sobota, 8 czerwca 2013

Spartacus: War of the Damned [S03]

Jak w notce z ogłoszeniami - krótko, chaotycznie i bez należytego researchu, nie zawarłem wszystkiego co chciałem i jak chciałem, ale to co istotne chyba jest. Tekst nie zawiera spoilerów więc można śmiało czytać i komentować. 


Wiele można mówić o tym serialu, ale najczęściej charakteryzowany jest dwoma słowami - krew i seks. Sporo w tym racji, ale kończąc tylko na tym wyrządza się największą krzywdę jaką można zrobić temu serialowi. Tutaj w centrum są postacie, bogate relację między nimi, które nieustannie się rozwijają. To serial o honorze, odwadze i walce o wolność, ideałach ważniejszych niż własne życie. Mamy tu też dwuznaczne ukazanie ludzi - dla jednych bohater, dla innych złoczyńca, zależy to od perspektywy z jakiej opowiadana jest historia. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, skupi na ulubionym motywie i będzie czerpał z niego radość. Niewyżyty samiec będzie piał z zachwytu nad scenami slow motion z majestatycznie latającą krwią i kończynami lub pięknie pokazanym seksem. Wrażliwa kobieta za to będzie kibicować swoim ulubionym parą i liczyć, że ulubieńcy dożyją do samego końca. To tak na prawdę serial dla całej rodziny, można nawet rzec, że edukacyjno rozrywkowy. Bo przecież umieszczony w znanym okresie historii i posługującymi się postaciami znanymi z podręczników. Spartakusa wszyscy znamy i lubimy, a w tej serii poznajemy również Marka Krassusa i Juliusza Cezara jeszcze przed przekroczeniem Rubikonu i rzucaniem kośćmi. Biografia to nie jest, przerabia i umiejętnie korzysta z faktów, ale też zachęca choćby do zajrzenia na wikipedię. I jak tu nie docenić tego serialu? 

Niektórych z pewnością odrzuci od niego pseudo porno estetyka. Tutaj nie ma tematów tabu, cała anatomia człowieka jest dokładnie pokazano, ale nie służy to szokowaniu widza. To by było przecież bez sensu, prawda? Wszystkie te zwolnienia podczas scen miłości mają pokazać piękno aktu kreacji życia, jest to przeciwieństwo tego co dzieje się na polu bitwy. Dawanie i odbieranie życia. Zarówno jedno i drugie zostało pokazano w oszałamiający wizualnie sposób. Cykl życia, początek i koniec. Aż głupio by było powiedzieć, że z serialu pamięta się przede wszystkim ładne cycki i zdumiewające jak na telewizyjne warunki sceny batalistyczne. 


Ktoś powie, że Spartacus to kicz. I co z tego? Serial się powinno osądzać po tym czym jest, a nie czym powinien być. Patetyczne mowy o honorze mogą razić, sceny walki są przerysowane, ale to nie jest wada, a siła tego serialu. Niepowtarzalny klimat, który jest kreowany na każdym kroku, przez muzykę, stylizację językową i rozgrywające się wydarzenia. Oglądając Spartakusa na ~50 minut jesteśmy przenoszeni do innego świata, którym rządzą tak odmienne zasady. Immersja jest niesamowita, a to jest wystarczająca rekomendacja.

Czy ten sezon był gorszy od poprzednich? Nie sądzę. Był inny, ale to dobrze jak serial co roku wynajduje się na nowe, nie pozwala to stanąć w miejscu. Nie było niezwykle skomplikowanej sieci intryg, ale była walka o przeżycie, konflikt silnych jednostek, chwilę nadziei i zwątpienia. Przez całe 10 odcinków były budowane fundamenty pod epicki finał. Cały czas liczyło się na zaskoczenie i obawiało się o koniec rebelii. Niby historia jasno mówi jak to się kończy, ale to przecież to telewizja, tu zasady są inne, a przynajmniej taką ma się nadzieje. W każdym bądź razie ostatnia godzina serialu to epickie wydarzenie, ale serial nie zapomina też o swojej esencji czyli bohaterach. Każdy z nich dostaje koniec na jaki zasłużył. Godne pożegnanie dla Bogów Areny. Lub nie godne, ale nie przypadkowe. Wszystko zostało starannie zaplanowane i nie ma się do czego przyczepić. Może tylko do długości bo finałowe starcie można oglądać i oglądać nawet ze świadomością tego, że jestesmy oszukiwani i użyto kilku sztuczek podczas montażu i kręcenia. To nie bitwa o Czarny Nurt znana z Game of Thrones, ale zaryzykowałbym stwierdzenie że to jeszcze bardziej epickie starcie. 


Chyba nie muszę pisać, że polecam serial, a trzeci sezon mi się podobał? To przecież oczywistę. Może i miał słabsze momenty, niektóre postacie irytowały, a historia jakby nie patrzeć była niezbyt skomplikowana. Jednak na nudę nie można było narzekać - zdobywanie miasta, problemy z armią i przyjaciołami, podwójna i ryzykowna gra, sojusznicy wbijający nóż w plecy i desperacka walka o przetrwanie. Nie tylko na polach bitew. To też starcie dwóch silnych osobowości. Bo skoro jest wyrazisty bohater (mówcie co chcecie, ale Ian McInthare sie wyrobił w roli) musi być i antagonista, który mu sprosta. I tak jest w tym przypadku. Mimo, że ta dwójka spotyka się przez cały sezon zaledwie kilka razy to ich osobowości i dynamika między nimi wyznacza historię. Co dziwne człowiek zaczyna pałać sympatią do tych złych i nie ma z tego powodu wyrzutów sumienia. Życzyłbym sobie więcej tak dwóuznacznych seriali.

Będę tęsknił za Spartacusem. Wojna Potępionych była godnym zwieńczeniem czteroletniej sagi o niewolnikach. Wielcy wiedzą gdzie, kiedy i jak zakończyć. I dlatego Spartacus trafia do mojego małego panteonu zasłużonych seriali. Teraz tylko czekać na Incursion (zachęcam do googlowania) i liczyć, że powtórzy sukces przygód wielkiego Traka, Tego Który Sprowadził Deszcz i jego braci z Domu Batiatusa.

OCENA 5.5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz