyłem, gorzej było ze szczegółami i pobocznymi postaciami. To tylko potwierdza moją opinie o Zastępach Anielskich Kossakowskiej – przyjemna lektura, mająca specyficzny klimat, wciągająca, ale średnio godna zapamiętania z przeciętną historią. Póki się czyta jest dobrze, książka nie pozwala się oderwać i często zaskakuje pomysłami, ale gdy już przychodzi czas na refleksję i zastanowienie się nad poszczególnymi składnikami nie jest już tak różowo.

O ile jeszcze do wykreowanego świata nie można się doczepić bo anioły i demony jako bohaterowie z Lucyferem, Gabrielem i Daimonem Freyem na czele to pomysł godny braw tak już prowadzenie akcji jest nudne. Dużo nieistotnych wątków i postaci pobocznych, które średnio obchodzą. Zakochany Asmodeusz niech będzie tutaj przykładem. Rozterki Wertera, a nie opowieść o demonie. Główny wątek też nie powala.  Jest prosty, mało prawdziwych zaskoczeń,  dobrze że przynajmniej czyta się to przyjemnie za sprawą języka i mnogości odwołań do Biblii, apokryfów i mitologii. Z tego właśnie czerpie się największą przyjemność bo polowanie na Freya, a potem próba spełnienia przez niego obowiązku jest męczące. I jeszcze to zakończenie.

Przez całą książkę był poruszany wątek wiary i wolnej woli. Zaufać Panu czy zrobić to co słuszne. Już Siewca Wiatru poświęcił temu sporo miejsca. Do czego są zdolni aniołowie gdy Pan odejdzie i czego są się w stanie dopuścić w imię wyższej sprawy. Tutaj było to samo tylko jeszcze objawienie Pana. Czy w to uwierzyć czy uznać za wizję szaleńca? Pomysł ciekawy, ale rozwiązanie głównej intrygi kompletnie rozczarowujące. I tych fabularnych rozczarowań było więcej. Zdrada Michała, zbliżający się koniec świata, wątek Hiji, narastające napięcie w Głębi i Niebie. Ogólny zarys na papierze wygląda dobrze, tak jak pierwszy akt tych wątków, gorzej z rozwinięciem (dłużyzny!) i zakończeniem. Zupełnie nie satysfakcjonujące. I taka też dla mnie była książka. Pozostawiła sporo niedosytu mimo, że szybko się ją czytało. Do tego pozostawiono kilka otwartych wątków, więc kolejny tom powinien wyjść. Pytanie tylko czy będę miał na niego ochotę?

OCENA 3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz