niedziela, 23 marca 2014

Serialowe podsumowanie tygodnia #77 [03.17.2014 - 23.03.2014]

SPOILRY
Alias S01E06 Reckoning
- miałem chwilowo dość przeciętnych seriali emitowanych z tygodnia na tydzień i odpaliłem klasyka którego zacząłem w wakacje. I jestem bardzo z tego powodu zadowolony. Może to nie był świetny odcinek, ale bardzo solidny i pokazujący jakie szmiry teraz oglądamy i czemu hype na Arrow jest zupełnie niezasłużony. Przecież tutaj nawet nudniejsze postacie nie męczą i mają ciekawe wątki. Taki Tippin prowadzi śledztwo dziennikarskie i wpada w niezłe szambo. Dostaje mało czasu, posuwa swoją historię do przodu i jest nawet interesujący. Nawet Francine się dobrze ogląda, która robi za obyczajowe tło dla Sydney.
- strasznie mi się podobał kontrast jak przedstawiono Rumunię i Londyn. W tym drugim sterylne i wnętrza  białymi ścianami, a przeciwieństwo tego obskurny szpital psychiatryczny gdzie zdekonspirowano Sydney. Do tego fajna i dynamiczna akcja okraszona niezłą muzyką.
- matka Sydney zginęła przez ojca, który uciekał od FBI? Raczej nie. Też mi się wydaje, że Sydney jest zaślepiona. To może jej mamusia była agentką KGB? To byłby ładny twist.

OCENA 4.5/6

Alias S01E07 Colo-Blind
- John Hannah świetnie zagrał pacjenta szpitalu psychiatrycznego, a jego rozmowa z Sydney w chatce gdzieś w lasach Rumunii była mocna. Wyjawił jej, że to on zabił Dannyego, a ona mu i tak pomogła bo został do tego zaprojektowany, jak i ona był narzędziem SD-6. Strasznie mi się też podobał motyw z pocztówką, którą dostała na końcu odcinka.
- artefakty Rembaldiego już w następnym odcinku? Ogromnie jestem ciekaw co to takiego. I jak wpłyną na fabułę serialu.
- czy Jack mówi prawdę, że został oczyszczony z zarzutów szpiegowstwa czy może okłamuje córkę dla jej własnego dobra? Niby chciał jej pokazać dowód, ale równie dobrze mógł blefować. Tak jak Sloan oszukujący Marshalla i Tippin dalej prowadzący swoje śledztwo przed Sidney. Chyba nie można tu przyjmować za pewniki tego co mówią bohaterowie.

OCENA 4.5/6

Alias S01E08 Time Will Tell
- na początek jedna mała głupota, która mi nie pasowała - podczas akcji przechwycenia zegara Sydney ucieka przez uchylone okno w laboratorium. W takim razie po co była cała ta szopka z kopiowaniem karty skoro można by było wejść tam w ten sam sposób. Strasznie to raziło. Dobrze, że natłok innych wydarzeń sprawił, że się o tym szybko zapomniało.
- wielka intryga z Rambaldim jest coraz ciekawsza. Przewidywanie przyszłości, wydłużanie życia o kilka wieków, renesansowy GPS, grobowiec w Chile i spaczony zagon dawnych strażników tajemny. I to dopiero ósmy odciek pierwszego sezonu! Coś mi się wydaje, że pokocham ten serial. Ciekawe tylko w jaką stronę pójdzie ostrego sci-fi czy raczej fantastycznych niedowiedzeń. 
- nie wierzę, że Sidney jest wykryto, że Sidney jest kretem, tak jak, że jej ojciec pracował dla KGB. Za dużo tu niedowiedzeń i suspensu. Jednak końcówka zrobiła na mnie mocne wrażenia - walka z Espinosą przeplatana rozmowami o krecie (Tobin Bell odpowiednio creepy), postrzelenie Sidney w kamizelkę i potem jej wielki upadek. To zafundowali cliffhanger.

OCENA 5/6

Alias S01E09 Mea Culpa
- szaleństwo. Sydney umiera, zdradza się przed Dixonem, Sloan zleca jej zabicie, ale nie zleca, znowu zaczyna jej ufać, a potem znowu nie. Tyle w tym odcinków zwrotów fabularnych, że można by obdzielić nimi kilka odcinków. A co jak się niedługo okaże, że Sloan zaczął wątpić w Sojusz i skrycie popiera działania Bristowów? I jakie jeszcze tajemnice wiążą go z Jackem?
- u Tippina też ciekawie. Zabawne sceny z pluskwą, a potem tajemniczy telefon. Kto go informuje, czyżby to był Jack, który działa na dwa fronty?
- Nokia 3310 znowu się pojawiła, tym razem jako drukarka 3D fałszywych odcisków palców. Wielofunkcyjny i ponadczasowy sprzęt.
- jedyny minus odcinka to brak wątku Rambaldiego. No cóż i na to przyjdzie czas.

OCENA 4.5/6

Alias S01E10 Spirit
- jak nie podejrzenie o zdradę przez SD-6 to porwanie przez terrorystów. Sid ma ostatnio ogromnego pecha. Jednak dobrze, że ma takiego tatusia jak Jack. Pierw poświęcił jednego z agentów by chronić córeczkę, a teraz uratuje jej życie. Podobało mi się, że w tym odcinku poświęcono mu sporo miejsca. Tak jak pognębiono trochę Sloana i dodano mu człowieczeństwa.
- Tippin dalej prowadzi swoje śledztwo i odkrył istnienie SD-6. Nie wie jeszcze co to jest, ale to się dobrze dla niego nie skończy. Wciąż jestem zdania, że to Jack przesłał mu kasetę.

OCENA 4.5/6

Alias S01E11 The Confession
- ha, wiedziałem! Jednak to nie Jack był agentem KGB tylko jego żona. I przez to sytuacja rodzinna Sydney zrobiła się jeszcze ciekawsza. Podobało mi się jak było budowane napięcie i zbliżała się chwila wydania własnego ojca i wahania Syd.
- misje w tym odcinku ok. Szybko udało si,e uciec z Kuby gdzie powstała kolejna nić porozumienia na linii Syd-Jack, potem krótki wypad do klubu w Atenach i wizyta w silosie pełnym broni. I znowu mały zwrot akcji z Hassanem i dynamiczna scena gdzie Sydney walczy o życie. Nie ma chwili nudny podczas oglądania serialu.

OCENA 4/6

Alias S01E12 The Box (1)
- serial zmienił formułę na dwuodcinkową historię i jest to miła odmiana. Mamy zamknięcie SD-6, tajemniczy agent z przeszłości chcę mścić się na Sloanie i wspomina o jeszcze bardziej tajemniczym pracodawcy, a Sidney wraz z ojcem muszą uratować sytuację. I świetnie się to ogląda bo długa misja to niecodzienny widok w tym serialu. Klimatyczne przedzieranie się szybem wentylacyjnym i dywersja uwięzionych. Świetne.
- niewątpliwa zaleta to Quentin Tarantino przed kamerą. Świetnie mu idzie grania opętanego rządzą zemsty dawnego pracownika SD-6. Kto jak kto, ale on psycholi grać umie. Mam też wrażenie, że brał udział w pisaniu swoich dialogów bo czuć od nich tarantinowskim stylem, szczególnie jak opowiadał o najostrzejszym sosie.
- fajny myk też z tytułem odcinka. Sydney opowiada o pudełku z rzeczami o swojej matce, łowi pudełeczko na wędkę, Cole grozi zawartością pudełka Sloanowi, a i akcję odcinka można określić jako dziejącą się w pudełku. Nie zdziwiłbym się jakby kolejne znalazło się w skarbcu.
- dobra wątek Tippina robi się już nudny. Raz porzuca sprawę by znowu do niej wrócić. W kółko to samo. U Voughna nie lepiej. Spotkanie z psycholog wypadło dość średnio. Śmiesznie też wygląda to, że w biurze już chyba wszyscy wiedzą o Sydney.

OCENA 4.5/6

Alias S01E13 The Box (2)
- oczywiście, że chodziło o artefakt Rambaldiego, innej opcji nie było. Co to jest nie wiadomo. Jakieś renesansowe perfumy, a pewnie jakiś super roztwór robiący coś niesamowitego. Obecnie jednak bardziej intrygujący jest tajemniczy The Man na którego poluje też wywiad brytyjski.
- Tarantino w swojej role był wspaniały i oczekuje jego powrotu. Nie wiem czy podczas swoich scen improwizował czy pomagał pisać dialogi, ale znowu czuć było, to ten Tarantino. Żałuje, że cały odcinek nie opierał się tylko na jego rozmowach z kolejnymi bohaterami.
- Voughn podczas akcji i to w SD-6. Niecodzienny widok. Jednak jego team-up z Syd wypadł całkiem nieźle.
- odcinanie palca Sloanowi - fuj. Takich rzeczy dzisiaj nie ma w ogólnodostępnej telewizji, a kiedyś to była norma. Przecież w tym samym czasie leciało 24 na FOX.

OCENA 4/6

Arrow S02E16 Suicide Squad
- muszę przyznać, że twórcy Arrow są całkiem nieźli w tym co robią. Nie że ich dzieło jest wybitne, ale udaje im się wmówić, że oglądał całkiem dobry serial. Od czasu do czasu zdarza mi się uśmiechnąć na kilka komiksowych pomysłów, akcja jest przyjemna i widać, że obsada się dobrze bawi odgrywając swoje postacie, a scenarzyści pisząc historię i ogląda się znośne. Tylko, że to nie jest dobra produkcja bo za często zdarza mi się zgrzytać zębami i rozkładać ręce ze zdumienia. No bo czemu do cholery super urządzenia do sprawdzania tożsamości gości nie wyświetlają ich zdjęć tylko same nazwiska? Czemu Amanda nadzorując misję nic nie robi tylko czeka na informację od Layli zamiast sama być na bieżąco? Skoro Deatshot ma kamerę w oku to na bieżąco powinna lecieć transmisja na jednym z monitorów. Czemu nikt nie śledził obrazu z Predatora i czemu Wallera chciała poświęcić Deadshota? Nie można było ustawić koordynatów miejsca gdzie stoi i kazać mu uciekać? Czemu Oliver zachowuje się jak idiota i pali za sobą mosty w Bratwie? Czemu nie dopuszcza Sary i innych do jego krucjaty przeciw Sladowi? Czemu Diggle jest bardziej oburzony na wiadomość o śmiercionośnych chipach w głowie swojego składu niż na wiadomość, że ma z nimi współpracować? Czemu wątek Suicide Squad jest tak idiotyczny? I można tak jeszcze długo. Tylko, że mimo tych pytań i narzekań dobrze mi się oglądało przez co mam małe wyrzuty sumienia.
- końcówka była najbardziej interesująca. Amanda zna się z Oliverem? Nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że w odcinku z uwięzieniem Layli się jednak nie spotkali. I jeszcze łączy ich walka z Sladem. Dobra to jest fajne i nie mogę się doczekać ich kolejnej współpracy.

OCENA 4/6

Banshee S02E10 Bullets and Tears 
- drugi sezon Banshee miał swoje wzloty i upadki, cierpiał przede wszystkim z powodu rozmycia wątku głównego i nagromadzeniu mało ciekawych wątków i całkiem zgrabnie pomyślanych postaci. Dlatego tym bardziej się ciesze, że finał okazał się być najlepszym odcinkiem sezonu. Mnóstwo ostrej akcji z efektowną wymianą ognia i brutalnymi walkami, trochę seksu oraz ten charakterystyczny montaż z gubieniem kilkudziesięciu klatek i hipnotyzującą muzyką. Tego było mi potrzeba przed długą przerwą. Szkoda, że na przykładzie tego odcinka tym bardziej widać jak pozostałe odstają.
- najważniejsze, że niemal w całości został poświęcony Lucasowi i Carrie. Akcja szła równolegle dwoma liniami czasowymi - feralny skok na diamenty oraz teraźniejsze zlikwidowanie Rabbita. I wyszło to miodnie. Pięknie do siebie pasowało zestawienie tych dwóch historii. Zakończenie jednej jest początkiem drugiej, która również dobiegła końca. Czas na nowe rozdanie. Bez Rabbita i konsekwencji dawnego życia. Przynajmniej na jakiś czas. Bo nie wierze, że bohaterowie będą się długo trzymać od NY. Oby! Bo Fat Au jest intrygującą postacią i dzięki niemu będzie można poznać lepiej przeszłość Lucasa. I te jego warkoczyki na brodzie są śmiechowe.
- ogromnie się ciesze, że odstrzelano dwie osoby ze starej obsady. Pa pa dla Emmeta i Longshadowa. Ten pierwszy miał tylko istotny wątek zemsty, teraz już nie był potrzebny, a jego zgon może wyzwolić reakcję łańcuchową. Alex zginął w widowiskowy sposób z rąk Rebeckhi. Okres niewinności definitywnie się skończył, a teraz jej dziwne relację z wujem będą mogły rozkwitnąć. Szykuje się też jego zemsta na Lucasie. Nie ma mowy o spokoju w Banshee.
- ciekaw jestem jak w przyszłej serii zostanie poprowadzony wątek Lucasa. Jego związek z Siobhan będzie czymś nowym, a i relację z Devą powinny go odmienić. Może w końcu zrobi się interesującą postacią nie tylko z powodu swojej przeszłości.

OCENA 5/6

Black Sails S01E07 VII.
- powrót na wyspę i zrobiło się słabo. To zasługa Flinta i Silvera. Jak ja nienawidzę ich historii! Działają mi już na nerwy. Tak jak pani Barlow, która prowadzi na własną rękę intrygi, a Flint nie potrafi nic z tym zrobić. Jego plany dotyczące przejęcie władzy na wyspie też mnie średnio interesują. I wszystko wynika z tego, że biedaczek został skrzywdzony przez własny kraj. Same intrygi w załodze nie są intrygujące, nie są nawet zbytnio skomplikowane. Silver robi wszystko by przeżyć, wymiguje się z kolejnych kłopotów, a załoga szykuje się do buntu. Dla mnie się wszyscy wzajemnie się mogą wyrżnąć.
- ciekawiej jest o załogi Vane'a. Jego wątek był jednak słaby. Gdzieś płynie, z kimś walczy, zostaje pokonany, ale nie do końca i zdobywa załogę. Serio? Tak po prostu z straconej pozycji bez zbędnych wyjaśnień i bogatej historii odbudowuje swoją pozycję? Bardziej skrótowo i naiwnie się tego nie dało zrobić. Ciekawszy jest wątek Jacka prowadzącego burdel bo można się chociaż trochę pośmiać.
- Eleneor i Flint? Kolejny niedorzeczny pomysł, pokazujący, że serial ma poważne problemy z swoją tożsamością. Sprawdzę jeszcze finał i chyba na tym poprzestanę bo za mało jest bohaterów z ciekawą historią, a za dużo irytujących postaci, które nie potrafią zainteresować.

OCENA 3/6

Black Sails S01E08 VIII. 
- drugi finał tego tygodnia i nie wypada tak okazale jak produkcja Cinemax. Przyczyna jest jedna - Black Sails nie jest tak angażujące jak Banshee. Ba wcale nie jest angażujące. Nie obchodzą mnie te postacie (może poza kilkoma wyjątkami), nie chcę wiedzieć czy Flint utworzy swoje państwo, jak będzie wyglądać sytuacja Nassau ani czy uda się zdobyć Urkę de Limę. Jest mi to zupełnie obojętne, a to przekreśla w moich oczach cały serial. Wszystko prze z bohaterów. Mogą ze sobą walczyć, snuć intryg i ginąć, ale po co skoro nie są ciekawi i charyzmatyczni. Może niby mam się złościć na Flinta lub dziwić jaki on zły skoro zabił swojego przyjaciela? Albo przejąć śmiercią Gatesa? Może, ale nie potrafię bo te postacie za grosz nie miały mojej sympatii, nie potrafiły mnie zmusić do przejęcia się ich losami i kibicowania im. Były one zbyt proste, za słabo je zilustrowano, nie postawiono ich w ciekawych sytuacjach, nie mieli wiele do powiedzenia i wyglądali sztucznie wygłaszając swoje filozoficzne prawdy o życiu lub dawniej cytując Marka Aureliusza.
- a jak finał jako ostatni odcinek, wyróżnił się czymś? Niezbyt. Niby był bitwa, ale raptem posypało się parę drzazg, statek został zniszczony, a ocaleni wylądowali na wyspie. Ciekawe czy na końcu następnego sezonu będą chodzić z łukami, a po powrocie do Nassau próbować zaprowadzić w nim porządek. Czy zdobędą Urcę i jej złoto. Nie wiem, nie chcę wiedzieć. Niech zdobywają. Niech nawet zabiją Flinta. Najlepiej razem z Silverem. Niby próbowano w ogniu bitwy (hiperbolizuje, bo wielkiej bitwy nie było, raptem kilka wystrzałów, ale ładnie brzmi) zacieśnić ich stosunki, doprowadzić do zrozumienie, ale nie czuć tego bo obydwaj są ignorantami niewartymi funta kłaków. A z opresji się wymigają bo ten serial łatwo idzie na ustępstwa.
- w Nassau też się działo. Podłożone też mocne podwaliny pod wątki na przyszły sezon. Wątki, które już wiem, że by mnie nie interesowały gdybym go oglądał. Vaane wrócił ze swoją przypadkową armią piratów niczym Aragorn w Powrocie Króla. Nie miał nikogo teraz trzęsie wyspą co doprowadzi do jego tańca z Elenor, która pragnie jedynie samodzielności. A tak fajnie się zapowiadała ta postać. Drugi pirat, równie złowrogi co Flint tylko ciekawszy, a zrobili z niego szczura lądowego z złamanym sercem. Wzruszające, aż muszę sięgnąć po chusteczkę. Piękny by był z tego film romantyczny o miłości ponad podziałami. Bo on to przecież robi dla miłości, by Elenor zaczęła go szanować.
- i moje ulubione postacie - Jack i Anne. Fajne sceny w burdelu, odnajdowanie się w nowej rzeczywistości, ale gdyby nie to, ze ich nazwiska są w głównej obsadzie można by stwierdzić, że to gościnne występy. Ona się obraziła na swojego kochanka, a on cudem uniknął śmierci z rąk swojego dawnego kapitana. Bo teraz może okazać litość. Nie, że scenariusz tak karzę. Po prostu może. Zyskał respekt, fort i żołnierzy to może teraz spełniać swoje zachcianki i nie ukarać człowieka, który prawdopodobnie go zdradził, zabijając towarzyszy. I Jacka tyle. Szkoda, że to nie jest serial o nim, a pół piratach i handlarzach.
- co wyszło w odcinku fajnie to sztorm. Kołyszący się statek, zacinający deszcz, rzygający ludzie i załoga zajmująca się swoimi sprawami. Miłe też były przygotowania do walki, której nie było, wtedy dało się poczuć klimat pirackiej przygody. I mniej więcej tyle.
- niestety serial jest jak jego czołówka. Ładny, potrafi oczarować, ale po jednym obejrzeniu nie chcę się wracaj i z czasem przychodzi obojętność. Papa, Black Sails, fajnie było sobie pożeglować te parę odcinków. Szkoda, że to tyle czarnej bandery w światku seriali bo Crossbones nie wróżę sukcesu jako, że wychodzi na NBC.

OCENA 3.5/6

Brooklyn Nine-Nine S01E21Unsolvable
- kapitalne są sceny przed czołówką. W tym odcinku był to najlepszy moment odcinka. Przychodzi Holt z zwichniętą ręką, Peralta, za wszelką cenę chcę rozwiązać tą tajemnicę po czym Holt wyjawia mu, że na ćwiczeniach hula hop doszło do wypadku. Niedorzeczne i śmieszne. Zwłaszcza końcowy komentarz kapitana, że i tak nikt Jake'owi nie uwierzy.
- reszta odcinka miała lepsze i gorsze sceny. Na pewno Hitchock i Scullyjako super detektywi byli śmieszni, ale już tajemnicza łazienka taka sobie. Amy bawiła jak zwykle, ale ostatecznie jej wątek mógł być zabawniejszy. Nierozwiązana sprawa za to została rozwiązana. Tu też śmiesznie i nudnie, ale flashback sprzed 8 lat mógł wynagrodzić wszystkie niedociągnięcia.

OCENA 4.5/6

Community S05E07 Bondage and Beta Male Sexuality
- przeciętny odcinek Community, ale mimo wszystko mnóstwo okazji do śmiechu oraz sytuacji depresyjnych. Jak np. Britta, która nic w życiu nie osiągnęła, a przyjaciele okazali się zwykłymi frajerami, albo Chang, który dla innych był duchem. Szkoda trochę, że w odcinku było mało Annie i Shirley, plus za dużo Duncana. Chciałbym by się częściej pojawiał.
- sceny z Hickeyem i Abedem bardzo dziwne. Nie śmieszne, a raczej smutne, jak zgorzkniały były policjant wyrzuca Abedowie to, że jest rozpieszczony i inni obchodzą się z nim jak jakiem. I powoli rodzi się między innymi więź. Było też wspomnienie Troya. Brakuje go, ale serial nieźle radzi sobie bez niego.

OCENA 4/6


Hannibal S02E04 Takiawase 
- panie Fuller, nienawidzę pana! I przy okazji wielbię. Cliffhanger pierwsza klasa mimo, że wiadomo jak to się skończy. Swoją drogą dziwny trend w tym sezonie zabijanie postaci z głównej obsady w środkowych odcinkach sezonu. 
- jednak zaczynając od początku - kolejne sceny w umyśle Willa i kolejny połów rybek tylko tym razem z Abigail. Dobrze ją było znowu zobaczyć. Ładna też paralela o łowach i łowieniu odnosząca się do morderstw Abigail. Co takiego symbolizuje ta scena? Że Will zarzuca haczyk na Lectera w tym odcinku? To jak Hannibal również i on będzie prowadził długą i złożoną grę, ale jego narzędziami są Chilton i Beverly?
- powrót do formatu jeden odcinek = jedna sprawa i nie mam nic przeciwko tym bardziej, że znowu dostajemy coś pokręconego i obrzydliwego. Tym razem ludzie robiący za ule, przeprowadzanie lobotomii oraz wyjmowanie gałek ocznych w wykonaniu starszej terapeutki. Fuller do tego serwuje piękne odniesienie do Pushing Daisies. 
- może i niektórym osobą będzie przeszkadzać, że w odcinku nie było śledztwo tylko zagadka morderstwa sama się rozwiązała, ale była ona potrzebna by zafundować kolejną paralele w tym serialu. Pimms twierdzi, że daje swoim ofiarą wyzwolenie ucieczkę od bólu. Tego samego chcę Bella i postanawia popełnić samobójstwo. Kapitalne były jej rozmowy z Lecterem oraz ich finał. Ona przychodzi naszprycowana morfiną i oznajmia mu że zaraz umrze. Hannibal zbytnio się tym nie przejmują, zachowuje kamienną twarz po czym rzuca monetą. Jej los jest mu obojętny. Nie wie co bardziej wpłynie na Jacka i bardziej mu się przyda - jej śmierć czy próba samobójcza. Więc rzuca monetą. To był chyba jeden z najbardziej przerażających momentów odcinka. Lecter, którego śmierć nie ruszyła powierza przyszłość Belli przypadkowi. 
- Chilton i Beverly zachowują się trochę głupio. Will mówi im, że to Hannibal jest mordercą, nie wierzą mu, ale są gotowi pomagać. Przy tym oni zaczynają własną grę z Lecterem. Dla niej na pewno nie skończy się to dobrze. Dla Chiltona zapewne też. Może nie od razu, ale prędzej czy później i on trafi na stół w postaci jakieś pięknej potrawki.
- brawo Will w końcu wpadłeś na to co Hannibal robi z swoimi ofiarami i podzieliłeś się z tym z Beverly. Tylko biedaczku teraz będziesz miał jeszcze większe wyrzuty sumienia jak ona już więcej do ciebie nie wróci. 
- odcinek oczywiście został też pięknie nakręcony. Pierw lot pszczółek do ula, a potem scena wstrzykiwania amytalu sodu i chaotyczne sceny gdzie Will przypomina sobie co się tak na prawdę działo. Wykrzywiona postać Hannibala niczym z obrazów Picassa to jawne zaprzeczenie piękna, które jest jego kamuflażem w prawdziwym życiu.

OCENA 5.5/6

Person of Interest S03E17 /
- Root <3 Znowu będę chwalił Amy Acker, ale inaczej nie da się pisać o odcinku. Skradła show swoimi uśmieszkami, pewnością siebie oraz humorem. Do tego jeszcze dopisano jej wątek dramatyczny i wewnętrzną przemianę. Zaczęło jej w końcu zależeć na ludziach, a to dlatego, że coraz częściej z nimi przebywa. 
- fabularnie odcinek w najlepszym stylu Person of Interest. Nie wiadomo o co chodzi, czemu Vigilantes i Decima chcą woźnego, a potem okazuje się, że stawka jest nadzwyczaj wysoka. Samarytanin zostanie niedługo zbudowany, a Root mówi o ratowaniu świata. Strasznie mi się podoba jak bardzo ten serial się rozwinął z zwykłego procedurala. 
- Shaw również cudowna. Trochę szkoda, że nie pokazali jej całej walki, ale to też jedna z cech charakterystycznych serialu. Jej pojawienie się u Fincha na końcu odcinka zabawne. Tylko czy nie lepiej by było jakby próbowała zinfiltrować Czujnych?

OCENA 5/6

The Good Wife S05E14 A Few Words
- wspominkowy odcinek dodatkowo z akcją w teraźniejszości na konferencji w NY. Lubię to. Fajnie było znowu oglądać starą Alicję i kulisy jej powrotu do zawodu. Julianna Margulies spisało się koncertowo i pokazała jak jej postać zmieniła się na przestrzeni 5 sezonów. Ładnie też skwitowano relację Alicja/Will i jestem ciekaw w jaką stronę będą one ewoluowały - wyniszczająca wojna czy może zrozumienie i zakopanie topora.
- Carrie Preston jak zwykle wnosi sporo humoru do serialu. I ten uśmiech Willa gdy wpadł na pomysł by została jego adwokatem. Szatański plan się sprawdził, Dubek przegrał pierwszą rudne, ale udanie kontratakował. Szykuje się mocny finał tego wątku. Szkoda tylko, że na razie Alicja została z niego odsunięta.
- gdy nie ma rodziców w domu dzieci się bawią. Krótka scena w LG i ile śmiechu.

OCENA 4.5/6

The Walking Dead S04E14 The Grove
- bałem się tego odcinku bo miał w całości powiadać o Tyreesie, Carol i dziewczynkach, a nie są to moje ulubione postacie. Jednak zainteresowanie i nadzieje na dobrą telewizję podsyciły wywiady z Melisą McBride. Nie czytałem, nagłówki wiele nie zdradzały, ale można się było domyśleć, że ktoś zginie. Przecież po zwykłym epizodzie nie ma co przepytywać aktorów. Obstawiałem na nią po tym jak Ty dowie się prawdy co stało się z Karen. O jak się myliłem! Postanowiono uśmiercić dzieci. Dzieci! Nie zdarza się często w serialach, że one umierają na ekranie. Tutaj się tego nie badano i dzięki temu postanowiono po raz kolejny pokazać jak brutalny jest świat po apokalipsie, do czego są zdolni ludzie i że normalność już dawno zanikła. I zrobiono to w sposób bardzo dosadny i poruszający.
- Mika i Lizzie okazały się być ostatecznie całkiem ciekawymi postaciami. Już ostatnio było widać, że coś mrocznego siedzi w starszej z nich, ale ten odcinek jeszcze lepiej je sportretował. Młodsza to humanista wierząca w ludzi w ten banalny dziecięcy sposób, ale rozumiejąca konieczność zabijania szwendaczy, druga to przeciwieństwo. Była w stanie zabić człowieka, jak i zombiaka jeśli nastąpiła taka konieczność, ale wydaje się jej, że może się zaprzyjaźnić z szwendaczami. Jej dziecięcy mózg widzi w nich nie tylko zagrożenie, ale też towarzystwo. Czy też nawet jednostki lepsze od ludzi. I przez to postanawia wyzwolić siostrę z tego okrutnego świata. Dać jej nowe życie, gdzie będzie się można tylko szwendać bez celu, ale też bez cierpienia. I dlatego ją zabija. Mocny i zaskakujący widok po tym jak jeszcze niedawno zostały uratowane przed pewną śmiercią. Ciarki o plecach przeszły dodatkowo jak opowiadała, że chciała to zrobić z Juddith po czym się zreflektowała, że tak nie wolno jak Carol jej przypomniała, że przecież ona nie może chodzić. To było straszne.
- jednak prawdziwe uderzenie miało jeszcze przyjść. Najprostszym wyjściem byłaby śmierć Lizzi z rąk przemienionej siostry. Tylko, że to byłoby banalne. Carol postanawia wziąć sprawy w swoje ręce, proponuje Tyreesowi, że z nią odejdzie gdyż stanowi zagrożenie dla siebie jak i towarzyszy. Tylko, że to oznaczałoby pewną śmierć Ty'a i Carol. Więc trzeba zrobić to co konieczne. Carol, która straciła córkę, musi zabić przybraną. Strzela jej w tył głowy na łące z kwiatami. Szok, niedowierzanie. Dawno ten serial nie wzbudził u mnie tyle emocji. Scena została jeszcze spotęgowana, pytaniem Lizzi czy Carol się na nią gniewa i czy zrobiła coś złego oraz rozmową o kolorze dymu, analogiczną jaką Carol przeprowadziła z Miką. Na prawdę brawo dla scenarzysty  jak doprowadził do tych wydarzeń (wcześniej zabawa w dom i plany na przyszłość), nie czuć było taniego dramatyzmu, a autentyczne emocję.
- co zaskakujące to nie było wszystko. Na końcu Carol wyjawia prawdę kto zabił Karen, a Tyreese jej wybacza. Rozumie konieczność tej decyzji i wie, ile to kosztowało Carol, że zabrało jej cząstkę duszy, ale nie złamało.

OCENA 5.5/6

Vikings S02E04 Eye For an Eye
- spokojniejszy odcinek bez scen batalistycznych czy podróży morskiej (a mogła być!), ale ociekający klimatem i świetną muzyką. Uwielbiam ten serial nawet jak nie dzieje się wiele bo porywa mnie na te 40 minut w zupełnie inny świat.
- Ragnar nie odgrywam w tym odcinku dużej roli. Oczywiście to on musiał zostać zakładnikiem Ekberta. Kilka zabawnych scen, ale też wyznanie prawdy o tym co go napędza nie podboje i chęć sławy, ale ciekawość. Ogromnie mnie ciekawi czy będą ciągłe wojny w Weesex czy może jakiś chwiejny sojusz. Bo król ma ambitne plany, a wikingowie mogą mu się przydać w ich realizacji.
- o wiele większy nacisk w odcinku położono na Athelstana. Przechodzi kolejny kryzys wiary jak i tożsamości. Nie wie już do jakiego świata przynależy. Może i mówi Ragnarowi, że przysłuży mu się bardziej w Anglii też podczas odbijania wioski, ale wg. mnie on chcę zostać jeszcze trochę w Anglii, wśród swoich. Scena z krzyżowaniem wyszła fenomenalnie. Muzyka była cudowna, myślałem, że to już jego koniec, ale całkiem niespodziewanie nadeszło wybawienie i nadanie ciekawego kierunku postaci. Dziwnie tylko się to ogląda gdy krew raz tryska z ran, a raz jej brakuje. Cenzura zrobiła swoje i szkoda, że History nie wypuszcza tego samego dnia dwóch wersji odcinka, a na tą właściwą trzeba czekać do premiery na innych rynkach.
- również u Lagherty się działo. W końcu pokazano pokazała swoje prawdziwe oblicze. Miała dość męża więc go pobiła. Tą twardą kobietę chcę oglądać. Jej spotkanie z Ragnarem może i nie było pełne emocji, ale rezerwy, ale wciąż im na sobie zależy. Inaczej przecież by nie zbierała dla niego wojowników.

OCENA 4.5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz