poniedziałek, 10 marca 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #75 [03.09.2014 - 09.03.2014]

SPOILERY

Arrow S02E15 The Promise
-takie Arrow chcę oglądać, a nie dramaty Lauriel. Dawno nie było tak dobrego odcinka, ba dawno nie było znośnego odcinka tym lepszy odbiór tego. Trochę się zawiodłem, że akcja miała miejsce głównie na wyspie akurat jak w teraźniejszości zaczęło się robić ciekawie. Jednak to co się działo było dobre. Dużo akcji i wybuchów, a przy tym spory postęp fabularny. Trening Olliego też nieźle wypadł. No i końcówka jak zostaje złapany przez rządnego zemsty Slade'a. Bardzo mi się to podoba. Do tego Sarah została na wyspie z ocalałymi z Amazo. To też może być ciekawy wątek. W sumie na pewno będzie, bo retrospekcję nie mają w zwyczaju zawodzić.
- w teraźniejszości dalszy ciąg wizyty Slade'a u Queenów. I Bardzo dobrze to wyszło co jest zasługa Crixusa znaczy się Manu Benetta. Jego chłodne opanowanie i kontrolowanie sytuacji robiło odcinek. Tylko Oliver się idiotycznie zachowywał, ale to już tradycja. Jego bucowate zachowanie było głupie (jak reprymenda od matki jakby miał 15 lat...), przecież wiadomo, że Slade nie zrobi im krzywdy. Jakby chciał już dawno by wykonał krok. Zamiast grać w jego grę i posyłać złośliwe komentarze i go podpuszczać to on obrażony na cały świat. Idiotyczne też było zwołanie ekipy. Najlepiej pokazać mu wszystkich sojuszników jakimi się dysponuje...
- motywacja Ivo czyli chora żona to powtórka z poprzedniego odcinka. Serio aż tak bardzo brakuje im pomysłów przy tworzenie złoczyńców?  Malcolm Merlyn wyjechał w swoją podróż, która zmieniła go w Dark Archera również za sprawą żony, tylko że ona zginęła. Pewnie jakbym poszukał i prześledził poprzednich przeciwników znalazłby się jeszcze ktoś z tą przypadłością. 
- bardzo podobał mi się koszmar senny Olivera z Shado. Ładne ujęcie kamery podczas sztyletowania.

OCENA 4.5/6

Banshee S02E08 Evil for Evil
- Emmet ratuje ten odcinek. Świetnie pokazano zło jakie toczy miasteczko oraz problemy z rasizmem. Świetna ostatnia przemowa przed zdaniem odznaki. Bardzo jestem ciekaw co dalej z tą postacią. Sama scena pobicia neonazistów mocna. Aż mną wstrząsnęło jak Sharp dostał z kasteta w płuca i zaczynał się dławić. Cała scena solidnie wyreżyserowana i jako jedna z niewielu trzymała w napięciu przez cały odcinek.
- śmiesznie wypadło wpadnięcie Carrie i Joba na "policjanta" podczas misji. Szkoda, że problemom wśród głównych bohaterów nie poświęcono więcej miejsca. Zamiast tego pitu pitu i zabawa Hooda w policjanta i chęć przymknięcia Proctora. Jak zwykle nie patrzy całościowo i oberwie się przez niego postronnym. Tutaj ciekawe jest tylko w co gra Rebeckka. Znowu prowokowała Kaia, potem widziała Lucasa jak włamał się do piwniczki, a potem wskazała na Juliet. Żeby się zemścić? Zazdrosna jest o wuja? Ciężko stwierdzić co siedzi jej w głowie.
- całościowo odcinek mnie wynudził, brakowało mi wątków w które mógłbym się zaangażować. Poza tym nie lubię jak Lucas bawi się w policjanta.

OCENA 3.5/6

Hannibal S02E02 Sakizuki
- tak się złożyło, że ten odcinek Hannibala oglądałem zaraz po True Detective przez co jestem pod jeszcze większym wrażeniem tego serialu i ludzi, którzy zafundowali taką ucztę na antenie NBC. Z reguły łatwo można poznać, który serial jest z kablówki, a który z ogólnodostępnej telewizji. Przy Hannibalu granica się zaciera, jest to ewidentnie telewizja jakościowa charakterystyczna dla płatnych stacji gdzie traktuje się widza na poważnie. Tym bardziej boję się o przyszłość serialu bo rating poleciał ostro w dół. 
- rzadko mi się zdarza by jakaś brutalna scena mnie zniesmaczyła czy zaszokowała. Nie mam problemów z dużą ilością krwi na ekranie czy przesadnymi scenami gore, ale oglądając pierwszą scenę czułem autentyczny ból. Odchodzenie kolejnych płatów skóry i rozrywanie szwów wyglądało potwornie. Przez co narodziła się szybko więź z ocalałym, kibicowało mu się. I tym bardziej jego los zaskoczył. Wyrwał się z morderczego kolażu, pokonał własne słabości i niemal udało mu się uciec przed napastnikiem. Po czym zabił się skacząc do rzeki. To było dość szokujące rozwiązanie tej długiej ucieczki. 
- Will zapunktował u mnie dzisiaj. Dalej siedzi w psychiatryku, ale nie rzuca oskarżeń jak rozgniewane dziecko. Przyjął wyzwanie i ruszył do tańca z Lecterem. Teraz on prowadzi swoją grę. Jego plan jest prosty - doprowadzić do uniewinnienia, żadnej drogi na skróty. Dla tego częściowo przyznaje się do winy przed Alaną i Hannibalem, ale tylko po to by się do niego zbliżyć. Czuję, że ten pojedynek między tą dwójką będzie fascynujący tym bardziej, że plany Lecter są tajemnicą i zapewne cała ta sytuacja dalej go bawi. Przy czym jego zatroskane spojrzenie w stronę Willa było niesamowicie autentyczne. 
- Gillian Anderson dalej kradnie sceny ze swoim udziałem. Wciąż jej nie rozumiem, nie mam pojęcia co ona wie, co się jej wydaje, że wie i dlaczego robi to co robi. Jej rozmowa z Jackem była absorbująca o tym jak nie chcę się dalej angażować, ale ujęcie na buty było fenomenalne. Pierw w gabinecie Lectera odsuwa się od niego, on się do niej zbliża, po czym to samo ujęcie kamery było w psychiatryku gdzie Bedelia kierowała się w stronę Willa. Gdyby nie to pewnie bym podejrzewał, że jej wiara w Willa to jakiś rodzaj gry, ale teraz jestem pewien, że ona autentycznie wierzy w jego niewinność. Dlatego postanawia uciec i robi to w idealnym momencie. Hannibal chciał ją zjeść, ale nie zastał jej w domu. Jedynie prezent pożegnalny, flakonik z jej perfumami, które tak uwielbiał. Czyli w przyszłości nie będzie można zapominać o więzi łączącej tą dwójkę. 
- podoba mi się Jack w tym odcinku. Nie żebym pałał do niego sympatią, ale jego przyznanie się do winy i analiza własnych czynów mają w sobie dużo prawdy. W końcu powoli bierze odpowiedzialność za to, że pchał Willa w paszcze szaleństwa, przeliczył się i teraz musi ponieść konsekwencję. Zarówno służbowe jak i wyrzuty sumienia, które będą go atakować.
- bardzo się ciesze, że Beverly zaczyna odgrywać większą rolę. Jest łącznikiem między Jackem, a Willem. Teraz też na świeżo podejdzie do sprawy Willa. I oby jak najczęściej go odwiedzała.
- w przeciwieństwie do poprzedniego odcinka tym razem ruszono wątek seryjnego mordercy. I jestem zachwycony jak to przedstawiono. Szczególnie rolę Hannibala w tym wszystkim. Pierwszy dociera na miejsce zbrodni i widzi makabryczne dzieło z góry przy czym doznaje swoistego sacrum. Hannibal jest pod ogromnym wrażeniem, kościelna muzyka i chórki podkreślają jego uniesienia i zachwyt. Jest on wrażliwy na piękno i potrafi je dostrzec nawet w czymś tak upiornym. Przy okazji postanawia dokończyć pracę i uczcić przy okazji twórcę. Jednak w pewien sposób skaził on to dzieło co odkrywa Will w swojej wizualizacji. Zabranie pamiątki też nie było przypadkowe. Według Hannibala tamten zasłużył bo go zjeść. I tutaj chyba pierwszy raz pokazano Hannibala w kuchni jak zajmuje się ludzkim mięsem.

OCENA 5.5/6

Klondike Part One
- nie przepadam za półtoragodzinnymi odcinakami seriali, zwłaszcza gdy widoczne jest, że miały to być dwa oddzielne epizody. W Klondike tak jest dlatego dziwi mnie, że zamiast sześciu odcinków rozłożonych na tydzień są trzy emitowane dzień po dniu. To też była jedna z przyczyn czemu tak długo zwlekałem z obejrzeniem. W końcu łatwiej poświęcić 40 minut niż dwu krotność tego czasu. Na szczęście serial nie jest zły. Niestety nie jest też wybitny. Wygląda na typowy średniak - dobrze zrobiony, ale nie powalający. Trochę szkoda bo więcej się spodziewałem po całej kampanii marketingowej i wielkich zapowiedziach. Oby z Salem od WGN America nie było podobnie.
- pierwsza część to podróż za marzeniami. Młodzi i pełni życia wyruszają w pogoń za przygodą. Trochę tutaj kina awanturniczego i podróżniczego. Ładne widoki Jukonu, sporo zdjęć gór na które patrzy się z zachwytem i w tym malowniczym klimacie walka z naturą. Nawet fajnie się to ogląda, tylko za długo się to ciągnie i szybko robi się obojętnie. Ciekawiej jest po przybyciu do Dawson i zapoznaniu się z miasteczkiem ogarniętym gorączką złota. Jednak tutaj też, zaraz ogarnia obojętność bo nic szokującego nie zostaje pokazane. Jack London to fajny comic relief, ale to tyle. Zauroczenie głównego bohatera od pierwszego wejrzenia jest strasznie płytkie, a fabularnie nic się znaczącego nie dzieje. Klimatu też tutaj nie ma wiele. Serial jest jak cukierek. Smakuje jak się go je, ale zaraz o nim zapominasz.
- druga część wypada lepiej, ale dalej mam wrażenie, że to serial bardzo zachowawczy, stępiający po bezpiecznych ścieżkach co sprawia, że jest nijaki i brakuje mu tożsamości. Śmierć jednego z bohaterów i lepsze zapoznanie się z mechanizmami w miasteczku jest ciekawe. Walka o działkę, bohater zdający sobie sprawę ze swojego położenie, dojrzewanie do podjęcia decyzji i zaczątki dalszych konfliktów. Dobre, solidne zrobione i tyle.
- bohaterowie zostali zgrabnie wprowadzeni i dobrze zarysowano ich portrety. Może nie są jakoś specjalnie ciekawi, ale dobrze się ich ogląda. Główny, czyli absolwent uniwerku pragnący przygody, inteligenty, pewny siebie, ale nie znający świata i przekonujący się o jego prawdziwej naturze jakoś specjalnie nie intryguje. Ciekawszy jest drugi plan. Tim Roth jako bezwzględny właściciel ziemski, Abbie Cornish bogata posiadaczka tartaka, która jest dość zagadkowa i ksiądz pragnący otworzyć kościół w Dawson. Oryginalni, nie ma co. Jednak zostali dobrze zagrani, przez co ich losy są ciekawe.
- realizacja solidna, zwłaszcza pokazanie surowej natury. Gorzej wypada scenografia. Nie jest zła jest przecięta. Przeciętność, przeciętność i przeciętność... Wszystko jest za ładne, za mało tu syfu, który powinien charakteryzować tego typu miejsca. Szczególnie ubrania są jak odebrane prosto od krawca. Jednak ludzi podczas poszczególnych scen jest całkiem sporo i to ratuje sytuację. Czuć, że miasteczko żyję i jest impreza. Tylko, że wygląda to trochę sztucznie...
- oglądać będę oglądał dalej. W końcu to jeszcze tylko 3h. Nie ma tragedii, nie ma się też czym zachwycać. Chyba nawet Hell on Wheels było fajniejsze, a i klimat samotnego miasteczka został lepiej oddany. Może będzie lepiej, zobaczy się.

