niedziela, 30 marca 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #78 [03.24.2014 - 30.03.2014]

SPOILERY

Alias S01E14 The Coup
- w efektowny sposób wprowadzono Sarka. David Anders zawsze na propsie. Jego postacie w Heroes, The Vampire Diaries, 24 czy Once Upon a Time były zawsze intrygujące i mam nadzieje, że ta również będzie posiadała tą charakterystyczną dla niego arogancką postawę. Szkoda tylko, że na jego kolejne pojawienie się trzeba było czekać do końca odcinka.
- sam epizod niestety rozczarowujący. Miał kilka fajnych scen (Sid z ojcem przy karuzeli), ale było dużo irytujących momentów. Jak wizyta w Las Vegas i drama z Francine. Nie pasuje mi też śledztwo Willa i korzystanie z hasła do otwierania drzwi, które ma jakieś osiem lat. Odcinek się dłużył i chyba pierwszy raz czułem znudzenie mimo, że w tle Rambaldi i The Man.

OCENA 3.5/6

Alias S01E15 Page 47
- strona z manuskryptu Rambaldiego odszyfrowana i przedstawia niby Sydney? Miałem jednak nadzieje na jakiś koniec świata czy inne apokaliptyczne przepowiednie. Jednak jestem otwarty na ten wątek. Już wcześniej sugerowano, że Syd jest specjalna, zwłaszcza podczas rozmowy z zegarmistrzem. Tylko w jakim sensie?
- sam odcinek znowu średni. Akcja z początku miała dość przewidywalny przebieg, potem dużo domowych spraw i w końcu wizyta u Sloana. Fajnie, że przedstawiono jego żonę żeby go uczłowieczyć, ale brakowało napięcia podczas włamu Sydney. W takim miejscu nie miało prawa pójść coś nie tak.
- Will to prawdziwy dupek. Może i ładną historyjkę opisał, ale nie potrafię z nim sympatyzować. Sypia z Jenny, ale ją okłamuje bo chcę być z Sydney. Zresztą ona nie jest bez winy wiecznie się z nim umawiając i przychodząc do niego w chwilach kryzysu. Mam nadzieje, że wątki romantyczne szybko zostaną zredukowane do absolutnego minimum bo ostatnio ich za dużo.

OCENA 4/6

Alias S01E16 The Prophecy
- yeah! Jednak są starożytne przepowiednie o końcu świata, a Sydney jest zwiastunem zagłady. Bardzo mi się to podoba. Czuć trochę Buffy, ale i późniejsze Fringe. A to przecież jest dopiero wierzchołek gigantycznej góry lodowej.
- wizyta w Watykanie całkiem fajna, znowu udana współpraca Voughna z Syd i sporo humoru przy okazji. Więcej ich wspólnych akcji.
- serial jest ostatnio tak prowadzony żeby coraz bardziej sympatyzować z Sloanem. Pierw żona, a teraz został zmanipulowany by zabić własnego przyjaciela. Ciesze się, że świat Alias jest coraz bardziej poszerzany. Pokazano Sojusz i jak wygląda jego struktura. Obstawiam, że nie później niż w trzecim sezonie nic z niego nie zostanie. Czekam na powrót Rogera Moora bo w swojej roli wypadł całkiem nieźle.

OCENA 4.5/6

Alias S01E17 Q&A
- nienawidzę odcinków z przypomnieniem co się stało wcześniej. Jako speciale bez nowych scen ok, ale nie zapychacze w środku sezonu. Dobrze, że był Terry O'Quinn jako charyzmatyczny agent FBI przepytujący Sydney. Jennifer Garner świetnie oddała emocję gdy musiała przeżywać swoje doświadczenia jeszcze raz.
- na szczęście były też nowe sceny - kolejny fragment przepowiedni, który mówi, że Sydney wcale nie musi być niszczycielem światów. Chyba, że błąd tłumaczenia. Akcja ratunkowa i pościg też nieźle zrealizowane. I te cudowne komentarze Francise i Willa oglądający uciekająca Syd w telewizji.
- jest całkiem spore prawdopodobieństwo, że matka Sidney żyję. Wcale mnie to nie dziwi.

OCENA 3/6

Alias S01E18 Masquerade
- fajnie, że Sid na misji spotkała znajomego agenta, dużo gorzej, że była z nim uwikłana w poważny związek. Niestety zamiast eksploatować dalej przepowiednie Rambaldiego i dać z pół odcinka we Włoszech to dostajemy kolejny romans. Niby w tle jest The Man i polowanie na matkę, ale to za mało zwłaszcza, że nic nowego nie zostaje ujawnione.
- podobają mi się sceny z Jackem. Zaczyna znowu pić, trudne relację z Sloanem oraz obowiązkowa wizyta u psychiatry gdzie odpowiada podręcznikowa. I to, ze woli jak się do niego mówi Jack, a nie pan Bristow. Zupełnie jak Sidney.

OCENA 3.5/6

Alias S01E19 Snowman
- nie mam nic przeciw szokującym twistom fabularnym, ale niech będą one uzasadnione. Noah jako Snowman strasznie mi nie pasuje, fatalnie zostało to poprowadzone i jego postać średnio trzyma się kupy. Można jego motywacje interpretować na kilka sposobów, ale żaden nie jest racjonalny. Nie powiem, że z serialem się dzieje coś złego, po prostu trafił się okres słabszych odcinków co jest nieuniknione w tak długim sezonie.
- pierwsza akcja z ucieczką na motocyklach i przechwyceniem przez samolot jak z któregoś Bonda. Podobnie jak zdobywanie informacji z serwera. Fajnie jednak to nakręcono dając jedynie podkład muzyczny  bez dźwięków tła.
- podobała mi się scena z Sydney okłamującą przyjaciół, a potem płaczącą w łazience.

OCENA 3.5/6

Alias S01E20 The Solution
- wyjątkowo mało Sydney w tym odcinku i wcale to nie przeszkadzało. Ciesze się z kolejnej wspólnej akcji z Voughnem oraz pojedynku z Sarkem tylko to cliffhangerowe zakończenie takie złośliwe, że zmusza do natychmiastowego włączenie kolejnego epizodu.
- Will ma coraz większy mętlik w głowie. Dowiedział się, że to Jack go porwał i ruszył do działania bo doszedł do wniosku, że Syd może być zagrożona. Już mnie to męczy. Jednak fajnie, że coś się rusza w tym temacie.
- jednak gwiazdką odcinka jest Sloane. Nie dość, że ostatnio zamordował przyjaciela, jego żona jest umierająca to jeszcze Sojusz podważa jego lojalność i chcę by poświęcił Caroline, która szepcze mu do ucha jak to jest z niego dumna. Podobają mi się te trudne wybory przed, którymi stawiane są postacie. Jakby nie wybrali mocno to na nich wpłynie.

OCENA 4/6

Alias S01E21 Rendezvous
- Will współpracujący z Jackem, Sydney ratująca Willa, Will umierający! Wat?! Dobra, tego się nie spodziewałem. Akurat wtedy gdy Tippin dowiedział się prawdy o Sydney postanowiono go wykreślić z serialu. Syd się załamie, bo sytuacja się powtarza i dzieje się to samo co z Dannym. Tylko czy aby na pewno? Może to tani clifhanger i Will wcale nie zginie? Tylko co Sark miałby innego tam robić.
- śpiewająca Sydney wypadła bardzo uwodzicielsko, a potem jedna z najbardziej spektakularnych scen akcji w serialu. Widać, że serial stara się przed końcem sezonu i zagęszcza atmosferę.
- wątek Sloana jest świetny. Prosi Sojusz o odroczenie zabójstwa żony bo i tak umiera na raka, a potem okazuje się, że wyzdrowieje przez co będzie musiała jednak zginąć. Mimo, że Sloane to kawał skurwiela to zrobiło się go przykro na moment.
- Dixon ma wątpliwości wobec Sydney i przypomniał sobie co działo się w Chile. Czyżby miało dojść w finale do konfrontacji? Idealny moment.
- czym do cholery jest "warunek" o którym wie Jack i chcę sprzedać to informatorowi Willa? Jaki ma to związek z Rambaldim? I o co tu chodzi?! Uwielbiam to uczucie nic nie wiedzenia podczas oglądania serialu.

OCENA 4.5/6 

Alias S01E22 Almost Thirty Years
- finał jak to finał - dużo akcji, wyjaśnień, niedopowiedzeń i cliffhanger. Tylko mam wrażenie, że nie czuć było stawki i w porównaniu do średniej sezonu nie było wcale tak szokująco. 
- jednak Will nie zginął, a został jedynie uśpiony. Jednak trzeba mu przyznać, że ma jaja i całkiem nieźle zniósł tortury. I ostatecznie wykaraskał się z tego pokazując przy okazji charakter. Najlepsze jest jednak to, że jego artykuł się ukaże i zatrzęsie to trochę SD-6.
- rozczarowujący okazał się ten tajemniczy Warunek. To tylko urządzenie znane z premiery tylko w większej skali. Nie wiadomo jednak do czego służy i w jakim celu jest budowane. Nie przekonało mnie też, że tajemniczym The Men wcale nie jest Khasinau tylko matka Syd. Proszę, robi się z tego niepotrzebna drama rodzinna zamiast fajnego serialu sensacyjnego z wątkami near-fi.
- czy ja mam uwierzyć, że Voughn się utopił? Nie ze mną takie numery. Za każdym razem gdy jakaś postać miała zginąć nigdy do tego nie dochodziło. Teraz to pewnie też gra na emocjach.
- Dixon wie, że z Syd jest coś nie tak i doprowadził do konfrontacji z której nic nie wynikło. Kolejne rozczarowanie finału. Liczyłem na jakąś zmianę w ich relacjach, nadanie nowej dynamiki, ale nic z tego. Przynajmniej jeszcze przez kilak odcinków.
- Sloane znowu skradł epizod swoimi scenami. Gdy chodzi o żonę pokazuje swoje najlepsze, ale i najgorsze oblicze. Czyżby tak bardzo wierzył w wyższy cel, że zabił jedyną osobę, która odwzajemnia jego miłość?

OCENA 4/6

Arrow S02E17 Birds of Prey
- to nawet nie był słaby odcinek, był okropny. Niby można się było spodziewać obniżki poziomu z powrotem Huntress, ale zanim się pojawiła już uszy cierpły od katastrofalnych dialogów i scen. Jednak nie ma się co dziwić jak do pisania scenariusza zaprasza się kompletnych amatorów.
- nawet specjalnie nie chcę mi się pastwić nad odcinkiem. Uważam, że godzina (krótkie pauzy co 5-10 minut były obowiązkowe) którą straciłem na oglądanie starczy, nie będę więcej marnował więcej czasu niż to konieczne.
- nie rozumiem jak Helena nie zabiła ojca w tym odcinku, miała przecież ku temu tyle okazji. Zazdrość Sary w stosunku do niej też kompletnie irracjonalna, ale w tym serialu bohaterowie przejmują się każdymi błahostkami. Jej końcowa przemiana żałosna. I co przy jej następnym pojawieniu się będzie dobra?
- jakby Huntress to za mało w odcinku było dużo Laurel. Jej użalanie się nad sobą było nie do zniesienia, tak jak zaciskanie więzi z Sarah czy Heleną. Jak nie poznała siostry w przebraniu jest dla mnie tajemnicą. Jednak szczytem wszystkiego był jej powrót do pracy. Pierw Donner jej załatwił bo poprosił kolegę by uchylić jej karę (!), a potem ona zaszantażowała swoją przełożoną. I ja mam z nią sympatyzować?
- kuriozalna była ostatnia strzelanina. Dowódca SWAT obrażony na zamaskowanych mścicieli sam udaje się na miejsce wymiany i zaczyna strzelać do wszystkiego co się rusza. A tak bez powodu.
- Ollie zachowujący się jak mentor w stosunku do Roya to szczyt żenady. Zerwanie z Theą nie lepsze. Tak jak wypłakiwanie się na ramieniu brata, który jako jedyny nie ma przed nią tajemnic. To musiało zostać powiedziane, musiało!
- jedyne fajne były sceny na wyspie bo Slade jest odpowiednio charyzmatyczny, tortury Olivera niezłe i wyjaśniono pochodzenie części jego blizn i tatuażu. Tylko zachowania Hendricksa kompletnie nie rozumiem. Nie zna on Slade, wie tylko, że dzięki jego atakowi został uratowany. Mimo wszystko nie chcę wracać. Czemu? Nie wiadomo.

OCENA 2/6

Brooklyn Nine-Nine S01E22 Charges and Specs
- pierwszy sezon Brooklyn Nine-Nine kończy się efektownie. Dużo śmiechu, cliffhanger i nadchodzące zmiany w relacjach między postaciami. Dlatego ogromnie się ciesze, że serial wraca z drugim sezonem.
- fajnie pomyślany wątek Peralty. Na początku pijany opłakuje swoje zwolnienie z policji, a potem flashbacki jak do tego doszło. Twist musiał być. Historyjka bardzo fajna, zwłaszcza, że w centrum byli Amy i Holt. Cudowne sceny taneczne oraz w lumpie. Będę za nimi tęsknił! Dziwi mnie tylko, że nie wykorzystano jednej sceny z trailera odcinka, która była jedną z najśmieszniejszych.
- na posterunku też się działo. Rozstanie Boyla spodziewane, ale nie sądziłem, że w tak komiczny sposób będzie je przeżywał. Ubrany jak Neo z Matrixa wcina gotowane jajka. Cholernie zabawne! Tak jak życzliwi koledzy próbujący mu pomóc. Cliffhanger z Giną niespodziewany, ale doprowadzi do kilku śmiesznych sytuacji w przyszłości.
- Jake powiedział Amy, że coś do niej czuje i zachował się przy tym strasznie arogancko. Biedaczka co ma zrobić? Więcej rozmawiać z nim nie może bo spali przykrywkę więc zostaje pozostawiona w niewiedzy.
- brawa dla serialu, że Jake koślawie cytuje dewizę z Friday Night Light przeinaczając ją na "Eyes closed, head first, can't lose!".

OCENA 5/6

Hannibal S02E05 Mukozuke
- co za odcinek i ile świetnych dialogów, które zostały w perfekcyjny sposób odegrane. Poza tym jakie piękne zdjęcia, które urzeczywistniły bujną wyobraźnie Fullera. Uwielbiam patrzeć na ten serial, ma w sobie coś pociągającego. 
- Beverly jedna zginęła. Nie jest to niespodziewane, ale do końca się łudziłem, że Hannibal będzie ją trzymał przy życiu z czystej ciekawości lub by z kimś pogadać. Jednak trzeba mu przyznać, że się popisał przedstawiając jej ciało. Jakby przyrządził tą wystawę specjalnie dla Willa - popatrz co jestem w stanie zrobić jak mnie zdenerwujesz. Jednak najbardziej makabrycznie wyglądał Will inscenizujący zbrodnię, duszenie Katz, a potem ćwiartowanie, okropne i fascynujące sceny od, których nie można się było oderwać. Do tego jeszcze Will z plastikową maską jako hołd dla filmów z Hopkinsem wyglądał upiornie. 
- Eddie Izard wrócił i znowu perfekcyjnie wciela się w Gideona. Gra swoją gierkę, nie wiem na czym mu zależy. Chroni sekret Hannibala mimo, że go wystawił, nie chcę też wyjawić prawdy Willowi. Droczy się z nim i Chiltonem. 
- morderca tygodnia okazał się być tajemniczym wielbicielem Willa. On zabił strażnika, ale to Hannibal sędziego. Ładnie go Will wykorzystał, tak jak Hannibal innych. Przekroczył pewną granicę, która będzie go droga kosztowała. Zlecił zabójstwo Hannibala i teraz cierpi z tego powodu, staje się taki jak on co symbolizują rosnące poroża (co za piękna scena!). Cierpi z tego powodu, ale godzi się ze swoim losem bo chęć zemsty jest silniejsza. Zaraz potem zostaje zaserwowane cudowne ujęcie, gdzie umywalka wypełniająca się przelaną krwią, twarz Willa i posadzka w posoce Hannibala stanowią jedno. 
- sanitariusz prawie wykończył Lectera. Prawie. Pierwszy raz Hannibal był tym bezbronnym i pozostawionym na łaskę innych, nie docenił jednak Willa w grze, a teraz przyjdzie czas na zemstą. Czy tylko mi wiszący Hannibal kojarzył się z ukrzyżowanym Chrystusem? Już wcześniej robiono aluzję do Lectera uważającego się za boga, pana życia i śmierci. 

OCENA 5/6

Person of Interest S03E18 Allegiance
- przeciętny wątek proceduralny. Niby były zwroty akcji, ale można je było wyczuć na kilometr. Ciężko też było mi się przejmować inżynierką skoro jej zachowanie było irytujący, a wątek romansowy strasznie ckliwy. Mało przekonujące było dla mnie jak serial próbował mi wmówić, że gdy odetnie się prąd władzę w mieście od razu przejmują terroryści, a o zapasowym zasilaniu nikt nigdy nie słyszał. Może i akcja była przyjemna, a do tego kilka zabawnych scen Shaw/Fusco, ale od tego serialu oczekuje dużo więcej, a przecież nie raz okazał, że potrafi nawet błahą sprawę zaprezentować w ciekawy sposób. 
- na plus wątek Root, ale to nic nowego. Może i Amy Acker nie była przerażająca w tym odcinku i nie robiła nic efektownego, ale dalej przeuroczo się uśmiecha. Do tego Greer próbuje ją zwerbować czyli analogicznie jak Vigilante w zeszłym odcinku Shaw. Co ważne również i on mówi o nadchodzącej wojnie czyli nie chodzi już o maszyna vs. maszyna tylko o coś więcej. 

OCENA 3.5/6

The 100 S01E01 Pilot
- ten serial jest głupiutki, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Jednak będę oglądał dalej bo w przeciwieństwie do takiego The Tomorrow People tutaj mogę się pośmiać ze scenariusza i na razie częściej do tego dochodzi niż uderzania się w czoło z powodu zachowania bohaterów. Poza tym nad serialem będzie się fajnie pastwić. Już pominę idiotyczny pomysł wysłania 100 nastolatków jako grupy kolonizacyjnej bo to zawiązanie akcji, ale dalej jest tak słabo, że aż śmiesznie. Dzieciaki błyskawicznie przystosowują się do ziemskiej atmosfery, nie dziwi ich widok roślinek, perfekcyjnie orientują się w terenie, nie mają problemów z oddychaniem ani z słońcem, zarazków też pewnie żadnych nie złapią. No sielanka po prostu. A wystarczyło tylko zatrudnić jakiegoś konsultanta naukowego. Tylko jakby do tego doszło to serial musiałby wyglądać zupełnie inaczej. Zadziwia mnie też zacofanie technologiczne stacji. Na prawdę nie są w stanie zbadać z orbity jak wygląda Ziemia? Nie mogą wysłać żadnej sondy? Nie mają dostępu do żadnych satelitów, których na orbicie powinno być od liku? I czemu nie umieją zaprojektować sprawnej komunikacji. Widać, że ta misja to kompletna prowizorka.
- z bohaterami nie jest lepiej, ba jest dużo gorzej. Trójkąt miłosny po prostu musiał być w serialu The CW. Zaradna dziewczynka, arogancki typek, comic relief umierający jako pierwszy, złe chłopaki chcące przejąć władzę, zbiorowy anarchistyczny umysł. Nic ciekawego, jedynie rażącego. Wszyscy są piękni, zdrowi, wysportowani i modnie ubrani. Kolejny standard stacji zachowany. Nie wiem jak długo ich zniosę, ale jak za często nie będą się odzywać będzie dobrze.
- na stacji również średnio inteligentni ludzie. Jest walka o władzę, miłość dwóch przyjaciółek i zdrady. Mamy też ostry kodeks skazujący ludzi na śmierć gdzie kanclerz i tak może ułaskawiać swoich przyjaciół. Nikt też nie przejmuje się zabicie naukowca odpowiedzialnego za kierowanie projektem mającym na celu ocalenie planety. Wszyscy też zapomnieli o przysiędze Hipokratesa. Krwi za to powinno być pod dostatkiem. Widać, że rządy na stacji są twarde więc wystarczyłby nakaz jej oddawania. Jednak pewnie o tym też nikt nie pomyślał.
- fajnie się za to ogląda zmiany jakie zaszły na Ziemi. Trochę ciężko mi uwierzyć, że teren koło bazy wojskowe nie jest nuklearną pustynią tylko porośnięty bujną roślinnością kanadyjskich (?) lasów. Przecież to powinien być jeden z pierwszych celów atomówek. Dzikie węże i zmutowany jelonek Bambi jednak fajne. Do tego pierwotni mieszkańcy, którzy jakimś cudem przetrwali  i cofnęli się w rozwoju cywilizacyjnym. Już nie mogę się doczekać wojny dzieci vs. dzikusy.
- dziwi mnie tylko jak udało się namówić tylu niezłych aktorów do gry w tym szrocie. Paige Turco, Kelly Hu, Henry Ian Cusick, Alessandro Julliani (Geata wrócił w kosmos!). Wolałbym zobaczyć ich w jakieś ambitniejszej produkcji, ale jakoś na chleb trzeba zarabiać.

OCENA 3/6

The Good Wife S05E15 Dramatics, Your Honor
- o cholera! Co oni w tym serialowym sezonie mają do zabijania postaci z głównej obsady w zupełnie niespodziewanym momencie. To jakaś plaga! Pewnie gdyby nie spoilery na twitterze przez dzień czy dwa zbierałbym szczękę z podłogi z powodu zaskoczenia, ale i tak odcinek mnie zniszczył emocjonalnie. Scena śmierci Willa zupełnie nie podobna do niczego. Pełna emocji mimo, że nie pokazali bohatera czy strzałów. Jedynie bohaterów je słyszących co pozostawiło w jeszcze większym zawieszeniu, co takiego stało się na tej sali. Bohater odszedł też bez pożegnania, był i go nie ma. Niekonwencjonalne, ale przez to tak bardzo chwytające. Przy tym dające kopa na resztę odcinków tego sezonu. Przyjdzie czas na żałobę przez co aktorzy się wykażą, a Julianna Margulies powinna sobie zasłużyć na Emmy lub Globa. Będzie mi brakowało Josha Charlesa, ale jego odejście z serialu nada mu nowej dynamiki.
- zgrabnie też poprowadzono odcinek i robiono podkład pod odejście Willa. Gdyby sprawa skończyła się normalnie byłby zaledwie dobry, ale teraz kilka scen nabiera konkretnej głębi. Will naiwnie wierzył w niewinność swojego klienta i ostatecznie zginął z jego ręki. Jednak co jakby na prawdę nie popełni przestępstwa i był niewinnie oskarżonym, wychodzi na to, że to system go złamał i to doprowadziło do tragedii.
- ostatnie sceny z Kalindą i Alicją też się udały. Tej pierwszej mówi, że robi to co lubi, nie wyobraża sobie niczego innego. Z drugą dochodzi do porozumienia, pierwsza od dawna scena z której nie bije agresją, a wzajemnym szacunkiem. Idealne zakończenie dla jego postaci. Trochę brakowało mi bliższego kontaktu z Diane, ale obserwowanie jej reakcji na strzału i gry aktorskiej Christine Baranski w pełni mi to wynagrodziło.
- poza tym w odcinku dalszy ciąg śledztwa w sprawie Petera i przesłuchanie Alicji gdzie znowu pokazała pazur. Śmierć Willa wiele tutaj namiesza.

OCENA 5.5/6

The Walking Dead S04E15 Us
- o taka konstrukcja odcinków mi się podoba. Większość bohaterów się pojawia choćby na chwilę, ale akcja skupia się tylko na wybranych. O wiele bardziej wolę takie coś niż całe 40 minut tylko o jednej grupce. Poza tym było kilka fajnych momentów i w końcu część z postaci doszła do osławionego Terminusa.
- najbardziej mnie cieszy ponowne spotkanie Glenna i Maggie. Uwielbiam tą dwójkę zwłaszcza jak są razem. Może to bardzo melodramatyczny wątek, ale często poprawiający humor bo to jedyny prawdziwy związek w tym okrutnym świecie. Obawiam się tylko, że zaraz komuś stanie się krzywda. Długa rozłąka, chwila szczęścia i tragedia. Gdyby to był serial Whedona już można by było szykować chusteczki.
- Eugene działa mi tylko na nerwy, ale chyba taki był zamysł twórców - by szybko znienawidzić tą postać. Jeśli coś innego planowali to im się nie udało. Cała gadka o ratowaniu cywilizacji jest naiwna i nie zdziwiłbym się jakby okazała się ściemą, ale z psychologicznego punktu widzenia spełnia swoją rolę bo Abraham ma jakiś cel i może się na nim skupić.
- Tara jest tykającą bombą. Glenn okłamał Maggie kim ona jest, ale prędzej ktoś ją skojarzy z napaścią na więzienie, a to się dobrze nie skończy.
- scena w tunelu była głupia. Ja rozumiem chęć wprowadzenia odrobiny napięcia, ale nie kosztem ogłupiania postaci. Na prawdę nie dało się wybić tych zombiaków z góry? Podchodzi jeden - likwidacja, podchodzi następny - likwidacja. Chwilę by zajęło, ale na pewno pewniejsze niż skradanka.
- u Carla i Michonne chwila radości. Strasznie mi się podobał moment jak szli po torach. Widać jak bardzo się związali. Carl też spoważniał bo wie, że dobro grupy zależy na wzajemnym wspieraniu się. Tylko Rick ma ponury nastrój, ale przynajmniej powoli odzyskuje cechy lidera.
- u Daryla chyba najsłabiej. Wpadł w nową grupkę bezwzględnych bandytów polującą na Ricka, ciężko mu się w niej odnaleźć, ale powoli akceptuje swój los i znowu dostosowuje się do sytuacji.

OCENA 4.5/6

Vikings S02E05 Answers in Blood
- nie dawno Kattegat zostało stracone teraz wszystko wróciło do normy. Akcja pędzi do przodu w tym sezonie jak oszalała. Strasznie podobają mi się tutaj sceny batalistyczne. Pełne chaosu, dwie ścierające się grupy okładają się tarczami i mieczami, a do tego kilka brutalnych pojedynków jeden na jeden. Podoba mi się też jak potraktowano kobiety. Nie jest niczym szczególnym, że biorą udział w walkach, nie są mocniej wyeksponowane, to kolejni wojownicy w tłumie. I tutaj też mała uwaga - obsada Vikings jest niewielka, brakuje wątków dla postaci drugoplanowych, ale mimo wszystko są oni charakterystyczni i jak giną czuć, że to ktoś znajomy mimo, że przewiał się tylko w tle.
- Bjorn zostaje z ojcem, Laghreta odchodzi. Trochę spodziewane, ale to dobrze bo konflikt z Ashlaug mógłby na tym etapie denerwować. Pewnie jeszcze w tym sezonie wróci do Ragnara, ale pierw musi się rozprawić z swoim mężem. Tylko biedny Ragnar nie wie czego chcę. Swoją drogą w tym sezonie mało co robi, podróżuje od jednego do drugiego miejsca, ale nie kształtuje wydarzeń, a raczej na nie reaguje.
- Athlestein dalej zmaga się ze swoją wiarą i chyba sam nie wie w co wierzy. Ma mistyczne objawienia, ale też nawiedzają go wyimaginowane demony. Powoli zyskuje sobie też pozycje na dworze Ekhberta tylko czekać aż zostanie zaufanym króla albo zostanie wyprawiony z poselstwem do wikingów.

OCENA 4.5/6

1 komentarz:

  1. To nie będzie żaden komentarz. Chciałem jedynie zauważyć, że naprawdę pisze się razem.
    PS: Dostrzegłem we wcześniejszych pańskich wypowiedziach jeszcze parę rażących "byków", jednakże nie bolały tak jak ten i nie był powtarzane tak konsekwentnie. Radzę częściej korzystać ze słownika.
    I proszę mnie źle nie zrozumieć, to żadna obraza, a jedynie rada. Poza szczątkowymi błędami pisze pan rzeczowo, pańskie zdania są przeważnie przemyślane i (wyłączywszy te nieliczne błędy) całkowicie poprawne.

    OdpowiedzUsuń