Jakiś czas temu zrobiłem sobie „głupie”
postanowienie, że na blogu będę zamieszczał recenzjo podobną notkę po
przeczytaniu każdej książki. Jak na razie całkiem nieźle udaje mi się to
zrealizować i jak dotąd zbytnio nie narzekałem. Jednak jeszcze głupszym (nie
użycie cudzysłowia jest celowe) pomysłem było zdanie się na ślepy los przy
wyborze kolejnej książki. Pod wpływem impulsu na listę dodałem kila klasyków
światowej literatury w tym tragedie greckie i pech chciał, że trafił się
Agamemnon. Jak mus to mus, zawziąłem się i przeczytałem, a teraz spróbuje napisać
kilka subiektywnych zdań. Znawca literatury antycznej ze mnie żaden więc będzie
mało konkretów i krótko. Po co się pogrążać bardziej niż trzeba?
Na początku o tym jak mi się czytało. Otóż źle.
Spodziewałem się tego. W końcu mówiły o książce, która ma 2,5 tysiąca lat.
Ciężko było się kupić na treści, myśli latały jak szalone i trzeba było nie raz
i nie dwa powtarzać wersy. Wątek gubiłem często, ale jak już udało mi się go
złapać odnalazłem całkiem ciekawą treść z masą odniesień do mitologii, wojny
trojańskiej i historii Grecji. Jednak szkolne lekcje na coś się przydały. Z
wielką radością czytałem też o Achajach i Atrydach wiedząc gdzie potem zostały
użyte te określenia. Szczególnie szukałem analogii do Legend Diuny i
tamtejszego Agamemnona, ale niestety nie było tego wiele. Tak więc podczas
czytania katharsis nie doznałem, ale chciałem wiedzieć jak bardzo tragicznie
się skończy.
A tragicznie było przez całą lekturę. Morderstwa,
rytualne zabójstwa, zdrada, otrucia, kanibalizm, patologiczne rodziny. Działo
się nie mało. Trochę spoileruje, ale inaczej ciężko o tym pisać. Nie powiem
tylko kto kogo i jak chociaż w sumie to nie jest wielkie zaskoczenie. Ważne
jest jak do tego dochodzi, jak czyny mają swoje konsekwencje, człowiek nie
oszuka swojej prawdziwej natury, a przeszłość nas determinuję. Mowa jest też o
przeznaczeniu (i pewnie dziesiątkach innych rzeczy, których nie zauważyłem albo
teraz nie pamiętam) i jak trzeba stawiać mu czoła choćby zwiastowało by to nam
koniec. Nie mogło też zabraknąć bogów greckich. Ingerują w świat, ale
pozostawiają bohaterów samych sobie. Od nich zależy decyzja, człowiek jest
panem swojego losu. Może i jest nieświadomie kierowany przez bogów, popychany w którąś stronę ale ostatecznie to on podejmuje decyzję i działa z własnej woli. Może i bogowie są zawistni, ale odpłacają człowiekowi za jego działanie
pięknym za nadobne, gdyby bohater zachował się inaczej nie sprowadziłby na
siebie tragedii
Już trochę nadinterpretując można się w dziele
doszukać krytyki wojny jako takiej. Niesie ona ze sobą tylko śmierć i
konsekwencję działań z którymi potem trzeba żyć. Zwycięstwo zawsze osiąga się
za wysoką ceną, a jego skutki mogą być nieprzewidywalne. Chyba nie muszę mówić,
że wszystkiemu była wina kobieta? To zawsze ich wina. Chociaż one pewnie będą
innego zdania bo przecież to Parys porwał Helenę. A ja na to, że to Eris
rzuciła jabłko i tak można szukać winnego i znowu sprowadza się to do
bezsensowności wojny.
Po lekturze czuje się mądrzejszy i głupszy zarazem.
Cieszę, że udało mi się przeczytać jeden z klasyków światowej literatury,
szkoda tylko, że tak mało z niego wyniosłem. O formie nie będę pisał bo się nie
znam na tym (3 jedności, episodiony, stasimony, exodus, kosmos – wikipedia okazała
się pomocna). Oceny też nie będzie bo nie czuje się usprawiedliwiony do tego.
Kolejne części przeczytam, ale mam nadzieje że nie za szybko.
Oglądałem kiedyś taki film "Troja" i tam też był Agamemnon.
OdpowiedzUsuń