OCENA 4/6

Klondike Part Two
- nie jest lepiej. Znowu za długo, półtorej godziny serialu to lekkie przegięcie zwłaszcza w tym wypadku. Druga część cierpi na syndrom trylogii, bez rozpoczęcia i zakończenia przez co nie jest tak ekscytująco. Dzieją się różne rzeczy, ale do niczego nie prowadzą. Indianie dalej siedzą w areszcie, Bill szuka mordercy i złota, a w miasteczko dalszy ciąg gry o władzę. I momentami jest to interesujące, ale potem pojawiają się długie i mało wnoszące sceny. Ja wiem, że trzeba oddać klimat miasteczka, pokazać jak się wtedy żyło bo to przecież produkcja Discovery, ale jestem zdania, że dałoby się to lepiej zrobić. Słabo też wypadają rozmowy o upadku cywilizacji, grzechu i wszechobecnym złu. Głównie dlatego, że tego nie widać. Niby jest trup na ulicy, który nikogo nie obchodzi, morderstwa, zdrady i walka o drewno, ale nie są to jakieś szokujące sceny. Dalej razi mnie brak syfu. Niby ludzie pracują w kopalni przy ziemi, ale ubrania mają przez większość czasu czyściutke. 
- śmiesznie wypadł wątek dziwki. Zostaje upokorzona, mówi, że to dla pieniędzy, a potem zostaje przekonana, że się sprzedała by doznać iluminacji i zacząć pomagać księdzu przy kościele. Mało przekonujące i chyba tylko po to by na końcu się spiknęła z Billem...

OCENA 3.5/6

Klondike Part Three
- nareszcie koniec. Szczerze mówić ciężko było mi znieść już ten serial. To był dobry materiał wyjściowy, ale na film telewizyjny lub normalny serial, tylko wtedy trzeba byłoby lepiej rozpisać tło i zrezygnować z opierania się na faktach. I to by na dobre wyszło. Bo historia nie była zbyt porywająca. Zemsta i wydobycie złota oraz niespełniona miłość bo nie. Do tego pretensjonalne monologi o złym świecie. Nie chcę tego słuchać, chcę to oglądać. Strasznie to rozmemłane i brakuje skupienia. Podobało mi się, że brakowało szczęśliwego zakończenia, pokazano że natura mimo swojego piękna ma ostatnie zdanie, a i fajną klamrę zastosowano. Tylko słuchając notki biograficzne bohaterów mam wrażenie, że postacie można by było lepiej przedstawić. A czemu Abbie i Bill nie uciekli razem bądź nie spotkali się później to zostaje dla mnie tajemnicą.
- najciekawiej wypadł chyba wątek komisarza postawionego przed moralnie trudnym wyborem, walczącego ze sobą i w końcu odchodzącego ze służby. Przyjemnie oglądało się też księdza, zrezygnowanego, ale dającego nadzieje innym. Najsłabiej w tym wszystkim wypadł Bill. Nie wiem czy to wina Richarda Maddena, ale źle mi się oglądało z nim sceny. Ale raczej chodzi o sam serial bo nawet Tim Roth wypadł strasznie przytłumiony. Niby bezwzględny, ale strasznie groteskowy. Szczególnie jak zabijał ludzi.

OCENA 3.5/6

Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. S01E14 T.H.A.I.T.I.
- SHIELD nie jest dobrym serialem, ale jak chcę to potrafi wciągnąć dzięki czemu THAITI jest trzecim z rzędu całkiem znośnym odcinkiem. Miał swoje wady np. czasem dialogi były drętwe, ale tempo odcinka i wysoka stawka z nawiązaniem do głównych wątków fabularnych sprawiały, że się to dobrze oglądało. Najsłabiej wypadły chyba nowe postacie - strasznie mdłe. W ekipie za to ciekawie. Zawsze spokojna May musiała odreagować postrzelenie Skye, a Culson postanowił, że zrobi wszystko by ją uratować. Dosłownie wszystko, nawet przekroczy kilka poważnych granic. I to nie pierwszy raz. Jak tak dalej pójdzie to niedługo główni bohaterowie będą dawnymi agentami SHIELD i uciekać przed szefami.
- tajemnica śmierci i zmartwychwstania Culsona się wyjaśniła w taki sposób, że nic się nie wyjaśniło. Tajny ośrodek badawczy, obsługiwany przez dwójkę ludzi o którym wie tylko Fury z tajemniczą miksturką uzdrawiającą dobrze się wpasował w serial. A potem pokazano skąd się bierze ta miksturka - z ciała "czegoś". Kosmita? Chitauri albo Kree? Czy może ktoś inny? Wielki przeciwnik na kilka sezonów? Bo potencjał w nim jest spory. Skoro z jego ciała destylują super leki to znaczy, że on może żyć w tej komorze, a eksplozja ośrodka tylko go uwolniła i teraz będzie się chciał zemścić.
- ciekawe też co z Skye. Leczenie Culsona przebiegało w ściśle laboratoryjnych warunkach, cały zespół badawczy nad nim pracował i pewnie długo się zastanawiali jaką dawkę mirakuru (sorry, nie mogłem się powstrzymać) mu podać. Co jeśli mu to dozowali w mikroskopijnych ilościach by nie spowodować efektów ubocznych? Jak w takim razie zareaguje Skye na zastrzyk od Simmons? Efekty uboczne? Pasożyt próbujący przejąć jej ciało? W sumie mogłoby być bo nie dałbym sobie ręki uciąć, że to coś by się dobrze skończyło. Wystarczy sobie przypomnieć Fred z Angel. Zaraz, że SHIELD jest dużo słabsze? Pierwszy sezon Angela również nie powalał pod względem fabularnym, a jak pięknie wyewoluował. 
- w sumie głupotą poraziła mnie tylko jedna rzecz w odcinku - zabranie ostrej amunicji i zabicie własnych agentów. No serio? Konsekwencji nie będzie bo wszystko jest tak ściśle tajne, że nikt o tym nie wie, ale jakoś powinno to wpłynąć na Culsona lub Warda.
- następny odcinek będzie miał wątki asgardowe i Lady Sif się pojawi - fajnie, w końcu jakiś mocniejszy crossover z cinematic universe. Ja się ciesze z Eleny Satine czyli Mery z Smallville. Tą burzę rudych włosów poznam wszędzie.

OCENA 4/6

Person of Interes S03E15 Last Call
- serial musiał chyba chwilkę przystopować bo kolejny średni odcinek proceduralny. Jednak jeśli ma to być cisza przed burzą w kilku finałowych odcinkach to nie mam nic przeciwko. Przyzwyczaiłem się już do kilku nudniejszych epizodów w 22 odcinkowych sezonie. Ten był ok, ani mniej ani więcej. Wykorzystano dobrze znany motyw "zrób co chcę bo komuś zrobię kuku". Podobało mi się usadowienie miejsca akcji w dyspozytorni telefonów alarmowych. Dość niecodzienny setting jak na seriale. Trochę mnie zawiodło połączenie dwóch przypadkowych spraw w jedną oraz nowy partner Fusco. Zajebiście za to wypadła wizyta Johna u templariuszy. Biedna Shaw spóźniła się na imprezę.
- nowy potężny przeciwnik w NY się przyda. Pewnie nie odegra większej roli chyba, że zostanie wynajęty przez innego znanego wroga. Może chińczycy? To by było ciekawe. I wyczekuje na jego hakerskie pojedynki z Finchem.
- a w następnym epizodzie poproszę Root bo się stęskniłem.

OCENA 4/6

Person of Interest S03E16 RAM
- jak rok temu tak i teraz szesnasty odcinek był zupełnie oderwany od współczesnej linii narracyjnej i zajął się innym tematem. I znowu było super. Może to nie te same fajerwerki jak podczas introdukcji Shaw, ale poznanie poprzednika Johna fajne. Początek mnie może troszkę nudził, ale gdy pojawiło się więcej znajomych postaci to intryga się zagęszczała i sporo zostało wyjaśnione, ale też powstały kolejne pytania. Wcześniej myślałem, że Finch poznał Johna podczas misji z laptopem, ale okazuje się, że wcześniej. Jakie tak na prawdę łączą ich związki? 
- dobrze było też zobaczyć Kare, trochę za nią tęsknię, ale to sprawia, że jeszcze lepiej się ogląda sceny z nią. Urocza była podczas torturowania człowieka. Może nie tak jak Root, ale świetnie się ją oglądało. Krótkie pojawienie się Shaw też fajne. 
- działania Root są coraz bardziej intrygujące. Co ona takiego robi? Zbiera drużynę by ratować Maszynę? Czy powrócą inni bohaterowie z proceduralnych odcinków o zabarwieniu informatycznym? Bardzo bym tego chciał. Mam tylko nadzieje, że dojdzie do tego wcześniej niż w finale sezonu. 
- tekst Dillingera do Fincha, że powinien sobie kupić psa świetny. 

OCENA 5/6

True Detective S01E07 After You've Gone
- łomatko, ale to wciąż dobre! Nie żebym wątpił czy coś, ale serial wciąż potrafi mnie zadziwić tym jak wszystko jest dopieszczone na ostatni guzik oraz jakie emocje wywołuje oraz narracyjnie ile się dzieje, a po obejrzeniu odcinka długo nie można ochłonąć i zebrać myśli. 
- trzeci akt serialu to przeniesienie akcji to teraźniejszości i współpraca Martyego i Rusta. Obyło się bez większej kłótni i rękoczynów i dość szybko doszło do współpracy. Postacie się mimo wszystko zmieniły, a zachowują się podobnie. Nauczeni życiem nie powtarzają starych błędów, Marty wydaje się lepszym człowiekiem, a Rust bardziej towarzyski. Dziwnie się ich ogląda razem jak rozmawiają o życiu. Niecodzienne, ale ciekawe doświadczenie. I nie czuć tu nic wymuszonego, w pełni akceptuje się te zmiany. 
- scena w magazynie to jeden wielki majstersztyk. Klimat, ujęcia oraz emocję i zrozumienie zawziętości Cohla oraz zmiana decyzji Martyego. To też brutalne pokazanie ludzkiej natury, zresztą tak jak podczas wyznania Martyego czemu odszedł z policji. Bo miał dość zezwierzęcenia. Dziecko w mikrofalówce przelało czarę. Bo gdyby nie odszedł mógłby nie wytrzymać psychicznie i zrobić komuś krzywdę. 
- uderzyła mnie też rozmowa Rusta z Joe czyli męską prostytutką, który w dzieciństwie był molestowany. Wypieranie przeszłości ze świadomości, udawanie, że to był sen, ale też sugerowanie, że tamte doświadczenia odcisnęły na nim takie piętno, że jest tym kim jest. 
- pisałem, że zagadka nie jest tu najważniejsza, a chodzi o postacie. Jednak nie zgadzam się z twierdzeniami ludzi, że rozwiązanie nie jest potrzebne. Pamiętam jak rozczarowałem się S01 The Killing i teraz bym tego nie zniósł. Głównie dlatego, że jest ona tak złożona, z mnóstwem przenikających się warstw. Wielkie nazwiska, molestowanie dzieci, konspiracja, oddawania czci siłą natury i pogańskie festiwale. I ta przeklęta i działająca na wyobraźnie Carcosa. Nie będę stawiał hipotez i dedukował o co w tym wszystkim chodzi bo się jeszcze narażę na pośmiewisko, a mogę wymyślić tylko banalne teorię. Oczekiwania są wielkie, ale jestem pewien, że zostaną spełnione.
- Rust dalej szerzy swoją filozofię życia gdzie punktem centralnym jest koło. Teraz twierdzi, że chcę zakończyć cykl przemocy by ruszyć dalej. Tylko czy jest to możliwe? Przecież tak na prawdę nic się nie kończy, zakończenie śledztwa nie zrobi z niego lepszego człowieka w co wydaje się naiwnie wierzyć lub celowo się oszukuje by w końcu ułuda stała się prawdą. 
- również życia Martyego nie stało w miejscu. Zmieniło się, ale on też wydaje się oszukiwać. Detektywi są pozbawieni złudzeń na lepszą przyszłość. Samotna kolacja z paczki czy przeglądanie portali randkowych jest dziwnym końcem dla Harta.
- znalazł się mężczyzna z blizną. I czy nie jest to ten sam dozorca z którymi rozmawiali detektywi gdy natrafili pierwszy raz na szkołę? I czy on jest za wszystko odpowiedzialny. Raczej nie. Chyba, że odpowiedź jest banalna, cała ta konspiracja to wymysł Rusta.

OCENA 6/6

The Walking Dead S04E12 Still
- od dłuższego czasu przeszkadzają mi w The Walking Dead odcinki skupiające się na niewielkiej części bohaterów i rezygnujące z reszty. Jednak ten bardzo mi się podobał. Pewnie dlatego, że Daryl i Beth to jedne z moich ulubionych bohaterów, a przeciwieństwa sprawiają, że zazwyczaj ogląda się lepiej. I coś w tym jest. Eteryczna Beth, dążąca do banalnego celu i wciąż zrezygnowany Daryl. Świetnie wyszło gdy udało się jej zdobyć upragniony alkohol po czym się rozpłakała. Cel został spełniony i została pustka. Podoba mi się jak skupiła się na jednej czynności by odciąć się od tego co się stało, zając się czymś innym by nie myśleć o stracie ukochanych. Daryl natomiast dystansował się emocjonalnie coraz bardziej, jakby wiedział, że Beth w końcu zginie więc po co się angażować. Przełamanie przyszło podczas popijaniu księżycówki, która swoją drogą coś za dobrze im przechodziła. Wyznanie swojej przeszłości, proste prawdy wygłoszone przez Beth, przypomnienie przeszłości i w końcu odcięcie się od niej przez spalenie domu. Niby prosty odcinek, ale skupiający się na stanie bohaterów i pogłębiający postacie.
- trochę szkoda, że nie poświęcono trochę miejsca innym postacią, ale rozumiem decyzję. Chodziło o maksymalizacje zżycia się z postaciami i lepsze ich zrozumienie. Wtrącenie do tego Ricka czy Maggie, którzy inaczej reagują na rozdzielenie mogłoby trochę rozpraszać uwagę.
- finał zbliża się wielkimi krokami i coraz bardziej boję się o postacie. Boję się, że ktoś z moich ulubieńców zginie. Najmniej odczułbym stratę Boba, Sashy, dziewczynek, Ricka i Tyreesa.

OCENA 4.5/6

Vikings S02E02 Invasion
- w poprzednim odcinku była wielka bitwa, teraz kolejne starcie, a to przecież drugi odcinek. Nie wiem jak wygląda budżet tego sezonu, ale widać, że stacja zachęcona sukcesem serialu sypnęła trochę groszem, a zapowiedzi pokazują, że dalej będzie się działo. Nie potrzebuje takich fajerwerków, ale podbijają ogólną ocenę serialu tym bardziej, że telewizja nie przyzwyczaja do takich rzeczy.
- fabularnie robi się coraz ciekawiej. Ragnar i Horik przybywają do Anglii, a tam niespodzianka - dobrze przygotowany oddział żołnierzy i na końcu pokazanie króla Alberta, który według Athelstana jest jak Ragnar. Szykuje się długa i ciekawa wojna. Dobrze, że to już nie takie proste rajdy jak kiedyś. Tylko czy ludzie nie będą zawiedzeni? Jestem ciekaw jak to odegrają scenarzyści bo jest przecież zagrożenie wewnętrzne ze strony jarla Borga. 
- przeskok akcji o 4 lata do przodu nie uczynił krzywdy serialowi. Rollo się stoczył, ale próbuje odzyskać zaufanie brata, Ashlug dała Ragnarowi synów, ale jest zaborczą żoną, a Lagherty nie ma. Trochę szkoda bo liczyłem, że weźmie udział w rajdzie. Jednak coś czuje, że szykuje się jej tryumfalny powrót.
- kapłan się zmienił w prawdziwego wikinga. Podoba mi się jego zmiana wizerunku, teraz czekać na wyrzuty sumienia, ale i zaciskanie więzi z Ragnarem.
- wybłagałem - kózka w ramionach Ragnara wróciła. Chyba zawsze będzie mnie bawił ten widok.

OCENA 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz