Po tragicznych wydarzeniach z poprzedniego tomu
sytuacja w Królestwie Manticore i Republice Haven diametralnie się zmieniła.
Właśnie w Republice, a nie Ludowej Republice. Na skutek szczęśliwego zbiegu
okoliczności i determinacji Oscar Saint – Just został zabity, a Thomas Theisman
waz z Eloise Pritchart i garstką zaufanych przywrócili dawną konstytucję sprzed
czasów Legislatorów i za wszelką cenę chcą doprowadzić do pokoju i rządów
prawa. Dla odmiany po udanym zamachu na premierę faktyczną władzę w Królestwie
sprawuje High Ride i jego poplecznicy, którzy pragną tylko utrzymać się przy
władzy, a polityczne konsekwencję są im obojętne. Wszystko by zostać przy
korycie, nawet nie czyste metody są dozwolone. I tak doszliśmy do momentu w którym to rząd
Republiki jest tym dobrym. Z drobnymi wyjątkami bo spiski nadal są i walka o
władzę toczy się dalej.
Nie bez przyczyny na samym początku piszę o
sytuacji politycznej, a nie o Honor czy zmaganiach militarnych. Powód jest
prosty – to właśnie to stanowi główną oś książki. Co chwila jest pokazywana
jedna albo druga stron i eksponowana nieudolność polityków. Podobno władza
korumpuje, a absolutna władza korumpuje absolutnie. I to widać na przykładzie
tych, którzy za wszelką cenę chcieli się do niej dostać i przy niej utrzymać.
Dobry polityk to taki, który działa dla ludzi, a nie dla własnych korzyści, a
konsekwencje czynów tych drugi są niespodziewane. Czytając „Wojnę Honor”
liczyłem właśnie, że tej wojny będzie jak najmniej, a najwięcej tego
politycznego szamba. Do tego jest jeszcze problem z dezinformacją mediów i manipulowaniem opinią publiczną. Trochę zabrakło mi opinii niższych klas
społeczeństwa, zwykłego Kowalskiego czy Smitha.
Kolejny raz muszę pochwalić Webera za jego
wizję świata przyszłość i spójność mimo ogromu serii. Wracają stare postacie
m.in. z Konfederacji Silesiańskiej i Imperium Andamańskiego, często w
niespodziewanych okolicznościach, ale jak najbardziej pasujące do sytuacji. Ich
obecność i zachowanie jest logiczną konsekwencją zmian jakie zachodzą na skutek
wojny. Zauważa się też, że pojawiają się wątki z opowiadań oraz tworzone są
podstawy pod spinoffy. Mam tylko nadzieje, że nie ucierpi przez to jakoś
głównego cyklu i nie będą one w pełni potrzebne by nie czuć się
zagubionym.
Mimo, że ogólnie bardzo mi się podobało, mam
kilka zastrzeżeń. Po pierwsze, ale to się akurat tyczy większości książek
Webera, opowieść jest za gruba, spokojnie jakieś 20% można by wyciąć lub chociaż
nie tak rozwlekle opisywać. Męczący też był wątek miłosny w pierwszej połowie
książki. Strasznie niemrawo wychodzą autorowi rzezy tego typu. Jego rozwiązanie
też nie jest zbyt optymistyczne. Nudna robi się też już jedno wymiarowość
postaci. Albo są one szlachetne i honorowe, albo ewidentnie źli. Brakuje mi
szarej strefy i niejednoznaczności. Takie coś można zauważyć raptem przy kilku
charakterach. Coraz bardziej zwraca się też uwagę na powtarzanie tych samych
zwrotów. Jednak mimo tego, że tak narzekam nie znaczy to, że książkę czyta się
źle. 800 stron zleciało nie wiadomo kiedy, co jest kolejną cechą autora.
„Wojna Honor” to logiczna i konsekwentna
kontynuacja cyklu. Opis sytuacji z kilku perspektyw, machinacje polityczne i
delikatny klimat zimnej wojny to coś co jest wyróżnikiem tego tomu. Jest lepiej
niż w „Popiołach zwycięstwa”. Dodatkowy atutem jest to że Honor powraca do
czynnej służby i robi to w czym jest najlepsza czyli dokonuje niemożliwego.
Sama końcówka zapowiada, że stawka poszła jeszcze bardziej w górę więc logiczne
będzie, że po przeczytaniu tej części następna powinna być już na półce.
OCENA 4/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz